Rozdział 4

4.1K 224 15
                                    

Po wielu latach nauki, czasie spędzonym na zajęciach i wykładach nadszedł pierwszy dzień w pracy. Mój pierwszy dzień pracy, a na dodatek w Nowym Jorku. Normalnie cieszę się jak dziecko, które dostało lizaka. Wstałam dość wcześnie, chyba przez emocje, związane z nową sytuacją w jakiej się znalazłam. Cieżko pracowałam, żeby się tu znaleźć i teraz nie mogę tego zaprzepaścić. Cieszę się, że rozmowę kwalifikacyjną mam już dawno za sobą. Jeszcze kiedy byłam w Londynie, udałam się do brytyjskiego oddziału korporacji, w której będę pracować i akurat potrzebowali kogoś do siedziby głównej w Nowym Jorku. Na początku myślałam, że mam nie wielkie szanse na nią, ale moje świetne oceny na studiach, wygrane konkursy i projekty, które realizowałam, a także staż w jednej z najwiekszych korporacji w UK, uczyniły ze mnie doskonałego kandydata. Otrzymałam stanowisko asystentki prezesa Molton Industrial Company. Od czegoś trzeba zacząć. Zakładam naszykowane wczoraj ubrania, robię bardzo delikatny makijaż i związuje włosy w kucyk. Mam sporo czasu więc jem śniadanie i pije herbatę, następnie zabieram torebkę, wychodzę z mieszkania, zjeżdżam windą i idę przed budynek złapać taksówkę. Po chwili zmierzam już do głównej siedziby, jest to jeden z najwyższych budynków w Nowym Jorku, cały przeszklony, jeśli ktoś ma lęk wysokości to chyba nie mógłby pracować na najwyższych piętrach. Po chwili dojeżdżamy, jest 8:40, a mam zgłosić się o 9:00, więc mam sporo czasu w zapasie. Wchodzę do budynku, jest w nim już mnóstwo ludzi, jedni zmierzają do bramek bezpieczeństwa inni chodzą z dokumentami. Idę w kierunku bramki dla pracowników, nie mam jeszcze identyfikatora, więc mowię ochroniarzowi jak się nazywam, on sprawdza coś w komputerze i mówi, że mogę przejść. Mam udać się do działu kadr, sprawdzam, ze jest on na 49 piętrze, więc zmierzam do windy. Podróż zajmuje dosłownie chwile, wysiadam i idę do biurka przy którym siedzi młoda blondynka w okularach, jest ładnie umalowana, ma rozpuszczone włosy i sukienkę w kolorze czarnym. Kiedy podchodzę podnosi wzrok znad papierów.
- W czym mogę pomóc ? - pyta się z uśmiechem na twarzy, który wydaje się szczery.
- Miałam się tutaj zgłosić, dzisiaj jest mój pierwszy dzień w pracy - odpowiadam.
- Rosaline Cole, prawda ?
- Tak, to ja - jest mi troszkę głupio, ze wcześniej się nie przedstawiłam.
- Ja jestem Jessica Barret, ale wszyscy mówią mi Jessi - podaje mi rękę.
- Rosie - odpowiadam i uśmiecham się.
- A więc Rosie, szef chce się z tobą zobaczyć osobiście, on poinformuje cię o twoim zakresie obowiązków i innych sprawach, jego biuro znajduje się na 70 piętrze, czyli na samym szczycie budynku.
- Dobrze, dziękuje.
- Powodzenia Rosie. Jessi wydaje się naprawdę miła, mam nadzieje, że może zostaniemy koleżankami.
- Nie dziękuje Jessi, żeby nie zapeszyć.
- Nie martw się, nie jest taki zły za jakiego uchodzi, ale idź już bo nie lubi jak ktoś się spóźnia.  Kiwam głową, że rozumiem i idę w kierunku windy, naciskam przycisk 70 i po chwili jestem na szczycie wieżowca, przed wielkimi drzwiami widzę ochroniarza.
- Panie Cole ? - pyta się mężczyzna. Jest dość młody, może ma 30 lat, ubrany w dopasowany garnitur przez który widać zarys mięśni, przy pasie widzę wystająca broń.
- Tak - odpowiadam trochę niepewnie.
- Pan Molton czeka na panią w swoim biurze - mówi i otwiera wielkie drzwi, przechodzę przez nie jestem w dużym pomieszczeniu z pustym biurkiem, które zapewne czeka na mnie i widzę kolejne masywne drzwi, pukam w nie delikatnie i kiedy słyszę głośne proszę postanawiam wejść do środka. Biuro jest ogromne, w centralnej części znajduje się wielkie biurku z nad którego wstaje młody, bardzo przystojny mężczyzna, ma idealnie dopasowany na pewno bardzo drogi garnitur, włosy ułożone perfekcyjnie, kiedy podchodzi bliżej widzę na jego twarzy jednodniowy zarost. Kiedy jest już bardzo blisko mnie, przystaje.
- Witam, nazywam się James Molton i jestem prezesem Molton Industrial Company.
- Rosie, znaczy Rosaline Cole - odpowiadam i podaje mu rękę, on zamiast ją uścisnąć bierze i przykłada do ust składając pocałunek.
- Miło mi cię poznać Rosie, usiądźmy - pokazuje na jedną ze skórzanych kanap znajdujących się w rogu. - Napijesz się może czegoś ? - pyta się mnie, ale ja tylko kiwam głową i odpowiadam :
- Nie, dziękuję.
- Dobrze zatem przejdźmy do konkretów, od dzisiaj jesteś moja osobistą asystentką, twoje biurko znajduje się w pomieszczeniu przez które wcześniej przechodziłaś, do twoich obowiązków należy umawianie spotkań, parzenie kawy, a także uczestniczenie ze mną w spotkaniach zarządu i innych ważnych spotkaniach i przygotowywanie do nich materiałów. Twój dzień pracy normalnie zaczyna się o 8:00 i kończy o 16:00, o 13:00 masz godziną przerwę na lunch, jakieś pytania ?
- Nie, raczej nie - odpowiadam.
- Dobrze, w takim razie podpiszmy umowę. Pan Molton wstaje i podchodzi do biurka postanawiam zrobić to samo, widzę na nim już przygotowaną umowę, prezes podaje mi długopis, ale ja wolę najpierw przeczytać, żeby pózniej nie było żadnych problemów. Pan Molton wydaje się tym dość zaskoczony. Ale siada w swoim skórzanym fotelu i przygląda się mi, czuje jego wzrok na sobie. Po chwili uznaje, że wszystko jest w porządku i podpisuje w wyznaczonym miejscu i podaje mężczyźnie. On uśmiecha się i chowa umowę do szuflady.
- Witaj na pokładzie Rosie.
- Dziękuje .
-  Prawdziwą pracę zaczynasz od jutra, dzisiaj masz wolne.
- Oo, dobrze. - Jestem trochę tym zaskoczona, ale niech tak będzie, pan Molton odprowadza mnie do windy, delikatnie trzymając dłoń na moich plecach. Kiedy winda przyjeżdża, wchodzę i patrzę na uśmiechniętego szefa, nasze spojrzenia się spotykają i patrzymy sobie w oczy, aż drzwi windy się nie zamykają i zjeżdżam na dół, mając w głowie obraz mojego przystojnego szefa...

------------
Witam
Kolejne rozdziały już niedługo, akcja rozkręci się już a nich na dobre.

Zabójcza Gra  [Zakończone]Where stories live. Discover now