Rozdział 37

16.8K 480 13
                                    

- Zostaw mnie, proszę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Zostaw mnie, proszę. Nie rób mi krzywdy, błagam cię! - załkałam, ale mojego oprawcy to nie obeszło.

Ból, strach, rozpacz atakowały mnie na wskroś, a ja nie potrafiłam się od nich uwolnić...

Znalazłam się na straconej pozycji.

- Zamknij ryj, suko. Już nikt cię nie uratuje. Jesteś moja! - warknął mężczyzna.

Mężczyzna, który nie był Carterem.... Nie, bo... Jego miejsce zastąpił... Mark.

Krzyczałam, żeby ktoś mi pomógł, ale nikt się nie pojawił... Zostałam sama...

Zerwałam się z łóżka, odruchowo obejmując swoje rozdygotane ciało ramionami.

Przełknęłam głośno ślinę, i pospiesznie pomrugałam powiekami, walcząc z łzami, które napłynęły mi do oczu.

Dlaczego mój koszmar tak nagle się zmienił? Dlaczego zamiast twarzy Cartera, dostrzegłam Marka?

Potrząsnęłam głową, nie mając siły, by to teraz roztrząsać i zwróciłam wzrok na drugą połowę łóżka, momentalnie orientując się, że jest pusta.

Gdzie jest Connor?

Zmarszczyłam brwi, a niepokój natychmiast osiadł na moim żołądku niczym głaz.

Uspokój się... Na pewno nic mu nie jest. Nie panikuj...

Odrzuciłam pościel na bok, i podreptałam do łazienki. Odkręciłam kurek w umywalce i ochlapałam twarz zimną wodą, uparcie starając się odgonić od siebie paskudne obrazy, które przewijały się w moim umyśle.

Wyrzuć to z siebie... Zapomnij...

Odetchnęłam głęboko i powoli wypuściłam powietrze spomiędzy warg, po czym wciągnęłam na siebie spodenki i koszulkę, uprzednio wykonując poranną toaletę.

Potarłam ramiona dłońmi, próbując rozgrzać swoje zziębnięte ciało i wyszłam z łazienki, udając się na poszukiwania bruneta.

Po prostu... potrzebowałam go znaleźć... Musiałam się do niego przytulić, by zwyczajnie... na powrót poczuć się...bezpiecznie.

Stąpałam cicho po korytarzu, nie chcąc narobić jakiegokolwiek hałasu, by nie obudzić Sue, zwłaszcza, że była dopiero szósta rano.

Zagryzałam policzek od wewnątrz, mijając różne pokoje, póki zza drzwi jednego z nich, nie dobiegł mnie znajomy głos.

Zamarłam w miejscu, i westchnęłam z ulgą, bo zalała mnie fala nieopisanego spokoju.

Jest tutaj, cały i zdrowy, chociaż... chyba nie do końca zadowolony.

Podejrzewałam, że mężczyzna właśnie prowadził rozmowę telefoniczną, więc nie chcąc mu przeszkadzać, zeszłam do kuchni, i zrobiłam sobie kawę.

Nie pozwól mi odejść ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz