》19《

1K 112 18
                                    

Król Sombra szedł powoli ciemnymi korytarzami zamku Canterlot. Zbliżał się wieczór, więc słońce powoli zachodziło. Jego ostatnie promienie z trudem przedzierały się przez czarne chmury porozwieszane na całym niebie. Jednak Mu podobała się taka atmosfera. Mimo swoich upodobań, musiał z tym przystopować. W końcu życie codzienne we wszechogarniających ciemnościach byłoby ciężkie dla... kucyków. Tak przynajmniej powiedziała Mu Twilight. Sam nigdy by tak nie zarządził.

Po chwili stanął przed drzwiami do komnaty lawendowej klaczy. Spojrzał ostatni raz w lustro stojące naprzeciw wrót. W ciągu ostatniej godziny przynajmniej kilkanaście razy oceniał swój wygląd, ale... musiało być idealnie.

Jego czerwona peleryna obszyta królewską, futrzaną lamówką była nieco dłuższa niż zazwyczaj. Pozbył się większości zbroi z szyi, zostawiając tylko coś w rodzaju kołnierza. Czarna grzywa wciąż falowała, podobnie do Jego uczuć. Czy to, co teraz odczuwał można było bezspornie nazwać stresem? Po prostu bał się tego, że nie wszystko pójdzie po Jego myśli. Nie, stop. Jakim cudem On się... bał? On? Władca każdej żywej istoty, następca najsłynniejszego rodu Platinum? Odetchnął pełną piersią. Zero nerwów, zero strachu. Będzie IDEALNIE.

Odwrócił się z powrotem do drzwi i... zawahał się. Co, jeśli ona jednak nie będzie chciała pójść razem z Nim? Co, jeśli odrzuci Go raz jeszcze? W tym momencie przypomniał sobie ich pierwszą randkę. Zgodziła się z własnej, nieprzymuszonej woli.

- Muszę się ogarnąć – wyszeptał do siebie. – Nie mogę jej przecież zawieść. Ona czeka tam na mnie, a ja... Dobra. Wystarczy. – Cicho zapukał. Jednak szybko poprawił się i uderzył trochę mocniej.

- Już idę. – Usłyszał jej uroczy głos.

Czekał przez chwilę. Trwało to jedynie kilka sekund, bo wrota dość szybko się otworzyły. Stanęła w nich Ona. Jego serce znacznie przyspieszyło na sam jej widok. Wyglądała cudownie. Zresztą tak jak zawsze, jednak dzisiaj wyjątkowo.

Twilight Sparkle miała na sobie błękitną, długą suknię połyskującą lśniącym brokatem z warstwą przezroczystego tiulu. Na głowie błyszczała złota korona, a końcówki jej granatowej grzywy były lekko zakręcone.

Król wpatrywał się w nią bez słowa, nie mogąc dojść do siebie. Zbyt wielkie wrażenie wywarła na Nim Jego ukochana.

- Wszystko dobrze, Sombra? – zapytała. Uchylił pysk, jakby chcąc coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie wydostało się na zewnątrz. – Jeśli coś ci nie pasuje, mogę...

- Nie, jest idealnie – powiedział w końcu, wracając do teraźniejszego stanu rzeczy. Jego zakrzywiony róg błysnął, a w powietrzu pojawił się bukiet niebieskich róż. Wręczył jej pachnące kwiaty. – Dla ciebie, Wasza Wysokość.

- Dziękuję. Jesteś cudowny – odparła, wąchając kilka z nich. Włożyła bukiet do wazonu, który stał obok jej łóżka. – Więc, gdzie idziemy?

- Pozwól ze mną – powiedział i podał jej kopyto. Nawyki wyuczone od matki jeszcze Mu zostały. Klacz przyjęła je i razem udali się przed zamek.

Tam czekał na nich powóz zaprzężony w dwa dość duże ptaki. Księżniczce przypominały one przerośnięte, białe sowy, ale... wyglądały całkiem przyzwoicie. Król otworzył drzwi srebrnej karety, czekając aż Twilight wsiądzie do środka. Gdy usiadła na miękkim siedzeniu, Sombra zajął miejsce obok niej. Dał znać ptakom, by wzniosły się w powietrze. Śnieżnobiałe puchacze rozpostarły skrzydła i powóz również podniósł się do góry.

Po niedługim czasie znajdowali się już prawie przy magicznej barierze. Jednak w tym momencie rozstąpiła się na tyle, by mogli przez nią przelecieć.

- Uwielbiam widok z góry na Canterlot. Wydaje się być takim wielkim miastem. Nie to, co Ponyville – westchnęła, a na jej pyszczek wkradł się ledwo dostrzegalny smutek. Król chciał coś powiedzieć, jednak Twilight Go uprzedziła. – Ale... na razie tego nie potrzebuję. Mam ciebie – stwierdziła i obdarzyła Go ciepłym spojrzeniem.

Władca Cieni uśmiechnął się. Jego zaklęcie na szczęście wciąż działało.

Po niedługim czasie wylądowali na zielonej polanie wśród drzew lasu Everfree. Księżyc jasno świecił na niebie, obdarzając swoim blaskiem dwie postaci. Wysiedli z powozu, a ten zniknął nagle. Lawendowa księżniczka spojrzała na Niego pytająco, lecz nie spotkała się z odzewem. Król użył magii, a przed nimi z ziemi wyłoniła się altana bardzo podobna do tej w canterlockich ogrodach. Pod jej ozdobnym dachem stał biały stół przykryty obrusem z zapalonymi świecami na środku. Znajdowały się tam dwa krzesła, ustawione naprzeciw siebie. Dodatkowo cudowna muzyka rozbrzmiewała wokół nich.

Sombra wyrwał Twilight z zamyślenia, delikatnie ujmując ją za kopytko. Zaśmiała się cicho, gdy złożył na nim pocałunek. Zaprowadził ją do stołu, a kiedy usiadła na swoim miejscu, przysunął ją do blatu i również poszedł w jej ślady.

- Na co dzisiaj masz ochotę, księżniczko? – zapytał.

Klacz zastanowiła się przez chwilę. Zwykle nie dawał jej takiego wyboru. Wszystko za każdym razem było zaplanowane.

- Na kanapkę z rumiankiem – odparła.

- Doskonale – powiedział, zaklęciem sprawiając, by potrawa pojawiła się przed nią. On tymczasem postawił sobie talerz z kilkoma czarnymi diamentami. Zaczął je spożywać, a Twilight wpatrywała się w Niego ze zdziwieniem.

- Myślałam, że kucyki nie mogą jeść kryształów...

- Właściwie masz rację, ale... Jestem trochę inny niż wszyscy – odpowiedział, darząc ją uprzejmym uśmiechem, czym wywołał lekki rumieniec na policzkach księżniczki.

- To wszystko – zaczęła – jest naprawdę miłe z twojej strony. Nie miałam pojęcia, że stać cię na to, Sombra – przerwała harmonijną melodię.

- Cóż... chyba byłem ci za coś winny.

Lawendowa klacz uśmiechnęła się, wracając do jedzenia. Gdy w końcu z talerza zniknęła jej ulubiona kanapka, król zadał jej pytanie:

- Zatańczymy?

- Ja... Nie potrafię. Może będzie lepiej, jak podarujemy to sobie – zaproponowała, lecz On zmienił materię i nagle zmaterializował się tuż obok niej.

- Och, proszę cię. To nic trudnego. Poza tym, ostatnio szło ci bardzo dobrze – odparł.

Twilight spojrzała raz jeszcze na Niego, po czym położyła swoje kopytko na Jego. Podniosła się z krzesła i poczuła miękką trawę pod nogami. Muzyka rozbrzmiewająca wokół nich, zmieniła się w spokojnego walca. On przyciągnął ją do siebie i obrócił dookoła osi. Poruszali się po białym parkiecie, idealnie wykonując każdy ruch dwornego tańca. Księżniczka nagle lekko potknęła się o kamień, wpadając na Jego pierś. Zarumieniła się i szybko cofnęła.

- Wybacz.

- Nic się nie stało. Idzie ci doskonale, Wasza Wysokość – przyznał.

Melodia wkrótce dobiegła końca, a oni skończyli, zatrzymując się. Spojrzeli sobie w oczy. Twilight Sparkle powoli zaczęła domyślać się, czego On chce. Zbliżył się do jej pyszczka, lecz ona odsunęła się od Niego.

- Co się dzieje? Wydawało mi się, że chciałaś to powtórzyć – powiedział, przerywając uciążliwe milczenie między nimi. Władczyni była Mu za to wdzięczna.

- Tak. Chciałam, ale... Nie jestem jeszcze na to gotowa. Nigdy wcześniej się z nikim nie całowałam i...

- Przecież...

- Zostawmy przeszłość – weszła Mu w słowo. – Teraz liczy się to, czym żyjemy.

- Więc...? Dlaczego stawiasz opór? – pytał, nie do końca rozumiejąc Księżniczkę Przyjaźni.

- Co powiesz na jeszcze jeden taniec? – zmieniła temat.

Władca zgodził się po chwili namysłu i oboje wrócili na parkiet. Tym razem rozbrzmiała znacznie żywsza melodia.

✓ My Little Pony: Gdzie Ścieżki Mają Swój Początek [Twibra/Somlight]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz