7

2.1K 150 13
                                    


Stiles naprawdę nienawidził bólu głowy. Zamazywał mu wzrok i nie mógł się na niczym skupić. Nie umiał zrobić zadania domowego i ogólnie niszczył mu dzień. Brał tabletki, jednak nie zawsze one pomagały.

Chłopak leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Tego poranka właśnie bolała go głowa i najnormalniej w świecie, nie był w stanie jej unieść. Powieki nagłe zaczęły ważyć tonę, a jego ciało drżało. Skóra bolała go, tak jak podczas gorączki. Wiedział, że był chory, ale nie miał siły wziąć telefon i poinformować o tym tatę.

Przykrył się kołdrą po samą brodę i próbował zasnąć, jednak sen nie przychodził. Musiał się strasznie męczyć, ponieważ nawet dwie tabletki nie były w stanie mu pomóc. Po prostu leżał i nic nie robił.

Około godziny czternastej ktoś zapukał do drzwi jego pokoju. Bardzo się zdziwił, ponieważ nie słyszał, by ktoś wchodził do jego domu.

Powiedział cicho 'proszę' i do pokoju wszedł Scott.

- Cześć - przywitał się.

- Hej.

- Jesteś chory? Wiesz, wyglądasz fatalnie - mruknął i usiadł przy jego biurku.

Stilinski wywrócił oczami.

- Dzięki.

Chłopak niechętnie podniósł się do pozycji siedzącej i podrapał po karku.

- Chyba tak. Wiesz, źle się czuję.

Scott kiwną głową na znak, że zrozumiał. Nie martwił się o niego, ponieważ chłopak często chorował, więc nie była to żadna nowość.

- Spotkałem Dereka - mruknął McCall.

Stiles popatrzył na niego zdziwiony. Zapytał szybko, co od niego chciał, ale przyjaciel długo zastanawiał się nad odpowiedzią, mimowolnie przypominając sobie spotkanie.

- McCall! - krzyknął Derek, podchodząc do niego. Scott stał z Isaaciem przy szkole, rozmawiając cicho, jednak gdy Hale był już niedaleko natychmiast przestali.

Lahey nie ufał mężczyźnie i to o nim dyskutował ze swoim chłopakiem zawzięcie. Powiedział mu o śledztwie i o swoich podejrzeniach. Przecież to było dziwne, że zainteresował się ich przyjacielem tak nagle.

- Słucham - mruknął cicho szatyn i popatrzył na niego spod przymrużonych powiek. Nie miał ochoty z nim rozmawiać, ponieważ zaczynał mieć wątpliwości i coraz bardziej żałował, że zeswatał swojego przyjaciela właśnie z nim.

- Widziałeś się ze Stilesem? Muszę z nim porozmawiać.

- A o czym? - zapytał szybciej niż planował. Wolał, by Stilinski nie spotykał się z nim częściej niż raz w tygodniu, dopóki go nie sprawdzi.

- To chyba nasza osobista sprawa - odpowiedział niemiło.

- Przepraszam, ale z szacunkiem - powiedział czując narastające zirytowanie. Coraz mniej był do niego przekonany.

- Jasne, jeszcze czego.

- Słuchaj, wydaje mi się, że nie jesteś odpowiedni dla Stilesa, więc zakończmy tę rozmowę, ponieważ zaczynasz mnie irytować.

Hale zmrużył oczy gniewnie.

- McCall, nie pozwalaj sobie. Kocham go i nie będziesz mi rozkazywał. - Błysnął na niego swoimi niebieskimi oczami.

- Tak od razu? Nie wiem, co kombinujesz, ale to nic dobrego. - Uniósł wojowniczo jedną brew i zacisnął dłonie w pięści.

- Tak od razu.

Patrzyli na siebie gniewnie i, gdyby nie Isaac, pewnie by się pobili.

- Scotty, nie warto - szepnął mu do ucha. Chwycił jego rękę w swoją i powoli zaczął się z nim oddalać.

- Zapamiętaj sobie! Mamy oczy szeroko otwarte! Jeśli zrobisz krzywdę Stilesowi, to my zrobimy krzywdę tobie!

- Pokłóciłem się z nim - powiedział spuszczając głowę.

Stiles otworzył szeroko oczy.

- O co?

- O ciebie - mruknął i popatrzył mu prosto w oczy. Stwierdził, że nie będzie okłamywać przyjaciela, bo to bezsensu.

- Jak to o mnie? Zachowujesz się jak Isaac - powiedział. - Nie ufasz mu?

- Stili, nie gniewaj się. Wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej - spojrzał na niego przepraszającym spojrzeniem i Stiles nie umiał się na niego długo gniewać.

- Ale... jesteś w stanie mu zaufać?

McCall westchnął cicho i usiadł na jego łóżku. Położył dłoń na jego czole mrucząc cicho, że chyba ma gorączkę.

- Nie zmieniaj tematu - zaśmiał się cicho i położył na plecach.

- Przestań zadawać pytania i powiedz mi gdzie jest jakiś syrop na gorączkę, bo jesteś gorący jak kaloryfer.

- W kuchni - mruknął i zamknął oczy.

Scott wstał i po chwili przyszedł z syropem i dużą łyżką.

Stilinski posłusznie otworzył buzię i połknął go w całości.

- Grzeczny chłopiec - powiedział McCall, uśmiechając się ciepło. - Ej, może zadzwonić do twojego taty?

- Nie, jak wróci to mu powiem.

Chłopak niechętnie przystał na to, mrużąc niezadowolony oczy.

-------------------

Dwa dni później Stiles był zdrowy. Z zadowoleniem mógł powiedzieć, że było to zwykłe przeziębienie, więc niedługo wrócił do żywych.

Jego tata jednak niechętnie zgodził się na powrót do szkoły. Wiedział, że jego syn często miał nawroty chorób, więc najlepiej by było, gdyby został jakiś tydzień w domu. Stilinski za nic nie chciał się zgodzić, ponieważ kiepsko mu ostatnio szło w szkole i nie chciał mieć zaległości w materiale. Racje, mógłby poprosić Scotta lub Isaaca albo nawet Lydię o pomoc, jednak wolał być samodzielny. Nigdy nie lubił, gdy ktoś na siłę próbował wcisnąć mu swoją pomoc.

Westchnął cicho i wyszedł ze szkoły. Nie było dziś treningu, więc kończył już o pierwszej. Nie spotkał w tym dniu Cory, właściwie nie spotkał jej od ostatniego incydentu za szkołą.

Podszedł do swojego Jeepa i już miał do niego wsiąść, ale usłyszał znajomy głos.

- Cześć, Stiles - przywitał się Derek i pocałował go w policzek. Stiles uśmiechnął się lekko i również wymruczał ciche 'cześć'.

- Co cie tutaj sprowadza? - zapytał.

- Wiesz, chciałbym cię zaprosić dziś do siebie. Moi rodzice wrócili z wyjazdu i bardzo chcą cię poznać - powiedział Hale.

- O, jasne! - pisnął cicho zadowolony. Chciał już poznać jego rodziców, zastanawiał się jacy oni są. W końcu było już parą, więc wypadałoby się przedstawić.

- To będę u ciebie o siódmej - poinformował go Derek i po krótkiej rozmowie dojechał swoim czarnym autem.

Zły Wilk /sterekWhere stories live. Discover now