Rozdział 24

1.6K 115 5
                                    


Niewielka, błękitna walizka czekała przy drzwiach, obok niej leżała czarna torebka z Valentino i pęk kluczy, które musiały wypaść. Całość pomieszczenia rozświetlał słoneczny blask przedzierający się przez okna. Nowy Jork żył kolejnym pięknym, słonecznym dniem. Idealna pogoda na weekend. Niestety wcale mnie to nie cieszyło, gdyż musiałam go spędzić z Jamesem. Miał po mnie przyjechać za około piętnaście minut, a ja już od ponad godziny siedzę jak na szpilkach. Źle spałam, cały czas analizowałam sobie w głowie wszystko. Kiedyś mama mi powiedziała, że jak będę się tak nad czymś zastanawiać to może mi się mózg przegrać, oczywiście powiedziała to na żarty, nie żebym wierzyła w takie rzeczy. Postanowiłam też, że nie będę więcej myśleć o Robercie, nie jest tego wart po tym co się dowiedziałam. Teoretycznie mogłam nie uwierzyć Lukowi, przecież mógł powiedzieć tak specjalnie. Widać, że on i agent nie pałają do siebie zbytnią sympatią. Jednak zaryzykowałam i uznałam, że to prawda. Jego zachowanie to potwierdziło, udawał, że mu na mnie zależy, żebym się z nim przespała, a ja głupia mu uległam, na dodatek oddałam mu swoje dziewictwo. Powinnam to zrobić z odpowiednią osobą, a on na pewno nią nie był, ale teraz czasu nie cofnę. Muszę się zmierzyć z konsekwencjami swoich czynów, jakie by one nie były. 

Co chwilę spoglądam na swój telefon, czekam na wiadomość lub telefon od Jamesa. Chciałabym, żeby już tu był, aby ta cała jego niespodzianka, w końcu się zaczęła, a jeszcze szybciej skończyła. Muszę dać z siebie wszystko podczas tego zadania, to może być jakiś przełom w naszej sprawie. Od pewnego czasu nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Luke nie chce nie naciskać, ale wiem, że oczekuje ode mnie rezultatów, a ja bardzo chciałabym mu je dać. Chce zasłużyć na to, żeby zostać agentką. 

Nagle mój telefon zaczyna dzwonić, a na ekranie wyświetla się imię James. Szybko odbieram i przykładam do ucha. 

- Hej Kocie już jestem, właśnie zmierzam do twojego mieszkania aby pomóc ci z rzeczami. 

- Hej, nie musiałeś dałabym sobie radę.

- Wiem, ale i tak chce ci pomóc, zaraz będę - mówi i po chwili rozłącza się. Następnie po kilku sekundach słyszę dźwięk dzwonka do drzwi. 

Podchodzę szybko, otwieram i widzę uśmiechniętego mężczyznę. Wygląda inaczej niż zazwyczaj. Nie ma na sobie drogiego, idealnie szytego na miarę garnituru, ale białą koszulkę, która idealnie opina się na jego mięśniach, a do tego czarne jeansy i adidasy. Jego włosy pozostają w lekkim nieładzie, właśnie takie najbardziej u niego lubię. W ręku trzyma piękny bukiet czerwonych róż. Jakbym nic o nim nie wiedziała, pomyślałabym, że jest ideałem mężczyzny. 

- Dla ciebie księżniczko - mówi i podaje mi jeden z najpiękniejszych bukietów jakie kiedykolwiek widziałam. 

- Dziękuje - odpowiadam i zabieram kwiaty, żeby włożyć je do wazonu.

- Pięknie wyglądasz - słyszę lekko zachrypnięty głos Jamesa tuż koło mojego ucha, odwracam się i napotykam jego hipnotyzujące oczy. Rumienię się lekko i odwracam głowę, nie powinnam tak na niego reagować, ale trudno jest zachować zdrowy rozsądek, kiedy istny bóg komplementuje cię. Muszę myśleć o misji, nie wolno mi jest się rozpraszać. 

- Zawstydzasz mnie.

- Uwielbiam jak się rumienisz - mężczyzna pochyla się lekko i jego wargi łączą się z moimi.  Obejmuje mnie w tali, a ja wplatam dłonie w jego włosy. Co trzeba mu przyznać, to świetnie całuje, można się zatracić w takim pocałunku, zapomnieć o wszystkim, tylko on się liczy. Życie niestety nie jest takie łatwe, a te usta są nie tyle co zakazane, ale zabójcze. Postanawiam pierwsza lekko się odsunąć, aby nabrać powietrza. James robi to samo, widzę w jego oczach blask i podniecenie. Uśmiecha się lekko i przeczesuje swoje włosy prawie jak model na sesji zdjęciowej. 

Zabójcza Gra  [Zakończone]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora