39.

4.3K 180 3
                                    

Minął mniej więcej miesiąc i przez ten cały czas (oczywiście z trudem) próbowałam unikać Josh'a. Strasznie za nim tęsknie, ale postanowiłam sobie, że nie mogę stać w miejscu i płakać. Niestety jak na złość nic mi nie wychodziło i ogólnie była to jakaś istna masakra. Począwszy od tego, że stałam się łamagą na tańcach i pogorszyły mi się oceny, kończąc na głupim upadku ze schodów przez co prawie się zabiłam.

Ponieważ zbliżały się święta musiałam już myśleć nad prezentami. Jak co roku nie mam bladego pojęcia co komu kupić. Była akurat sobota, więc postanowiłam, że wybiorę się do centrum kupić przynajmniej połowę upominków.

Wstałam z kanapy na której aktualnie siedziałam i poszłam się trochę ogarnąć, ponieważ byłam jeszcze w piżamie. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w czarne legginsy i zwykłą, białą bluzkę. Zrobiłam lekki makijaż po czym spakowałam potrzebne rzeczy do torebki. Ubrałam się w puchową kurtkę i wyszłam z domu. Ponieważ nie miałam jeszcze prawa jazdy musiałam pojechać do centrum handlowego autobusem.

Po 20 minutach byłam już w centrum. Jak to zwykle jest w okresie świątecznym na sklepowych wystawach nie brakowało pomysłów na prezenty. W około 40 minut kupiłam już prawie wszystkie upominki. Dla mamy kupiłam nowe perfumy (widziałam, że już się jej kończą), Jake'owi kupiłam przenośny głośnik, a Klarze i Mai takie same śmieszne świąteczne swetry (sobie też taki kupiłam) i kilka innych rzeczy. Dla Codie'go miałam już pomysł na na prawdę niesamowity prezent. Mam tylko nadzieję, że uda się go wykonać.

Dręczyło mnie jeszcze jedno pytanie - Czy kupić prezent dla Josh'a. Nadal boli mnie to co zrobił, poza tym nie gadaliśmy ze sobą miesiąc, ale wiem, że nadal coś do niego czuję. Ale nawet jeśli, to co mogłabym mu kupić? Wydaje się, że ma on już wszystko czego dusza zapragnie. Chyba zostawię kupno tego prezentu na kolejny raz.

Wróciłam do domu i od razu zaczęłam się zajmować przygotowaniem dla siebie obiadu. Chyba dla całej mojej rodziny, bo jak zwykle porcją, którą ugotowałam najadłoby się całe wojsko. Jedząc obiad rozmyślałam nad resztą prezentów, które jeszcze muszę dokupić (albo i nie) i o prezencie dla Codie'go. Muszę umówić się z dziewczynami, żeby o tym pogadać.

Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka, więc zerwałam się z krzesła, żeby otworzyć drzwi. O dziwo, mimo tak wczesnej godziny przed drzwiami stała mama.

- Ee, hej co tak wcześnie dzisiaj? - spytałam.

- Zrobiłam wszystko co miałam na dzisiaj zaplanowane, więc stwierdziłam, że wrócę wcześniej, żeby chociaż trochę odpocząć. Mam nadzieję, że ci to w niczym nie przeszkadza. - powiedziała mama z uśmiechem.

- Nie, w sumie dobrze się składa, bo chciałam z tobą pogadać. Ale najpierw chodź do kuchni, bo zrobiłam przepyszny obiadek. - zaśmiałam się na co mama odpowiedziała mi tym samym. Nałożyłam jej porcję spaghetti i usiadłyśmy do stołu.

- Więc o czym chcesz pogadać? - spytała się zaciekawiona kobieta.

- Klara, Maja, Carol i Robin jadą razem na obóz zimowy i chciałam się spytać czy mogłabym jechać z nimi. Na prawdę bardzo zależy mi na tym wyjeździe. - odparłam.

- Hmm, w sumie nie widzę żadnej przeszkody, więc nie ma sprawy.

- Jejku to wspaniale! - odkrzyknęłam - Dziękuje!

Mama tylko się zaśmiała, a ja napisałam szybko na grupowym czacie, że jadę razem z nimi. Po chwili mama odparła, że idzie do siebie do sypialni, więc nie pozostało mi nic innego niż znaleźć jakiś fajny film w telewizji.

~~~
Okej, więc witam Was ponownie! Na prawdę bardzo, bardzo długo mnie tu nie było, ale naszła mnie jakaś ochota na powrót do pisania. Mam nadzieję, że pamiętacie mniej więcej co się w ogóle tutaj dzieje haha :) Tak więc DO NASTĘPNEGO!

I dziękuję Wam za to, że mimo mojej nieobecności na Wattpadzie nadal ktokolwiek czytał to opowiadanie <3 To dla mnie na prawdę wspaniałe i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej :)

Jesteś tylko moja księżniczko Where stories live. Discover now