Próba samobójcza

66 6 0
                                    

Przecież mogę to zrobić! Mogę się zabić i mieć wszystko z głowy! Ale zaraz, zaraz...

Po co?
Haha!
Znaczy, nie to nie śmieszne....
Ale...
Kurwa, czemu się śmieję jak pojebana?
No przecież.
Jestem pojebana.

Uśmiechałam się szeroko na samą myśl, że mogę to zrobić. Spojrzałam na aparaturę, na kroplówkę, do której byłam podłączona. Chwyciłam tą "rurkę" czy jak to tam się nazywa, przy podłączeniu z moją ręką. Ścisnęłam mocniej i lekko pociągnęłam. Spojrzałam jeszcze raz na aparaturę, kroplówkę i na krzesło. Na krzesło stojące na drugim końcu sali szpitalnej.
Po moim policzku spłynęła samotna łza. Położyłam drugą rękę na brzuch i...

Nie mogę tego zrobić.
Na tym krześle siedział Kamil.
Nie mogę tego zrobić.
Zabiję swoje dziecko.
Nasze dziecko.

Oderwałam rękę od tych podłączeń i zaczęłam szlochać.

Szczęście jest tak blisko.
Na wyciągnięcie ręki.
Jednak moje szczęście jest tu.
To Kamil.
To nasze dziecko.

Wpadłam głośny płacz. Na samą myśl tego, co mogłam im wyrządzić łzy same lecą mi z oczu.
Otarłam oczy, gdy usłyszałam otwieranie drzwi. Spojrzałam w ich stronę, jednak one były zamknięte i nikt nie wchodził.

***

Nie chciało mi się nad tym zastanawiać, więc po prostu zasnęłam.

Usłyszałam głos.
Kroplówka. Ujrzałam ją i znów czarno.
Aparatura. Ujrzałam ją i znów czarno.
Krzesło. Ujrzałam je.
Kamil. Pojawił się na tym krześle.
Twoje dziecko. Mój brzuch i moja ręka, głaszcząca skórę mojego brzucha. Nagle zobaczyłam czyjąś dłoń na mojej. Uniosłam głowę lecz nic nie widziałam. Sama dłoń. Nagle wszystko się zmienia. Słyszę głośny, ciągły sygnał. Widzę moją rękę, zakrwawioną. Słyszę czyjeś głosy, jakieś krzyki. Nagle widzę Kamila. Chwycił moją rękę, całą we krwi i zaczął ją czule całować. Podłączenie leżało gdzieś obok. Lekarze siłą go wyprowadzili.
Nie zostawiaj mnie!
Wykrzyknął. Moje powieki stawały się coraz cięższe, gdy nagle po prostu się zamknęły. Nie potrafiłam ich otworzyć.
To moja śmierć.

Wyrwałam się, że prawie spadłam z łóżka. Przerarłam twarz dłońmi. To był sen, to tylko sen. Ale przecież tak mogło być. Przecież jeszcze przed chwilą, chwytając podłączenie, mogłam siebie zabić. Wszystko działo by się tak, jak we śnie.
Znów usłyszałam otwieranie drzwi. Nie wiem, czemu, ale odruchowo chwyciłam za podłączenie.

Kurwa!
Co jest?!

Do sali nikt nie wszedł. Puściłam tą "rurkę" i spokojnie leżałam. Wsłuchiwałam się w dźwięk aparatury. Wyobrażałam sobie dźwięk ciągły, gdy nagle znów usłyszałam otwieranie drzwi. Znów chwyciłam za podłączenie. Drzwi były uchylone i powoli się otwierały. Zacisnęłam palce na rurce, gdy do sali wszedł Kamil.
-Flora? Co to robisz?-spytał, podbiegając do mnie.
-Chciałam się zabić.-spojrzałam w piwne tęczówki.
-Co?
-K-kocham Cię.-przybliżyłam się do jego ust, jednak on odchylił głowę. Spojrzałam na niego z żalem. Położyłam dłoń na jego policzku, na co drgnął i zamknął oczy.
-Kamil.. -pociągnęłam nosem.
-Nie potrafię. -odepchnął lekko moją dłoń i wstał. Płakał. Poczułam ścisk w żołądku, gdy zobaczyłam jego cierpienie. Otarł oczy i bez słowa wyszedł z sali. Bolało mnie to, ale byłam świadoma, że go bardzo zraniłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wpadłam w płacz. Nie potrafiłam sobie wybaczyć tego, co zrobiłam ani tego, że Kamil przeze mnie cierpi.

Jestem beznadziejna.

Czułam się źle z tym wszystkim, bałam się że on mnie zostawi. Że mój cały świat mnie opuści. Nie mogłam do tego dopuścić. Musiałam jakoś odzyskać zaufanie Kamila.
Musiałam siebie wyleczyć.

I hateWhere stories live. Discover now