34. I co ja mam z tobą zrobić?

5.3K 458 133
                                    

Victor opierał się obiema rękami o blat własnego biurka, dudniąc w nerwowym geście opuszkami palców o twarde drewno. Jego wyraz twarzy był wyjątkowo posępny, a spojrzenie burzowych tęczówek nie kryło nic więcej poza przenikliwym chłodem.
Czekał na swoją sekretarkę, pełen obaw i trosk o siedzącego za nim Yuriego. Nikt przecież nie powiedział, że krzywda, którą rzekomo wyrządziła mu kobieta, już zdołała mu zaszkodzić. Pokłosie jej działań mogło ujawnić się z opóźnieniem, czemu Nikiforov chciał w porę zapobiec. Na samą myśl o jej złych intencjach, zagryzał mocniej zęby ze złości. Ufał jej. Pracowała u jego boku tyle lat, a mimo to zrobiła coś, co ewidentnie mu się nie podobało.

Ciche pukanie do drzwi wyrwało go ze swoistego transu, w którym się pogrążył.

- Wejdź - rozkazał, nawet nie próbując pozbyć się specyficznej szorstkości w głosie. Wcale nie miał na to ochoty, a już zwłaszcza gdy tylko ją zobaczył. Wyraźnie wystraszoną i przygarbioną. Svieta wiedziała, dlaczego została wezwana. Już jedno spojrzenie bystrych oczu na stojącą nieopodal Vienę pozbawiło ją wszelkich złudzeń.

Nadszedł ten dzień, w którym jej szef dowie się o jej występku i ukarze ją adekwatnie do popełnionego czynu. Gdzieś tam, w głębi duszy, tego chciała, poczucie winy dręczyło ją już od dłuższego czasu. Pragnęła się go pozbyć, ale kochała z całego serca swoją posadę, nawet jeśli była wyjątkowo zwykła i pospolita. Sekretarka nie była szczytem jej marzeń, ale blondynka była realistką i wiedziała, że na nic innego jej nie stać. Nie była błyskotliwa i pomysłowa, a co za tym idzie - biegła w interesach, jak chociażby Katsuki. Na pozycję chociażby doradcy finansowego nie miała co liczyć i dawno już zdołała się z tym pogodzić.

- Wzywał mnie pan? - Szepnęła niepewnie, nawet nie podnosząc wzroku ze swoich beżowych szpilek. Sytuacja nie wyglądała dobrze, nie dla niej. Zgrywanie głupiej było ostatnią rzeczą, na którą powinna się w tym momencie zdobyć, a jednak to zrobiła.

- Przejdźmy do konkretów. Doszły mnie słuchy o pewnym incydencie z twoim udziałem, żądam wyjaśnień - fuknął, niemal z góry zakładając jej winę. Bo przecież gdyby nie miała niczego na sumieniu, nie zachowywałaby się w ten sposób. Jej wycofana postawa i zaniepokojony, tak bardzo do niej niepodobny, wyraz twarzy mówiły same za siebie. Była winna. Tylko tak właściwie czego?

Sam Katsuki piekielnie był tego ciekaw, więc z dziką fascynacją, śledził przebieg ich rozmowy. Jego uważny wzrok studiował z uporem maniaka całą jej sylwetkę i każde niekontrolowane drgnięcie jej ciała. Widać było, że sekretarka toczy ze sobą wewnętrzny spór o to, czy przyznać się do popełnionego czynu. Wahała się, przestępując z nogi na nogę, co mocno szarpało nerwy i tak już poirytowanego Nikiforova. Katastrofa wisiała w powietrzu, zupełnie jak samoloty Aeroflotu, które miały skłonność do spektakularnych upadków z dużych wysokości. W jednym i drugim wypadku sprawa była równie wybuchowa. I im dłużej Svieta zwleka, tym bardziej pogarszała i tak już zły stan rzeczy.

- Nie sądzisz, że jesteś mi to winna? - Mruknął Katsuki, unosząc w znaczącym geście brwi. Właśnie podjął się próby zażegnania kryzysu. Próbował ratować to, czego gniew Victora jeszcze nie dotknął. I miał w tym swoją słuszność.

Blondynka, słysząc jego głos, uniosła niepewnie podbródek, obdarzając go smutnym spojrzeniem. Miał rację, była mu to winna, i to nie podlegało żadnej dyskusji. Postąpiła źle, złamała narzucone jej odgórnie zasady, zarówno te czysto moralne jak i te określone przez pracodawcę. Już wtedy popełniła zawodowe seppuku, myśląc, że gra jedynie w rosyjską ruletkę. Choć życie przypomniało czasem hazard, nie mogło się z nim równać pod względem okrucieństwa. W życiu można stracić coś więcej niż tylko pieniądze, ale były pewne podobieństwa. Gdy jedna osoba rozbijała bank, druga traciła wszystko. Fortuna była zgubna i potrafiła odwrócić się od każdego, nie obfitując w kompromisy.

Korpo || Yuri on ice Where stories live. Discover now