Chapter twenty two

1K 58 37
                                    

POV Remek

Dojazd do szpitala zajął mi ponad dwie godziny, ze względu na warunki i późną godzinę, a gdy wszedłem do środka, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Michał siedzący w poczekalni obok załamanego Floriana.

Coś czuję, że jest źle. Bardzo źle.

- Co z nim? - spytałem, siadając obok ich dwójki. Florian nie zwrócił na mnie uwagi, za to Michał jedynie westchnął.

- Potrącił go samochód - oznajmił po dłuższej ciszy Michał, przecierając twarz dłonią, a ja wstrzymałem na chwilę powietrze. - Teraz jest nieprzytomny i nie wiadomo czy w ogóle przeżyje - dodał, a na te słowa serce podeszło mi do gardła.

- A-ale jak to się stało? - spytałem lekko roztrzęsionym głosem, patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Nie wiadomo, kierowca uciekł z miejsca wypadku - mruknął, po chwili ciężko wzdychając.

Nie zdążyłem nawet otworzyć ust, aby odpowiedzieć, a do sali, w której leżał Dezy, zaczęło się nagle zbiegać kilku lekarzy. Przez szklaną szybę, mogłem przez chwilę dostrzec, że zaczynają go reanimować, zanim jedna z pielęgniarek zasłoniła rolety. Momentalnie poczułem, jak ze stresu ręce zaczynają mi się pocić, a żołądek zaciska węzeł.

POV Marcelina

Po dłuższym czasie siedzenia w jednym miejscu, w totalnej ciszy i w towarzystwie głupiej świeczki, stwierdziłam, to był jednak głupi pomysł, żeby tu zostawać. Mogłam z nim pojechać.

Jebany, wiedział, że tak będzie.

Jak tylko Kerel przekroczył próg domu, od razu poderwałam się z siedzenia, a po pięciu minutach byliśmy już w drodze do szpitala.

- Co mu jest? - spytałam poddenerwowana, podchodząc do Michała.

Żaden z ich trójki mi nie odpowiedział. Wpatrywałam się w nich przez dłuższą chwilę, jednak oni nawet nie przejęli się moją obecnością, co trochę mnie zaniepokoiło.

- Remek? - kucnęłam przed nim, spoglądając mu w zaszklone oczy. Ten nadal się nie odzywał, tylko przetarł twarz dłonią, ciężko wzdychając, a nagle z sali wyszedł lekarz z miną, świadczącą tylko o jednym.

Kurwa.

Starszy mężczyzna podszedł do naszej czwórki, wziął głębszy oddech, a okulary, które miał na nosie, zdjął i przewiesił przez kieszeń białego kitla.

- Bardzo nam przykro, obrażenia były zbyt wielkie, nie udało nam się go uratować - jego głos przerwał grobową ciszę, która panowała na korytarzu, na którym byliśmy, a moje serce w tym samym momencie się zatrzymało.

Nie, to nie może być prawda.

toxic //reZigiuszWhere stories live. Discover now