Rozdział 1 "Gdzie jesteś Kyle?"

1.1K 63 5
                                    

O poranku obudził mnie nieznośny ból głowy. Nie chciałam zbytnio wstawać, a wynikało to z tego, że była niedziela. Chciałam jeszcze pospać jednak postanowiłam wstać. Po ubraniu się poszłam do kuchni aby wziąć tabletki. Szukałam ich w szafce, ale nigdzie ich nie było. Okazało się, że mój brat także nie śpi, siedział on w salonie z kubkiem kawy.
- Kyle! Gdzie są moje tabletki? – Krzyknęłam do niego.
- Schowałem je. – Odpowiedział mi spokojnym tonem.
- Co? Dlaczego? Przecież lekarz mi je przepisał! – Powiedziałam wściekła, brałam je zawsze kiedy czułam się źle.
- Bo za dużo ich bierzesz, powinnaś brać tylko dwa razy dziennie, a nie pięć. – Westchnął podchodząc do mnie i kładąc rękę na moim ramieniu. – Mary wiem, że przez wypadek i śmierć rodziców nie możesz spać i przez to cię boli głowa, ale nie tylko tobie jest ciężko. – Kyle dokończył kawę i odłożył kubek do zlewu. Westchnęłam i powędrowałam w stronę kanapy na którą, dosłownie, padłam.
Od śmierci rodziców minęły dwa miesiące, a ja dalej nie mogę tego pojąć. Mieszkam u Kylea ze względu na mój wiek. Osiemnaste urodziny mam dopiero w następnym tygodniu i sąd nakazał abym zamieszała z nim.
Włączyłam telewizor następnie przełączając na kanał z wiadomościami. Jak zwykle mówili o Harranie i tym podejrzanym wirusie. Podobno dalej nie udało im się odnaleźć lekarstwa, a ofiar z dnia na dzień jest co raz więcej. 
- Nie wiemy także co stało się ze sportowcami, którzy przybyli do Harranu na mistrzostwa. – Mówiła reporterka.
***
Otworzyłam oczy i pierwsze co zauważyłam to to, że już nie boli mnie głowa. Chyba reszta dnia będzie lepsza.
Moją radość przerwał mój kochany brat.
- Wstawaj! Idziemy na spacer i zakupy, a przy okazji zajrzymy do mojej pracy.
Podniosłam się z kanapy i zadałam mu pytanie, które zadawałam za każdym razem kiedy mówił coś na temat pracy.
- Dlaczego tam pracujesz?
- Bo mi płacą. – Powiedział z niechęcią.
Jak to usłyszałam to wolałam się już nie odzywać, zawsze kończyło się to kłótnią. Nie ufam GRE, moim zdaniem są zbyt idealni.
Poszliśmy na spacer do parku i na zakupy, a kiedy wracaliśmy wstąpiliśmy do siedziby GRE. Kyle poszedł coś załatwić, a mi kazał poczekać. Spacerując po korytarzu usłyszałam rozmowę dwóch pracownic. Gadały o Harranie. Pomyślałam, że to może coś ciekawego, więc włączyłam dyktafon w telefonie. Tak, wiem, zachowuję się dziwnie.
- Ale naprawdę? Co chcą zrobić z tego wirusa? – Zapytała jedna.
- No broń, a później wystawią ją na licytację i sprzedadzą temu kto da najwięcej. – Odpowiedziała jej druga.
- Dobrze, że wszyscy nam wierzą, że chcemy leczyć tego wirusa, bo inaczej bylibyśmy skończeni. – Powiedziała z przekonaniem. – Tylko tego nie rozpowiadaj, ściany mają uszy. – Ostrzegła ją.
- Nie bój się, nie zamierzam wkopać samej siebie.
Po tym nie mówiły nic ciekawego. Wreszcie mam dowód mówiący o tym, że GRE jest złe! Pokażę to jutro rano Kyleowi.
- Co się tak szczerzysz? – Zapytał podejrzliwie.
- A tak po prostu cieszę się, że cię widzę. – Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Wróciliśmy do domu, a ja od razu poszłam spać. Obudziłam się z samego rana, pełna energii. Wyjęłam spod poduszki telefon i ponownie przesłuchałam nagranie. Usłyszałam fragment, który mówił, że do Harranu wyślą jednego ze swoich ludzi. Kyle Crane. O cholera. Nie mogłam sobie wyobrazić co stanie się z Kyleem jeśli wyjedzie. Od razu wybiegłam z pokoju do kuchni.
- Kyle! Kyle! Kyle, debilu mów coś! – Wołałam, ale w nikt mi nie odpowiedział.
Weszłam do kuchni. Na stole zobaczyłam małą karteczkę z podpisem ,,Dla Mary”. Podniosłam ją, a na odwrocie był krótki list pożegnalny.
,,Mary musiałem wyjechać, z powodu pracy, na kilka miesięcy. Kyle”
- Nie! Spóźniłam się! – Krzyknęłam do siebie.
Przez jakiś czas siedziałam na podłodze i myślałam. Postanowiłam, że pójdę do jego pracy. Szybko się ubrałam i pobiegłam. Mijani przeze mnie ludzie dziwnie się patrzyli, bo przecież nie codziennie widzi się wariatkę biegnącą ile sił w nogach do placówki GRE. Wbiegając do placówki od razu zobaczyłam szefową. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale wściekła podbiegłam do niej z mordem w oczach.
- Dlaczego wysłaliście mojego brata do Harranu? - Powiedziałam prosto z mostu niemal warcząc.
Ona w odpowiedzi złapała mnie za ramię i zaciągnęła do swojego gabinetu. W środku kazała mi usiąść.
- Nie wiem o co ci chodzi Mary. - Powiedziała na co wściekłam się niesamowicie, o ile było to możliwe. Wyjęłam telefon i włączyłam nagranie. Od razu na jej twarzy pojawił się niepokój. Podczas nagrania przemyślałam pewną sprawę. Chcę pojechać do Harranu za Kyleem. Nie obchodzi mnie, że szaleje tam wirus i mogę tam zginąć. Nie boję się.
- Więc mam dla pani propozycję. Albo będę jeszcze dzisiaj w Harranie albo cały świat dowie się jacy naprawdę jesteście! - Powiedziałam siląc się na normalny ton. Kobieta opuściła gabinet aby za chwilę wrócić.
- Dobrze. Jeszcze dzisiaj polecisz do Harranu, wróć za godzinę gotowa.
Szybko wyszłam z jej gabinetu i pobiegłam do mieszkania.
Zabrałam najważniejsze rzeczy, w tym broń i dwie katany, którymi wujek kiedyś uczył mnie walczyć. Następnie przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i spakowana pobiegłam spowrotem do siedziby GRE.
Koniec 1 rozdziału

Dying light : SiostraWhere stories live. Discover now