Rozdział 19

17.1K 538 6
                                    

Wypróbowaliśmy większość karuzel w całym wesołym miasteczku i to oczywiście z mojego powodu, bo nie chciałam sobie niczego odpuszczać.

Upajałam się obecną chwilą i cieszyłam, że znowu mogłam poczuć się jak osoba, która nie miała żadnych zmartwień i była zwyczajnie... wolna, odcięta od zbędnego bagażu.

Usiedliśmy na ławce, a ja natychmiast zanurzyłam palce w wacie cukrowej, i wcisnęłam urwany kawałek do ust, rozpływając się pod wpływem słodyczy.

Mniam, pychota!

- Nigdy więcej nie namówisz mnie, żebym poszedł z tobą na auta i na pewno nie dam ci prowadzić. Większość osób chciała nas tam zabić. - skwitował rozbawiony Connor, a ja wesoło się uśmiechnęłam.

- To się akurat nie zmieniło. Kiedy byłam mała i chodziłam z bratem do wesołego miasteczka na początku pozwalał mi kierować, ale później, gdy większość ludzi zaczęła zabijać nas wzrokiem na skutek mojej jazdy, uznał, że już więcej nie wpuści mnie za kółko. Oczywiście, on mówił, ale jak przyszło, co do czego, to słowa nie zamieniały się w czyny. - powiedziałam i natychmiast zdębiałam.

Spojrzałam na Connora, którego wyraz twarzy wyraźnie dał mi do zrozumienia, że był on równie zaskoczony moim nagłym wyznaniem, co i ja.

- Podejrzewam, że twój brat po prostu nie był w stanie ci odmówić. - odchrząknął, a ja uniosłam kąciki ust.

- Aha, bo ja wcale nie szantażowałam go, że pokaże jego dziewczynie, jak siedzi na różowym kucyku na karuzeli. - parsknęłam, a Connor wybuchnął śmiechem.

- Okej, różowy kucyk, to nie przelewki. - stwierdził rozbawiony, a ja wesoło się uśmiechnęłam. - Utrzymujesz z nim kontakt?

- Nie. Mikael... On nie żyje. - wyszeptałam.

- Przykro mi. - odparł, a ja kiwnęłam głową.

Nie chciałam znowu wracać do smutnych wspomnień, więc pospiesznie zmieniłam temat.

- A co z tobą? Masz jakieś rodzeństwo?

- Tak, niestety. - prychnął, a ja klepnęłam go w ramię, na co on się tylko zaśmiał. - To nie tak, że nie kocham swojego rodzeństwa, ale moje siostry potrafią dać w kość, a zwłaszcza Sue...

- Ile ma lat?

- Siedemnaście i daje nam wszystkim nieźle popalić.

- Jak to nastolatka. - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. - Przejdzie jej to prędzej czy później.

- Cóż... Lepiej prędzej niż później.

- A jak jest z tobą?

- Co masz na myśli?

- No... Chodzi mi o to, że prowadzisz ogromną firmę, a właściwie to chyba nawet kilka... - poprawiłam się, zauważając jego rozbawioną minę. - A nawet nie skończyłeś jeszcze trzydziestu lat. Wiesz, powiem ci, że jestem pod wrażeniem, a wiedz, że nie mówię tego wielu osobom.

- Na pewno zapamiętam. - powiedział i uśmiechnął się na moje słowa. - Więc to, że prowadzę firmy zajmujące się produkcją i sprzedażą samochodów to taki jakby przypadek. To mój ojciec miał odziedziczyć Harris Cars Industries i wszystkie filie po moim dziadku. Stwierdził jednak, że nie nadaje się do prowadzenia takiego interesu, gdyż woli być architektem, bo ta praca o wiele bardziej go satysfakcjonuje. W wieku dwudziestu czterech lat zostałem więc wybrany na nowego szefa.
Wcześniej oczywiście musiałem pracować w firmie pod okiem dziadka, zapoznać się ze wszystkimi dokumentami. Nie szło mi to najgorzej, więc uznał, że może wreszcie odejść na emeryturę, bo oddaje firmę w dobre ręce.
Funkcję szefa sprawuję od jakiś pięciu lat i póki co nie było żadnych skarg, więc myślę, że firma jest nadal na dobrej drodze.

- Z pewnością. - przytaknęłam. - Twój dziadek jest z ciebie na pewno bardzo dumny. Dzięki tobie wasza rodzinna firma nadal dobrze prosperuje.

- Dobrze, wystarczy już gadania o mnie.

- Okej. Na pewno nie chcesz waty? - zapytałam wesoło i pomachałam nią. -Jest bardzo dobra i taka słodka.

- Z pewnością nie jest taka słodka jak ty. - skwitował i pogładził kciukiem mój policzek.

Poczułam rumieńce wypływające na moją twarz i kątem oka zarejestrowałam wyraz zadowolenia, odmalowujący się w oczach bruneta.

Cholerka Summer! Musimy się ewakuować i to jak najszybciej.

Connor nachylił się w moją stronę, a ja momentalnie zdębiałam, przeczuwając co mężczyzna zamierzał zrobić. Gorączkowo zastanawiałam się nad wyjściem z tej sytuacji i momentalnie odetchnęłam z ulgą, kiedy telefon mojego towarzysza niespodziewanie się rozdzwonił.

Brunet odsunął się ode mnie niechętnie, i burknął coś pod nosem, odbierając telefon.

Szczerze powiedziawszy, zaczęłam współczuć osobie, która znajdowała się po drugiej stronie, bo obecny ton mężczyzny sprawiał, że sama miałam ochotę schować się w mysiej dziurze.

Jednego byłam pewna... Facet siedzący obok mnie, z całą pewnością cieszył się sporym autorytetem wśród swoich pracowników.

- Musimy już wracać. - wyznał po zakończeniu rozmowy.

- Wszystko w porządku? - zapytałam, wyczuwając jego spięcie i wstałam z ławki, a on poszedł moim śladem, ciężko wzdychając.

- Nie do końca, ale to nic takiego. - stwierdził i posłał mi kolejny z tych swoich nieziemskich uśmiechów, a ja odwzajemniłam jego gest.

- Zechcesz mi jutro towarzyszyć na przyjęciu? - wtrącił niespodziewanie, kiedy ruszyliśmy w stronę samochodu stojącego na parkingu.

Zatrzymałam się w pół kroku i popatrzyłam na niego niepewnie.

Serio?

- Słucham? - wydukałam zaskoczona.

- Proszę cię, Mer. Nie strzelaj takich min. - zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami. - Chciałbym, abyś mi jutro towarzyszyła na przyjęciu. Nasza nowa marka wychodzi na rynek i powiedzmy, że z tej okazji organizowane jest przyjęcie. Miało się odbyć dopiero za dwa dni, ale niektóre sprawy się sypnęły i trzeba było wszystko przyśpieszyć.

- Okej, rozumiem, ale sądzę, że to nie jest dobry pomysł. Nikogo tam z pewnością nie będę znała...

- Znasz mnie. - wtrącił rozbawiony. - No i jeżeli ja ci nie wystarczę, to będzie jeszcze Max z Lucy.

Ja i przyjęcie?To chyba jakiś żart.

- Mimo wszystko jednak...

- Zapytałem z grzeczności. Oczywistością jest to, że i tak się tam ze mną wybierzesz. - oznajmił pewnie, a ja zerknęłam na niego z niedowierzaniem.

- Jasne... Chciałbyś. - prychnęłam, a on zrobił krok w moją stronę, wyraźnie naruszając moją przestrzeń osobistą.

- Skarbie, chciałbym robić z tobą wiele różnych rzeczy i na różne sposoby, tylko jeszcze cierpliwie czekam, aż ty też będziesz gotowa, bo w końcu dałem ci słowo. - wyszeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszły dreszcze... Przyjemne dreszcze!  - No dobrze, może spróbujmy inaczej. Nie zmuszę cię do pójścia tam ze mną, chociaż w sumie bym mógł, ale... Naprawdę byłbym szczęśliwy, gdybyś się tam ze mną wybrała.

Masz przerąbane, Summer...

- No dobrze, ale nie mam w co się ubrać i ...

- O to się nie martw. Wszystko dla ciebie załatwię. - wyszczerzył się.

- Nie będziesz mi kupował ciuchów! - sprzeciwiłam się, a on posłał mi rozbawione spojrzenie.

- Właśnie, że będę. - oznajmił pewnie, puszczając mi oczko.

Przeczuwałam, że nie zdołam go odwieść od tej decyzji, choćbym nie wiem, jak się starała, bo...
Connor Harris był za bardzo uparty!

W co ja się, kurcze, wpakowałam?

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz