Rozdział 24

15.7K 494 1
                                    

Opuściliśmy mieszkanie, i wyszliśmy z budynku, a ciepłe nocne powietrze momentalnie owiało nasze ciała.

Uśmiechnęłam się pod nosem, przymykając na moment powieki, by zaraz je unieść i przeżyć stan przedzawałowy.

Zachwiałam się, i mocniej zacisnęłam palce na przedramieniu Connora, wlepiając zszokowane spojrzenie w limuzynę stojącą przed nami.

O matko...

- W porządku? - zapytał brunet, wyraźnie rozbawiony moją reakcją.

 - Um... Tak, chyba. - wymamrotałam niepewnie, a mężczyzna się zaśmiał.

- Cieszę się, że zrobiło to na tobie wrażenie, ale nie wiedziałem, że będzie próbowało zwalić cię to z nóg. Najmocniej przepraszam. - wyszczerzył się.

Klepnęłam go w ramię i założyłam ręce na piersi, unosząc kąciki ust ku górze.

- To wcale nie jest zabawne.

- Tak, masz rację, ale to twoja wina. - skwitował, a ja uniosłam brwi ku górze.

- Słucham?

- Rozpraszasz mnie swoim wyglądem. Przez ciebie chodzę napalony, jak nastolatek. - oznajmił nonszalancko, a ja momentalnie poczułam rumieńce oblewające moje lica.

- Twoje reakcję też są cholernie pociągające. - dopowiedział, przejeżdżając kciukiem po moim policzku, a ja wstrzymałam powietrze pod wpływem jego ruchu.

Dlaczego od razu nie odskoczyłam? Dlaczego pozwalałam się dotykać?

- Um... Chyba powinniśmy jechać, jeżeli nie chcemy się spóźnić. - odchrząknęłam, a mężczyzna uśmiechnął się i zabrał swoją dłoń, na powrót zwracając mi wolność i przede wszystkim... spokój ducha.

Po godzinnej podróży, w trakcie której, na szczęście, Connor się do mnie nie przystawiał, ani nie zrobił niczego wbrew mojej woli, dotarliśmy na miejsce.
Brunet powiedział coś do szofera, po czym wyszedł z samochodu i wystawił swoją dłoń w moim kierunku.  Zagryzłam policzek od wewnątrz i chwyciłam ją, wysiadając z samochodu.

Przełknęłam głośno ślinę i wgapiłam się w restaurację, którą kojarzyłam.

La Careta... Jedna z najdroższych miejscówek w całym Los Angeles.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że mój towarzysz był multimiliarderem, ale kurcze! , to wszystko  wciąż wydawało się być dla mnie jedną wielką abstrakcją.

Gdybym chciała zjeść tu chociażby przystawkę, to musiałabym wydać większą część swojej wypłaty, by było mnie na nią stać...

- Summer... - wtrącił Connor, a ja na niego spojrzałam. - Proszę, zamknij buzię, jeżeli nie chcesz, bym wszedł na salę mając wzwód.

Pospiesznie zacisnęłam usta, na powrót oblewając się czerwienią, a Harris natychmiast posłał mi łobuzerski uśmieszek.

- Jesteś niesamowita. Wystarczy, że powiem coś nieprzyzwoitego, a ty od razu się rumienisz. - skwitował, a ja wzruszyłam ramionami i lekko się uśmiechnęłam.

Faktycznie.

Do niedawna nie przebywałam w towarzystwie mężczyzn, i unikałam ich jak ognia, ze względu na paniczny strach, który mnie obezwładniał, więc nie byłam przyzwyczajona do słów, jakimi obdarzał mnie brunet.

Jego pojawienie się w moim życiu wszystko zmieniło...

Tylko, czy to rzeczywiście dobrze?

Mężczyzna położył dłoń u dołu moich pleców i poprowadził mnie w stronę wejścia, a ja zebrałam się w sobie, by nie zeschizować.

No, to wchodzimy do jaskini pełnej wielu, cholernych, mężczyzn.

Życzę powodzenia, Summer!

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz