Rozdział 37

312 11 1
                                    


Nie czułam nic oprócz przerażającego bólu. Ogarniał całe moje ciało, począwszy od czubków palców u stóp aż po cebulki włosów. Nie chciałam nawet myśleć o tym jak musiałam wyglądać, ale pewnie przypominałam zbitą kupę mięsa. Robert początkowo był nawet łagodny. Szarpał mnie za włosy, uderzał po twarzy i polewał wodą. Kiedy jednak James wciąż nie dawał mu tego co chciał, stawał się coraz bardziej agresywny. 

Molton początkowo nie wiedział w ogóle co się wokół niego dzieje. Prawdopodobnie był otumaniony jakimś środkami. Naćpali go do tego stopnia, że prawie nie kontaktował i oczekiwali, że nagle zacznie im o wszystkim mówić. Niedoczekanie. Dopiero po kilku minutach powoli dotarło do niego, że nasze życie jest zagrożone. W tym czasie Robert oczywiście wyżywał się na mnie. Próbowałam jakoś do niego przemówić, ale nic to nie dawało. Stawał się tylko coraz bardziej wściekły. Liczył na to, że Molton pęknie jak mnie zobaczy w tym stanie. Ja miałam być jego zapalnikiem. Warren był pewny, że mężczyzna kocha mnie na tyle, że długo nie będzie mógł patrzeć na moje cierpienie. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że jego ludzie zanim przyprowadzili tu Moltona, zbyt bardzo sobie z nim pofolgują i obecnie sam był w stanie niewiele lepszym niż mój. 

Z każdym kolejnym uderzeniem traciłam nadzieję, że jakoś z tego wyjdę. Moje myśli kłębiły się wokół najgorszego. Mój oprawca nakręcił się jeszcze bardziej i wymyślał coraz to nowsze tortury. Nie liczyłam już na ratunek. Luke nie miał pojęcia gdzie się znajdowałam i nawet jeśli jakoś by mnie odnalazł zdawałam sobie sprawę, że może być już za późno. 

James, kiedy zaczął już kontaktować próbował początkowo grać na zwłokę. Może liczył na jakiś cudowny ratunek, który jednak wciąż nie nadchodził. Dawał Robertowi jakieś informacje, które nie miały dla niego żadnego znaczenia. A to jeszcze bardziej go wkurzało. 

Bałam się, tak bardzo się bałam. Chciałam umrzeć. Odejść z tego świata i nie musieć już cierpieć. Nie wytrzymam już dłużej. 

- Myślałem, że cierpienie Rosie ruszy cię bardziej, ale ty pozostajesz nieugięty - wysyczał Robert w kierunku Jamesa. 

- Zostaw ją - krzyknął mężczyzna - To mnie chcesz. 

- Chcę informacji. Daj mi je, a Rose w końcu zazna spokoju.

- James, nie przejmuj się mną - wychrypiałam ostatkiem sił. 

- Rose, nie mogę. Muszę mu powiedzieć, inaczej on cię zabije - widziałam przerażenie w jego oczach, łzy spływające po poranionych policzkach. Myślał, że tylko tak może mnie ocalić. 

Zaczęłam kręcić głową na tyle ile moglam, żeby tego nie robił. Czułam metaliczny posmak krwi w moich ustach. Bałam się, że jeśli znowu spróbuje się odezwać zacznie spływać po mojej brodzie. 

Robert znowu złapał mnie za włosy. Przyłożył mi coś do gardła. Poczułam metaliczny chłód noża. Wiedziałam, że właśnie nadszedł mój koniec. Nie wyrywałam się, nie byłam w stanie. Byłam sparaliżowana. Przez zaszklone oczy widziałam jak James próbuje się wyrwać trzymającym go ludziom Roberta. Jego strach mieszał się z moim. Robert coraz mocniej przystawił nóż, czułam jak jego otrze delikatnie przecina moją skórę. 

- Zostaw ją - krzyczał James - Powiem wszystko. Słyszysz ?! Powiem wam wszystko ! 

Chciałam go powstrzymać. Krzyknąć. Zrobić cokolwiek, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. 

- Czekam - Robert nie opuszczał noża. 

- Plany znajdują się mojej drugiej pustynnej rezydencji. Oficjalnie nie należy ona do mnie, dlatego wiedziałem, że nikt ich tam nie będzie szukał. Są ukryte w piwnicy, w pancernym sejfie. Do jego otworzenia potrzebny jest skan biometryczny dłoni oraz prawego oka. Ponadto konieczna jest próbka głosowa. Zaprowadzę was tam, jeżeli dasz mi gwarancję, że zostawisz Rosie w spokoju i jej nie zabijesz - trząsł mu się głos jak wypowiadał ostanie słowa. 

- Oczywiście - odpowiedział Robert i w tym momencie opuścił nóż - Cieszę się, że poszedłeś w końcu po rozum do głowy. Szkoda tylko, że tak późno. Podnieść go - rozkazał swoim ludziom. 

- A co z Rose ? 

- Poczeka na ciebie grzecznie. Jeśli to co mówisz jest prawdą włos jej z głowy nie spadnie. 

Wiedziałam, że kłamie jak z nut. Chciałam ostrzec Jamesa, ale kiedy zaczęli go wyprowadzać  poczułam jak Robert dyskretnie wbija mi strzykawkę w szyję. Po chwili cały świat zawirował. Ogarnęło mnie ogromne zmęczenie. Nie słyszałam ich głosów, widziałam tylko rozmazane twarze opuszczające pomieszczenie. Osunęłam się razem z krzesłem, do którego byłam przywiązana na ziemię. Próbowałam nabrać powietrza, ale nie wiedziałam jak. Czułam się coraz bardziej senna. 

Umierałam i nic nie mogłam na to poradzić....




-------------------------------------------------------------

Obiecany rozdział po dłuższej przerwie. Szykujcie się na mały maraton. Do końca pozostało nam już niewiele...


Zabójcza Gra  [Zakończone]Where stories live. Discover now