Chapter twenty eight

1K 57 32
                                    

Weszłam do szkoły szybkim krokiem, bo ostatnio zaczęło mi się częściej zdarzać spóźnianie się. No, ale tym razem trochę przesadziłam, bo zaspałam, a od prawie trzech godzin trwają już lekcje. 

Cholerny budzik.  

Od razu na wejściu spotkałam Remka, Michała i Szymona, rozmawiających o czymś. Wyglądali na przejętych. Podeszłam do nich, jednak gdy chciałam się już odezwać, Michał odwrócił mnie do siebie tyłem. Z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, ale gdy dokładniej się rozejrzałam, zamarłam.

Czy ona mu coś dosypała do picia?

Przez dłuższy czas po prostu wpatrywałam się w Nikole, która co raz bardziej zachłannie całowała Stuarta. A właściwie to on ją. A właściwie, to oni się wzajemnie starali pożreć. 

- Co on odpierdala? - spytałam, zaciskając ręce w piąstki, ale próbowałam nie dać po sobie poznać, że jestem wkurwiona do granic możliwości. Widząc jednak, jak jego ręka powoli wędruje z jej talii w dół, nie wytrzymałam. Szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę i gdy chciałam się już odezwać, zostałam pociągnięta przez kogoś z powrotem do tyłu. Tym kimś okazał się być Michał. 

- Zostaw ich, niech sobie robią co chcą - prychnął szatyn, a gdy zadzwonił dzwonek, Stuart wraz z blondynką zniknęli za drzwiami damskiej łazienki. Nawet nas nie zauważył. 

Przynajmniej mam ją z głowy przez najbliższe czterdzieści pięć minut. 

Lekcja minęła nam całkiem spokojnie, a po Stuardzie i Nikoli nie było nawet śladu. Zniknęli ze szkoły, razem ze swoimi wszystkimi rzeczami. 

I bardzo dobrze. 

Podczas przerwy, gdy siedziałam na korytarzu z chłopakami, mój telefon ponownie zawibrował, co znaczyło, że dostałam wiadomość. Od razu ją sprawdziłam, bo miałam wrażenie, że wiem, od kogo ją dostałam. 

Nieznany: "Zacznę od Stuarta. Skończę na Remku."

Chyba śnisz, szmato. 

Zirytowana rozejrzałam się po korytarzu, po chwili jednak przypominając sobie, że tej działającej mi na nerwy blondynki nie ma w szkole. Tak samo jak Stuarta. 

Nie wierzę, że on dał się tak łatwo. Ona musiała go czymś przekupić, albo naćpać. 

***

- Pokłóciłem się z Szymonem - mruknął Remek, przecierając twarz, gdy tylko zobaczył mnie siedzącą w szatni, następnego dnia. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, jak mogło do tego dojść, po czym usiadłam obok niego, na ławce. - Pieprzył coś o Stuardzie - zaczął, cicho wzdychając. -  A potem wspomniał o Nikoli i.. - mówiąc to, w boksie obok, ktoś uderzył o szafki. Echo rozniosło się po całej szatni. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i obydwoje, jak najciszej ruszyliśmy w stronę, z której dobiegł ten dziwny dźwięk. Spodziewałam się, że może ktoś po prostu oparł się o szafkę, jednak trochę zbyt głośno, ale to, co zobaczyłam, przerosło moje oczekiwania. 

Obserwowaliśmy przez chwilę w ciszy, jak Szymon napiera swoim ciałem na Nikole, przyciśniętą przez niego do szafek i całuję ją po szyi. Rozchyliłam lekko usta ze zdziwienia, czując, jak moja złość przy tym narasta. 

Skoro to ma tak wyglądać, to teraz chyba nie odejdę od Michała i Remka na krok. 

Nie pozwolę na to, żeby im też namieszała w głowie.

Nie ma mowy. 

Po trzech godzinach obserwowania, jak w każdej wolnej chwili Szymon liże się z Nikolą, a nas ma w dupie, we trójkę postanowiliśmy się zerwać z pozostałych dwóch lekcji. Michała bezpiecznie odprowadziliśmy do domu, ponieważ nie mógł z nami zostać, natomiast ja z Remkiem postanowiliśmy pójść do naszej kawiarni, gdzie przesiedzieliśmy kilka godzin, do momentu, w którym pracowników zaczęło denerwować to, że co pół godziny coś zamawialiśmy. 

- Dzieciaki, nie macie nic w domu do roboty? - spytała wyraźnie znudzona kelnerka, która podeszła do naszego stolika już któryś raz. Ja tylko stłumiłam śmiech, zakrywając usta ręką, a Remek z poważnym wyrazem twarzy zamówił szklankę wody dla siebie i dla mnie. Miała to być dziś już ostatnia rzecz jaką skonsumujemy, ponieważ na dworze się ściemniało, a nie chciałam wracać do domu, w momencie, w którym nie widziałabym dokąd idę. - Jasne, zaraz przyniosę - dziewczyna wymusiła uśmiech i cicho wzdychając ruszyła w stronę lady, za którą stała jej współpracowniczka, starająca się zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem. 

Po wypiciu wody i dokończeniu naszej rozmowy, z rachunkiem, zostawiliśmy na stoliku również napiwek i krótki liścik, w którym podziękowaliśmy za cierpliwość do naszej dwójki i rozbawieni wyszliśmy na zewnątrz, stając przy oknie i przez dłuższą chwilę czekając, aż ktoś podejdzie do stolika, przy którym siedzieliśmy. Widząc, że kelnerka czyta, to co nabazgraliśmy na karteczce i uśmiecha się, rozglądając się dookoła, z nadzieją, że może gdzieś tu jeszcze jesteśmy, kąciki moich ust mimowolnie powędrowały w górę. Nie zauważyła nas jednak i po chwili wróciła za ladę, a my postanowiliśmy wracać już do domu. 

***

Siedziałam w swoim pokoju, kiedy z dołu usłyszałam podniesiony czyiś głos. Kilka głosów. Dużo głosów.

Po cichu wyszłam na korytarz, zostawiając swój notatnik w spokoju i jak najciszej potrafiłam, ruszyłam w stronę schodów, tym samym, słysząc, jak dźwięki z dołu stają się coraz wyraźniejsze. Jednak nadal było to samo bełkotanie, niezbyt rozumiałam, co i kto mówi. Zeszłam więc kilka schodków niżej, starając się skupić na rozmowie.

- Nie przyszedłem tu, żeby słuchać waszego pieprzenia o tej blondynie. Przejdź do rzeczy, albo stąd wyjdę - warknął Remek. Jego głos poznałabym zawsze i wszędzie. Po tych słowach, nastąpiła jednak dłuższa cisza. Nikt się nie odzywał, więc postanowiłam w między czasie zejść jeszcze niżej, jednak tak, aby nikt nie miał pojęcia o tym, że tu jestem. I jak na razie, całkiem mi to wychodziło. 

- Poczekaj chwilę, muszę pozbierać myśli - mruknął zestresowany Dezy, rozglądając się dookoła. 

Jego głos tak samo poznałabym zawsze i wszędzie... 

W tym samym czasie, postanowiłam po cichu zejść na sam dół, stając szybko za ścianą, tak, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi. 

Spojrzałam na ich czwórkę - Remka, Michała, Kerela i Dezego. Nie mam pojęcia kiedy oni tu przyszli, czemu przyszli tutaj, ani po co w ogóle tu przyszli, ale wydaje mi się, że w ogóle nie powinnam tego wiedzieć. 

To się źle skończy.. I dla mnie i dla nich. 

- No mówisz, czy nie? Tracę czas - jęknął tym razem Michał, zerkając na zegarek, na ręce, którego tak naprawdę nie miał. Potem usłyszałam westchnienie ze strony Kerela, a na koniec prychnięcie Dezego. 

Jacyś tacy niecierpliwi są, nie rozumiem. 

- Ja wiem, że to zabrzmi cholernie źle, ale.. - Dezy przerwał na chwilę, aby się zastanowić. W tym samym czasie Remek jęknął z niezadowolenia, tak samo jak Michał. I również ja, ale w myślach. - Byłem z Nikolą w związku. 


toxic //reZigiuszWhere stories live. Discover now