Rozdział 46

12.6K 409 11
                                    

Spędziłam nockę w szpitalu pod czujnym okiem lekarki, która wykonała mi serię badań i podała różne leki.

Nie miałam na nic siły i pragnęłam jedynie wrócić do swojego mieszkania, więc kiedy wreszcie dostałam wypis, odetchnęłam z nieskrywaną ulgą.

Dziewczyny przyjechały po mnie z samego rana i zabrały do domu, a ja prawie zapłakałam ze szczęścia, gdy przekroczyłam próg swoich bezpiecznych czterech ścian.

Chciałam podzielić się z kobietami informacjami, którymi zostałam uraczona przez panią doktor, ale uparcie trzymałam język za zębami.

Musiałam milczeć! Przynajmniej na razie...

- Więc, Mer? Na co masz ochotę? Ugotujemy ci coś. Lekarka sama powiedziała, że aby całkowicie wyzdrowieć musisz się dobrze odżywiać! - oznajmiła Lu, a ja lekko się uśmiechnęłam.

- Naprawdę nie musicie zawracać sobie tym głowy.

- Nie gadaj głupot. Lucy jest świetną kucharką, więc coś ugotuje. Ja co najwyżej mogę jej asystować. - wyszczerzyła się Suzan.

- Ta... Lepiej, żebyś nie dotykała garnków, jeżeli nie chcemy mieć tutaj pożaru. - zaśmiała się Haggins, a Suzan wywróciła oczami.

- Aż tak źle nie jest!

- Jasne. Wmawiaj sobie. - parsknęła rozbawiona Lu. - Zresztą nieważne. Mer, idź się połóż i odpoczywaj, a my zajmiemy się tutaj wszystkim.

- Nic mi nie jest. Mogę wam pomóc i...

- Idź już do tego pokoju i odpoczywaj. Czuj się jak w hotelu w którym inni Ci usługują. - przerwała mi Suzan.

- No dobrze. - westchnęłam z rezygnacją.

- Jak wszystko będzie gotowe, to cię zawołamy. - krzyknęła Lu, a ja przewróciłam oczami, wchodząc do pokoju.

- Okej!

Westchnęłam przeciągle i rozpakowałam swoje rzeczy z torby, razem z witaminami, które wręczyła mi doktor Klint.

Zacisnęłam dłonie na pudełeczku i przełknęłam gule stojącą w moim gardle, po czym wrzuciłam leki na dno szafki tak, by nikt ich nie znalazł.

Zresztą, kto miałby tutaj grzebać?

Chwyciłam dresy i koszulkę, po czym skierowałam się w stronę łazienki, by wziąć prysznic,

Nie cierpiałam czuć na sobie tego specyficznego zapachu szpitala.

Stanęłam w kabinie, i odkręciłam kurek, a ciepła woda momentalnie spłynęła po moim ciele, aczkolwiek nie ukoiła moich zszarganych nerwów.

Jak miałam poradzić sobie z dwójką maluchów? Jak miałam zapewnić im godny byt?

Po moich policzkach spłynęły łzy, a ja przytknęłam głowę do ściany, zwieszając ramiona.

Ciąża... To miało być moje przekleństwo? Czy faktycznie cud?

Zagryzłam policzek od wewnątrz i przymknęłam powieki, układając dłoń na swoim brzuchu.

Nie... Te maleństwa nie były przekleństwem. One były cząstką Connora... Cząstką, którą los najwyraźniej zechciał mnie obdarować, by wynagrodzić mi utratę mojej miłości.

Miłości, którą sama przekreśliłam na własne życzenie...

- Obiecuję, że nie pozwolę, aby przydarzyła się wam jakakolwiek krzywda. - przyrzekłam cicho. - Będę chronić was tak długo, jak tylko będę w stanie.

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz