Rozdział trzydziesty trzeci

2.2K 138 3
                                    

Obudziłam się wcześnie rano we własnym łóżku. Przeciagnelam się i ruszyłam na poszukiwania telefonu. Gdy moja dłoń napotkała chłodną, płaską rzecz, chwyciłam ją i obróciłam się na bok. Na ekranie mojego telefonu widniała godzina 7am. Włączyłam facebooka i z nudów zaczęłam przeglądać tablicę dla zabicia czasu. Oczywiście, jak można było się spodziewać, na portalu było już zamieszczonych strasznie dużo zdjęć z wczorajszej imprezy. Przesuwałam palcem po ekranie zauważając coraz więcej znajomych, pijanych twarzy. Uśmiechnęłam się gdy mój wzrok zatrzymał się na zdjęciu, które udostępnił Justin. Na obrazu znajdowałam się ja oraz chłopak.

Justin Bieber z Dhalia Stevens
Choćbym nie wiem jakie głupoty popełnił, jakim byłbym debilem-pamiętaj proszę, jesteś najważniejsza. 

Uśmiechnęłam się pod nosem, lecz po chwili na moją twarz wszedł ponury grymas, gdy przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Jess. Westchnęłam i rzuciłam telefon na poduszkę obok. Zaczęłam się wpatrywać w sufit tak intensywnie, że po chwili usnęłam.

Z małej drzemki tym razem wybudził mnie dźwięk telefonu. Jęknęłam niezadowolona i chwyciłam urzadzenie, po czym nie patrząc kto dzwoni szybko odebrałam.

- Cześć skarbie, obudziłem Cię? - Usłyszałam znajomy głos a na moją twarz wkradł się uśmiech.

- Uhm, nie... albo, właściwie tak jakby. - Mruknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej. - Co się stało, że dzwonisz tak wcześnie?

- Wcześnie? Dali, mamy już prawie godzinę pierwszą. - Odezwał się z rozbawieniem Justin a ja momentalnie podskoczyłam. Tak, to była jedna z tych dłuższych pięciominutowych drzemek. - Mniejsza o to. Wpadnę po Ciebie o trzeciej, ok? - Spytał opanowując śmiech. Przygryzłam dolną wargę i wstałam z łóżka. - Dobra, kocham Cię. Do zobaczenia.

Gdy się rozłączył ruszyłam w kierunku toalety. Idąc nagle poczułam jak robi mi się slabo. Oparłam się o ścianę i westchnęłam. Gdy wszystko wróciło do normy, weszłam do pomieszczenia, zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Po szybkim obmyciu się, osuszyłam ciało ręcznikiem i założyłam na włosy puchaty turban. Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Weszłam na twittera, gdzie jak zauważyłam, Justin miał znacznie więcej obserwujących niż kilka dni temu. Sprawdzałam aktualności w internecie, gdy zorientowałam się, że za dziesięć minut powinnam już być gotowa. Rozczesałam włosy i dałam im swobodę, zrobiłam sobie delikatny codzienny makijaż. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jeansowe szorty z wysokim stanem i szary crop top. Ubralam się, spryskałam ciało ulubionymi truskawkowymi perfumami i zeszłam na dół. Gdy oparta o ścianę zakładałam na stopy trampki usłyszałam dzwonek do drzwi. Chwyciłam telefon oraz okulary przeciwsłoneczne i otworzyłam drzwi.

- Cześć, piękna. - Na werandzie stał nie kto inny niż Justin. Pocałowałam go w usta i zamknęłam za sobą frontowe drzwi. Ruszyłam za chłopakiem w kierunku jego auta i zajęłam miejsce od strony pasażera.

- To gdzie jedziemy? - Spytałam delikatnie się uśmiechając. Chłopak przygryzł swoją dolną wargę i spojrzał na mnie uważnie.

- Żadna tajemnica, jedziemy nad klif. - Powiedział odpalając auto. Klif to było jedno z naszych ulubionych, wyjątkowych miejsc. Spotykaliśmy się tam od kiedy zaczęliśmy się akceptować, uhm, lubić. To było nasze miejsce, takie, jakie ma większość par.

Po dojechaniu do celu wysiadłam z auta razem z chłopakiem. Justin wyciągnął z bagażnika koc i wiklinowy koszyk. Ruszyliśmy bliżej klifu, gdzie chłopak rozłożył kocyk. Usiadłam i zajęłam okulary z nosa.

- Mam lody. - Powiedział wyciągając litrowe pudełko pistacjowych lodów z koszyka.

- Daj. - Uśmiechnęłam się i jęknęłam, wyciągając w jego kierunku dłonie jak małe dziecko. Chłopak się zaśmiał i podał mi pudełko. Otworzyłam je z ogromnym uśmiechem na twarzy, wzięłam łyżeczkę i po chwili już konsumowałam najlepsze lody na świecie.

- Chciałbym Ci coś dać. - Powiedział wyciągając mały kartonik z koszyka. Prawie się zakrztusiłam i spojrzałam na niego poważnie.

- Nie mów, że mi się oświadczasz. - Powiedziałam zaskoczona na co chłopak zareagował gromkim śmiechem.

- Nie Dhalia, nie oświadczam Ci się. - Powiedział ciągle się śmiejąc i otworzył pudełeczko. Wyciągnął z niego złoty łańcuszek z małym znaczkiem nieskończoności. - Chciałbym żebyś go nosiła zawsze i żeby cały czas Ci przypominał, że przy tobie jestem. Czy mógłbym Ci go założyć? - Spytał a ja się uśmiechnęłam, dając mu tym znak, by to uczynił. Justin przykucnął za mną, ogarnął moje włosy i po chwili na mojej szyi znajdował się łańcuszek.

Odwróciłam się twarzą do chłopaka i pocałowałam go w usta. Poczułam jak się uśmiecha a następnie odwzajemnia i pogłębia niewinnego z początku buziaka. Po chwili położyłam się na kocu a Justin nad mną. Nie przerywaliśmy pocałunku, lecz coraz bardziej się w niego wczuwaliśmy. W pewnym momencie Justin usiadł na moich biodrach i chwycił rękawki mojej bluzki zwinnie mnie jej pozbywając. Uśmiechnęłam się nieśmiało i dałam mu kontynuować. Chłopak zaczął składać pocałunki po całym moim ciele, schodząc do podbrzusza. Gdy do niego doszedł, odpiął guziczki moich szortow, delikatnie je uchylił i złożył pocałunek na moich czarnych, koronowych figach. Moje ciało delikatnie drgnęło a na skórze pojawiła się tak zwana gęsia skórka. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, po czym włożył dłoń  w moje szorty. Przygryzłam dolną wargę i złapałam go za rękę gdy zanurzył  palce w moim wnętrzu. Poczułam jak robi mi się gorąco i jęknęłam. Chłopak spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakiego jeszcze nie widziałam. Jego spojrzenie było pełniejsze miłości niż kiedykolwiek.

- Chcesz tego? - Spytał patrząc mi prosto w oczy.

- Chce, Justin.  - Wyszeptałam po czym wbiłam mu paznokcie w ramie, gdy zaczął poruszać we mnie swoimi palcami.

White birdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz