23. Znalazłem coś, co należy do ciebie

6.4K 612 556
                                    

- Brin, łasuchu, gdzie się podziała moja kanapka?! - Wyburczał
pretensjonalnie Katsuki, karcąc łagodnie chowającego się za aneksem
kuchennym psa. Samojed był na tyle duży, aby bez przeszkód móc na tylnych łapach dosięgnąć kuchennego stołu. I najwyraźniej z tej właśnie możliwości skorzystał chwilę wcześniej, w skutek czego obecnie tłamsił w pysku marny obiad Japończyka. Taka niesubordynacja nie zdarzała mu się często, lecz dziś zapach parmeńskiej szynki odebrał mu resztki samokontroli.

Yuri westchnął, z żalem spoglądając na pusty już w tym momencie talerz. Nie pozostało na nim nic poza kilkoma marnymi okruszkami. Może w normalnym biegu wydarzeń nie zwróciłby na to nawet uwagi, lecz w chwili, gdy był po pracy, a jego żołądek krzyczał wręcz, aby go zaspokoić, nic nie było takie samo.

Mężczyzna ze smętnym wyrazem twarzy ruszył w stronę lodówki, ponownie już tego dnia analizując jej zawartość. Tak jak i poprzednio, nie znalazł w niej niczego ciekawego. Łypiąc smętnie na leżący w niej kawałek sera i osamotnionego pomidora, w ostatnim akcie desperacji sięgnął po słoik malinowego dżemu. Odkręcił powoli wieczko, kierując się ze swoją zdobyczą w stronę blatu.

Jednak nie było mu dane dokończyć tej czynności. Dzwonek do drzwi nie pierwszy i nie ostatni raz spierdolił mu humor.

- No i kogo tu kurwa niesie? Jeśli to Victor, to wsadzę mu ten słoik w dupę
- wywarczał pod nosem, zostawiając domniemane narzędzie zbrodni na wyspie kuchennej. Do drzwi szedł jak na skazanie, nie sprawdził nawet, kto
postanowił go odwiedzić. Zawsze pomijał ten etap przyjmowania gości, judasz jakoś niezbyt pozytywnie mu się kojarzył. Mocno już podirytowany, szarpnął energicznie za klamkę,
otwierając przybyszowi.

- Czego? - Zapytał nazbyt uprzejmie. I wtedy właśnie przekonał się, że owy
wcześniej wspomniany bohater biblijny powinien zostać jego najlepszym przyjacielem. Uśmiechnięty szeroko Philip, stojący w przejściu dosadnie mu to udowodnił.

To były sekundy, jeden samozachowawczy impuls i cała naręcz niepewności. Próba zamknięcia drzwi skończyła się fiaskiem. Szwajcar był szybszy, jego
parszywa stopa wsunęła się w próg, napawając Yuuriego przerażeniem.

- Yuriś, nie bądź taki niemiły, przyszedłem cię odwiedzić - wymruczał wesoło złotooki, siłą pakując się do apartamentu Japończyka. Przyszedł tu w
konkretnym celu i nie zamierzał mu tak łatwo odpuścić. Zraniona duma i brak ważnego kontraktu były wystarczającym powodem, aby złożyć mu osobistą wizytę. Fisher był niemal pewien, kto jest prowodyrem jego biznesowych niepowodzeń i bardzo mocno chciał, aby Yuri mu za to zapłacił. To, że frustracja wypalała go od środka, było marnym określeniem tego, co czuł naprawdę. Nikt nigdy nie nadepnął mu tak dotkliwie na odcisk, jak Katsuki i odnosiło się to zarówno do teraźniejszości jak i przeszłości.

- Wypad z mojego mieszkania, śmieciu - burknął Japończyk, cofając się lekko w głąb pomieszczenia. Starał się sprawiać wrażenie opanowanego, lecz w głębi duszy drżał zupełnie tak, jak jeszcze kilka lat temu. Ta sytuacja
różniła się nieco od spotkania w miejscu jego pracy. Tutaj nie było nikogo, kto mógł go w razie czego ocalić. Chłopak był zdany tylko i wyłącznie na siebie i aż za dobrze o tym wiedział. Gdyby miał taką możliwość, uciekłby jak najdalej, piszcząc przy tym, jak mała panienka. Jednak wszystkie możliwe drogi ewakuacji, a w zasadzie tylko jedna kluczowa, znajdowały się pod
kontrolą jego napastnika. Na wyjście przez zamknięte już drzwi nie miał co
liczyć.

- Nie, mam do ciebie pewną sprawę skarbie - szepnął, marszcząc gniewnie
brwi. Tak naprawdę ostatkami sił nad sobą panował i gdyby nie to, że
potrzebował informacji, z miejsca by się na niego rzucił.

Korpo || Yuri on ice Where stories live. Discover now