30. Nawet się nie pożegnasz?

5.9K 457 139
                                    

Victor nie lubił się żegnać, nawet jeśli znikał zaledwie na kilka chwil. Nieważne, czy były to godziny, czy dni, czuł taką samą niechęć w stosunku do tego elementu każdego wyjazdu. Nigdy nie został nauczony, jak znosić takie momenty i nigdy nie musiał ich w ten sposób przeżywać. Dotychczas brak mu było jakichkolwiek głębszych relacji, które by tego wymagały. 

Ani matka ani też ojciec nie byli dla niego w żaden sposób specjalni, w swoim życiu poważał jedynie siostrę, ale nie na tyle, aby czegoś takiego od siebie wymagać. 

Teraz, gdy wreszcie miał kogoś, kogo nie chciał zostawiać, wszystko zaczęło przychodzić mu w tej kwestii z trudem. Nawet jeśli miał wrócić, to nadal nie chciał się żegnać. Uciekł od tego, ale nie w sposób, w jaki zawsze to robił. Tym razem się przejmował i dlatego było to tak ciężkie. Długo czekał na odpowiedni moment, aby udać się na lotnisko, przekładał lot aż dwukrotnie, aby sobie go umożliwić. 

Zmęczony pracą Yuuri osiągnął swój limit. Już nie mógł opierać się znużeniu, które nawet pomimo wypitej do połowy kawy natrętnie go męczyło. Po prostu uległ, kładąc głowę na twardym biurku. Było mu wszystko jedno, czy nabawi się sztywności karku, czy, w najgorszym wypadku, urazu kręgosłupa. Dał się pokonać, zapadając w niespokojną drzemkę zaledwie kilka chwil później. Na taką okazję czekał właśnie Nikiforov. Zaopatrzony w kryzysowy biurowy koc, wślizgnął się ukradkiem do pomieszczenia, na palcach pokonując odległość, która dzieliła go od chłopaka. Był w tym lepszy niż niejeden wprawiony złodziej, a ominął wszelkie, nieliczne w tym przypadku przeszkody, z gracją zawodowej baletnicy. A wszystko to tylko po to, aby nie obudzić Japończyka. 

Do celu dotarł bezpiecznie, z wielką starannością pozostawiając skrawek materiału w miejscu docelowym. Opatulił nim bruneta dokładnie, tak, aby zimne jesienne powietrze nie zdołało uprzykrzyć mu odpoczynku. Kierowała nim czysta troska, która również w jego wykonaniu była czymś niecodziennym. Rosjanin nie pamiętał, kiedy ostatnio ją komuś okazał, możliwe, że było to jeszcze podczas jego nastoletnich lat, gdy dane mu było posiadać psa. Biedny Makkachin został jednak w jego mieście rodzinnym, gdzie spędzał resztę swojego psiego żywota. Choć porównanie troski o pupila z troską o miłość twojego życia mogło nie być zbyt trafne i trudne do postawienia na tym samym szczeblu. Ich natężenia i maniakalność znacznie się różniły już na pierwszy rzut oka. 

A można było to dostrzec choćby teraz, gdy całował czule chłopaka w uroczo zmarszczone czoło. Robił to przecież z niemal nabożną czcią, uprzednio odgarniając na bok kilka zbłąkanych, smolistych kosmyków. 

- Niedługo wrócę, obiecuję - szepnął praktycznie bezgłośnie, uśmiechając się przy tym smutno. Tak bardzo nie chciał wyjeżdżać. 

Ale cóż miał począć? 

Nie mógł przecież zostawić firmy pod opieką tej jednej, często zbyt impulsywnej kobiety, ktoś musiał ją nadzorować. Padło na Yuriego, który był najbardziej kompetentny do tego zadania. Potrafił sobie z nią doskonale poradzić, co udowodnił już ładnych kilka razy. 

- Jesteś tchórzem, braciszku - błogą ciszę przerwał złośliwy szept. Wyjątkowo uporczywy i rażący, jednak na tyle rozsądny, aby nie pokrzyżować planów Victora. Mężczyzna wzdrygnął się jednak nieprzyjemnie, zwracając urażone spojrzenie w stronę, z której doszedł go dźwięk. 

Viena stała w drzwiach jakby nigdy nic, kręcąc z politowaniem głową. Nie miała zamiaru go pouczać, a jedynie zwrócić uwagę na ważny problem. Przecież nie mógł wiecznie od tego uciekać. Czerpanie doświadczeń i nauka powinny stać się priorytetem opatrzonym w liczne próby. Skoro kochał tego człowieka, to tak właśnie musiało być, bez zmian ich relacja mogłaby w przyszłości uchylić się ku upadkowi. Kobieta nie miała pojęcia, dlaczego się tym przejmuje. Nie ufała dostatecznie Azjacie i w najbliższym czasie pragnęła przyjrzeć mu się dokładniej, jednak mimo to szanowała uczucia brata. Sama chciałaby mieć taką osobę, która zwróciłaby jej uwagę na pewne rzeczy, gdy był na to jeszcze czas. Może wtedy ojciec jej syna nadal patrzyłby na nią w specjalny sposób, a nie omijał szerokim łukiem. 

Korpo || Yuri on ice Where stories live. Discover now