Chapter thirty five

914 57 6
                                    

Obudziłem się w hotelowym pokoju. Dookoła był wszędzie bałagan i nie pamiętam nic z wczorajszej nocy. Jedyne, co mi się przypomina, to fakt, że od jakiegoś czasu pojawiam się w tym samym klubie. Ale jeszcze ani razu nie urwał mi się film, tak jak w teraz.. 

Wydostałem się z pod sterty ubrań, które były moją prowizoryczną kołdrą, bo tą prawdziwą gdzieś zgubiłem i wolnym krokiem podszedłem do komody, na której miałem zapas tabletek oraz butelkę wody. Wziąłem ich kilka, po czym znalazłem jakieś w miarę czyste ciuchy i spojrzałem na siebie w lustrze. Prawdopodobnie wyglądałem gorzej, niż na początku tego wszystkiego. Czyli, jakieś dwa miesiące wcześniej. 

Są aktualnie wakacje i totalnie straciłem poczucie czasu. Każdy dzień wygląda tak samo nudno, nawet jeśli coś niecodziennego wydarzy się w klubie, do którego chodzę wieczorami. Chociaż i tak, rzadko pozwalam sobie na coś więcej, niż wypicie paru drinków i wyobrażenie sobie, że ona siedzi właśnie obok mnie. 

Jednak ten dzień, zapowiadał się inaczej. 

Kac ustąpił dziwnie szybko i czułem się jak nowo narodzony, więc postanowiłem trochę posprzątać w pokoju, z którego już jutro miałem się wynieść. A zamieszkałem tu, ponieważ siedzenie w domu, przygnębiało mnie o wiele bardziej, bo wszystko tam, kojarzyło mi się z nią. Wszędzie ją widziałem, nie mogłem spać. Oczywiście jeździłem do szpitala, gdy czułem się w miarę dobrze, ale taki moment nastawał ostatnio dość rzadko. 

Gdy ogarnąłem w miarę całe pomieszczenie, postanowiłem podłączyć swój telefon do ładowania chyba pierwszy raz od kiedy tu zamieszkałem. Gdy tylko się włączył, zostałem zbombardowany powiadomieniami, ale była tylko jedna rzecz, która najbardziej przykuła moją uwagę najbardziej. 

1 nieodebrane połączenie od: Kerel

I to z dzisiaj. 

Po co Karol miałby do mnie dzwonić? 

Gdy zacząłem się nad tym zastanawiać, moje serce momentalnie przyśpieszyło i z nadzieją, oddzwoniłem do niego, chcąc usłyszeć tylko te dwa słowa. 

Dwa słowa, na które czekam od ponad dwóch miesięcy.

- Po co dzwoniłeś? - spytałem, czując jak moje ręce zaczynając się trząść z nerwów. Bałem się tego, co zaraz usłyszę. 

Cholernie. 

- Dobrze, że jeszcze żyjesz, bo jest sprawa - zaczął, a w jego głosie dało się usłyszeć, że się cieszy, ale nie chciałem sobie robić aż takiej nadziei, więc zachowałem powagę. 

- A dokładniej? - spytałem niepewnie, drapiąc się dłonią po karku. Zagryzłem dolną wargę, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu, po czym usiadłem na niewygodnym materacu rozwalając kupkę poskładanych, w miarę czystych ciuchów. 

- Powinieneś przyjechać do szpitala - mruknął, a moje serce w tym momencie się zatrzymało. Nie wiem, co to dokładnie oznaczało, ale gdy tylko usłyszałem to, co powiedział, rzuciłem wszytko i jak oparzony wybiegłem z hotelu, kierując się w stronę swojego samochodu. 

toxic //reZigiuszWhere stories live. Discover now