Twenty

1.8K 139 2
                                    

Camila POV:

Siedziałam w szpitalu i czekałam jak lekarz powie mi coś na temat Lauren. Minęły już dwie godziny, a dalej nic nie było wiadomo. Coraz bardziej się bałam, że nie przeżyje. Koło mnie siedziała Dinah a naprzeciwko Ally i Normani. Przyjechały od razu po telefonie DJ. Byłam roztrzęsiona i się obwiniałam chociaż Di parę razy powtarzała mi, że to nie jest moja wina ale się myliła. To była moja wina.

Gdybym nie pozwoliła jej jechać z tym gościem. Zareagowała na to. Albo chociaż powiedziała jej o tym wyścigu to może byśmy się nie pokłóciły i ona by tak nie zareagowała. Obojętnie, która z tych rzeczy się do tego przyczyniła. Może nawet obie ale na końcu i tak byłam ja.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że w moim kierunku idzie Luke. Wstałam jak poparzona, przyciągając tym wzrok reszty dziewczyn i pobiegłam w jego stronę. Wtuliłam się w niego z takim impetem, że o mało go nie powaliłam na ziemie ale jakoś utrzymał się na nogach.

Przytulił mnie do siebie mocniej i dopiero wtedy dałam upust moim emocją i zaczęłam płakać. Po chwili jego koszulka była prawie cała mokra ale mu to nie przeszkadzało. Pozwalał mi się wypłakać bo wiedział, że teraz tego potrzebuje. Gdy zaczęłam się uspakajać, chwycił mnie lekko za rękę i posadził na jednym z krzeseł siadając koło mnie.

-Co ty tu robisz? - Zapytałam pociągając nosem.

-Dzisiaj miałem przyjechać. Chciałem ci zrobić niespodziankę. Byłem w drodze i rozmawiałem z Demi, nagle przerwała przez co zacząłem się martwić, ale po chwili oddzwoniła i powiedziała, że był wypadek. Zapewniła, że z tobą wszystko w porządku. Pojechałem do niej i opowiedziała co się stało więc od razu przyjechałem tu.

-Luke to moja wina. To wszystko moja wina. - Znowu zaczęłam płakać.

-Hej, cii to nie jest twoja wina. - Objął mnie delikatnie w pasie i przyciągnął do siebie.

-Jest. Mogłam jej powiedzieć ale tego nie zrobiłam. Mogłam powstrzymać ją przed wsiadaniem do tego auta, ale też tego nie zrobiłam. Bo byłam zła, byłam wściekła Luke. Nie myślałam trzeźwo a teraz mogę ją stracić. - Pod koniec mój głos się załamał. Jeśli miałabym ją stracić to nie w taki sposób. Może mnie zostawić ale niech przeżyje. Niech będzie szczęśliwa z kimś inny. Najważniejsze żeby była żywa.

-Nie stracisz jej. Lauren jest silna i da sobie radę.

-Tak myślisz? - Zapytałam patrząc w jego niebieskie tęczówki.

-Oczywiście w końcu jest z tobą. - Kiwnęłam głową i znowu się w niego wtuliłam.

Był zawsze wtedy gdy go potrzebowałam. Zawsze mnie wysłuchał, dodał otuchy, pozwolił się wypłakać i zawsze mogłam na niego liczyć. Jako pierwszy dowiedział się o mojej orientacji a gdy było trzeba udawał mojego chłopaka jak jakiś namolny frajer nie chciał się odwalić. Był najlepszym przyjacielem jakiego można mieć i zdarzało się, że myślałam nad tym jakim cudem jest moim. Ale zawsze dochodziłam do tego, że może bóg mi go zesłał jako przeprosiny za takich rodziców. Podniosłam lekko głowę do góry i się uśmiechnęłam.

-Dziękuje, że jesteś Lukey. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Wyszeptałam. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął mocniej mnie do siebie przytulając.

-Pewnie nie byłabyś taka zajebista jak jesteś.

-Zapewne. - Przyznałam i oboje się zaśmialiśmy. Po chwili spoważniałam bo przypomniałam sobie, że nie wiadomo co z Lauren. Poczucie winy wróciło z podwójną siłą.

-Muszę odejść.

-Co? - Zapytał Luke poważniejąc.

-Muszę odejść od Lauren. Tak będzie lepiej.

Roses ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz