》43《

691 94 24
                                    

Przyjaciółki przemierzały puste korytarze zamku Canterlot. Było tu tak ciemno, że aż Rarity musiała rozpalić swój róg, by żadna z nich przypadkowo nie wylądowała na ścianie. W ich sercach mnożył się strach potęgowany choćby zwykłym świstem lodowatego powietrza. Mijały coraz to nowe komnaty, a w ogóle nie mogły Go odnaleźć. Ale skoro wpuścił je do środka, to musiał je widzieć. Nagle przez ich grzbiety przebiegło mrowienie. Co, jeśli On śledził każdy ich ruch? Nie pojmowały zupełnie, jak Twilight tyle z Nim wytrzymała. I, co najważniejsze, jak się Go nie bała? To było dla nich za dużo.

Wtem do ich uszu dotarł przeraźliwy wrzask. Wszystkie skuliły się za Applejack i Rainbow, które szły jako pierwsze.

- C-c-co t-to b-było? – jąkała się Flutteshy.

- Warto się przekonać – odparła blondynka.

- A jeżeli nie chcemy? – zaoponowała Rarity, próbując opanować drżenie kopyt. Lecz nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Ten krzyk był naprawdę straszny. Przeszył powietrze, niczym zaostrzony miecz. Miały nadzieję, że to tylko jednorazowy dźwięk.

- Robimy to dla Twilight, pamiętacie? – przypomniała tęczowogrzywa. – Zdawało mi się, że to dochodziło stamtąd – rzekła, wskazując kopytkiem na pozłacane, ogromne wrota.

- Z sali tronowej? – zapytała podejrzliwie Pinkie Pie. – Nie bądź śmieszna. Przecież to stąd – uśmiechnęła się, wskazując na pobliskie metalowe drzwi, nieco mniejsze od wcześniejszych.

- Zaraz, zaraz... Z lochów? – kontynuowała Applejack.

- Na Celestię! Nie chcę wiedzieć, co tam się dzieje – szepnęła maślana pegazica. – Chodźmy. Nie zamierzam być w tym miejscu ani chwili dłużej. Proszę...

- No, dobrze. W każdym razie, jak Go nie znajdziemy, zajrzymy też i tam – odpowiedziała farmerka.

- Wolałabym n-nie.

- Och, Flutter – odezwała się Rainbow. – Przestań tak panikować. To tylko okropnie głośny, obłąkańczy, wzbudzający ciarki wrzask. Nie masz się czego bać.

- Przestań, Dash – warknęła blondynka.

- No, a czy ja kłamię? – zapytała ironicznie, jednak nie doczekała się odpowiedzi.

Przyjaciółki postawiły kilka kroków do przodu, stając w końcu przed wrotami sali ceremonialnej. Wszystkie przystawiły uszy do ich powierzchni, lecz nie zarejestrowały żadnego dźwięku. Błękitna klacz złapała za klamkę i pchnęła ją. Drzwi ustąpiły. Ich oczom ukazały się dwa trony porośnięte kruczoczarnymi diamentami. Witraże przedstawiały głównie Jego podobiznę, a na ścianach wisiały czerwone gobeliny. Z podłogi w jednym miejscu wyrastał ciemny stalagmit, po którym wciąż jeszcze spływała jakaś brunatna ciecz. Powierniczka Elementu Szczerości podeszła do niego i przejechała po nim kopytem.

- C-co to jest? – wydukała Fluttershy, ledwo panując nad sobą, by nie wydać z siebie głośnego pisku.

- Wygląda mi to na krew, ale nie jestem pewna.

- C-co?! Spróbuj mnie teraz tym dotknąć – odparowała.

Nagle wszystkie usłyszały skrzypnięcie. Zwróciły wzrok w kierunku jego źródła. Z lękiem odkryły, że stoi tam On. Wszystkie od razu zbiły się w jedno, chowając za tęczowogrzywą, która jako jedyna zareagowała za późno. Skuliła się tylko, gdy Sombra podszedł do niej.

- Czego tu szukacie? – zapytał mrożącym krew w żyłach głosem.

- M-my sz-szukamy... E, właściwie niczego. M-m-my... - jąkała się Rainbow Dash. – Ch-chciałyś-śmy...

- Wysłowisz się wreszcie?

- Chodzi o to, że... - zaczęła ponownie. Jednak sama Jego obecność nie pozwalała jej się skupić na wypowiadanych słowach. Ciekawe, czy Twilight też miała z tym takie problemy.

- Przyszłyśmy coś z tobą wyjaśnić – przerwała jej Applejack, wysuwając się zza jej grzbietu. Strach wreszcie się zmniejszył.

- Tak, dokładnie – poparła ją błękitna pegazica, wypinając dumnie pierś. Podleciała do Niego i dźgnęła Go kopytem w lśniącą zbroję. Pewność siebie w końcu do niej wróciła. – Co powiedziałeś Twilight, że się zupełnie załamała, hę? – zapytała, lecz poczuła, jak ktoś ciągnie ją za ogon. Odwróciła się i ujrzała farmerkę. – Hej! Zostaw mnie.

- Nie zwracaj na nią uwagi, Sombra – odezwała się Rarity, podchodząc do Niego bliżej. – Zależy nam tylko na tym, byś wiedział, że po waszej ostatniej rozmowie Twilight zachowuje się inaczej. Z nikim nie rozmawia, cały czas wzdycha. Próbowałyśmy ją pocieszyć, ale jest zbyt załamana.

- Cały czas za tobą tęskni i myśli tylko o tobie. Musisz jej wybaczyć, choć tak naprawdę nie była temu winna – kontynuowała Fluttershy. – Celestia ją zmusiła. Zagroziła, że zadba o to, by jej rodzice dowiedzieli się o wszystkim. Poza tym, powiedziała, że ją wygna, wtrąci do lochów albo odbierze jej magię na zawsze. Ona... po prostu musiała się na to zgodzić.

Pan Ciemności spuścił wzrok, wbijając go w kafle poplamione ciemnoczerwoną cieczą. Czyli dobrze zrobił, skazując Celestię na to cierpienie. W końcu sobie zasłużyła. To, co zrobiła Jego księżniczce było niewybaczalne. Zaraz, nie, nie Jego. To, co zrobiła Księżniczce Przyjaźni. Przecież sama wybrała. Wiedziała, że skazuje Go na klęskę. Doskonale wiedziała o tym, że On może ponieść śmierć w tym pojedynku. A mimo to wyraziła zgodę. Dobrze, że nie potrafiła powstrzymywać myśli. Cały czas w jej głowie toczyła się wojna, a On wszystko z niej wyczytał, jak z otwartej księgi. Przynajmniej orientował się, że Pani Dnia postanowiła uderzyć. Ale to wciąż jej nie usprawiedliwiało.

- Nie musiała przystawać na jej propozycję. Cokolwiek by się z nią stało, odnalazłbym ją. Powinna o tym wiedzieć. Jednak wolała się mnie wyprzeć – mówił, marszcząc brwi. – To... nie takie proste, jak wam się wydaje.

- Co trudnego jest w przebaczeniu? – zdziwiła się Pinkie Pie. – Kochacie się. Pałacie do siebie miłością. Widać to na kilometr. Dlaczego nie chcesz jej darować?

- Skoro mnie wystawiła, to znaczy, że jej na mnie nie zależy.

- Zrozum, Sombra, ona o tym wie. I szczerze żałuje. Nie zachowała się w najlepszy sposób, ale nie miała czasu, by to rozważyć. Celestia na nią naciskała. Podejmowanie decyzji pod presją czasu to naprawdę trudne zadanie – mówiła Applejack, zdejmując z głowy swój kowbojski kapelusz.

- Tym bardziej, że Twilight była pewna o twoim zwycięstwie. Orientowała się, że poradzisz sobie z nimi. A nawet jeśli wydaje ci się to niesprawiedliwe, to wiedz, iż gdyby cofanie czasu było możliwe, ona by to zrobiła bez zawahania. Jednak to już się stało. Teraz od ciebie zależy, czy jej przebaczysz – rzekła Rainbow Dash, czym zwróciła uwagę reszty. Przecież sportsmenka najbardziej przemawiała za tym, by lawendowa klacz z Niego zrezygnowała. A przed chwilą takie słowa wypłynęły z jej pyszczka, że każdy poszedłby za nią.

- I to tylko ty trzymasz w tym momencie stery. Ulżyjcie sobie wreszcie i pogódźcie się. Wasze cierpienie do niczego nie prowadzi – westchnęła maślana pegazica, kładąc kopytko na Jego barku. – A przecież możecie nadal prowadzić wspólne życie. Wystarczy tylko... wybaczyć.

- Moja księżniczka ma szczęście, że posiada takie przyjaciółki – powiedział po chwili król.

Zmienił materię w fioletową mgłę i wyleciał przez otwarte wrota. Gdy zniknął im z pola widzenia, w pałacu zagościły pierwsze promienie słońca. Powierniczki podbiegły do okna. Czarne chmury powoli się usuwały, a kopuła opadała na ziemię. Widziały na horyzoncie purpurowy dym lecący w kierunku Ponyville.

- Myślicie, że jej wybaczy? – zapytała Pinkie Pie.

- Raczej tak. Nie ma bata, by dalej trwali w niezgodzie – odparła Applejack, ponownie zakładając kapelusz na blond grzywę.

Czyste, błękitne niebo z dumą prezentowało na swoim tle jasne słońce. Różnokolorowe ptaki latały w powietrzu, dzieląc się swoim śpiewem, a mieszkańcy beztrosko przechadzali się po ulicach stolicy. Po raz pierwszy od miesiąca w Equestrii zapowiadał się cudowny dzień.

✓ My Little Pony: Gdzie Ścieżki Mają Swój Początek [Twibra/Somlight]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz