Ostatni dzień roku szkolnego 1892

53 8 47
                                    

~ 🐇 ~

- Monstrualnie wielki i nad wyraz ozdobny – powiedział Garreth, krzyżując ręce na piersi.

- Miło słyszeć, że przybywając w naszym towarzystwie wzbogaciłeś zasób słów – gładki ton Ominisa sprawił, że stojąca obok Imelda zasłoniła dłonią usta, tłumiąc śmiech.

- Opowiadam jak wygląda żebyś mógł go sobie dobrze wyobrazić.

Sebastian, który właśnie do nas dołączył, oparł się nonszalancko łokciem na moim ramieniu.

- Przeczytaj jeszcze raz, co jest na nim napisane – poprosił z dumą w głosie.

Garreth odchrząknął teatralnie, po czym zarecytował donośnym, prześmiewczo głębokim tonem.:

- Sebastian Sallow, zwycięzca Turnieju Trójmagicznego w roku 1892.

Puchar, umieszczony w pamiątkowej gablocie, odbił wąską strużkę światła, zupełnie jakby zamrugał w odpowiedzi. Obok niego stały dwa zdjęcia. Pierwsze przedstawiało całą trójkę uczestników, drugie natomiast jedynie Sebastiana, dyrektora Blacka oraz samego Ministra Magii.

- Złożyłabym ci gratulacje, ale nie chcę jeszcze bardziej dokarmiać twojego wybujałego ego – ton Imeldy brzmiał poważnie, lecz w jej oczach tańczyły rozbawione ogniki.

- Masz na myśli to ego, które sięga samego szczytu Wieży Ravenclaw? - Garreth podjął żart, na co wszyscy zareagowaliśmy cichym śmiechem.

- Mam całkowite prawo do odrobiny dumy – żachnął się Sebastian.

- Oczywiście, że tak. - Poklepałam go po piersi. - My również jesteśmy z ciebie dumni, tylko okazujemy to na swój wyjątkowy sposób.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że przyniosłeś pukiel z ogona centaura. - Anne pokręciła głową.

- Miałem zdobyć coś, co łączy nas z mieszkańcami Lasu, a włosy się do tego zaliczają.

- Nie nakręcaj go, bo inaczej znowu opowie nam ze szczegółami całą historię, jak to dzierżąc w złamanej ręce kawałek końskiego futra i brocząc krwią wspinał się na ostatnie kamienne stopnie, by dotrzeć do magicznego zamka, który skrywał ostatnią zagadkę – przedrzeźniał go Garreth.

Wszyscy zanieśliśmy się radosnym śmiechem, łącznie z samym Sebastianem. Stroiliśmy sobie żarty, jednak w oczach każdego z nas mógł dostrzec dumę i swego rodzaju szacunek.

Garreth rzucił kolejnym dowcipem, po którym moje oczy zaszły łzami, jednak zupełnie go nie pamiętam, ponieważ w następnej sekundzie Anne straciła przytomność i osunęła się na ziemię.

Nikt już się nie śmiał.

~ 🦊 ~

Ostatnie za czym będę tęsknił po opuszczeniu szkoły, to skrzydło szpitalne. Jak zwykle pachniało świeżą pościelą, szarym mydłem i syropem o lukrecjowym posmaku. Nienawidziłem tego miejsca.

A jeszcze bardziej znienawidziłem je po tym, jak Anne ponownie trafiła na jedno z wielu stojących tam łóżek. Nagle wróciły wszystkie wspomnienia dotyczące jej choroby.

Ocknęła się dość szybko, jednak w jej oczach, identycznych jak moje własne, widziałem jedynie wszechogarniający lęk. Jeszcze zanim otworzyła usta wiedziałem już, co powie.

- Boli jak wtedy.

Ominis, siedzący na skraju materaca, zesztywniał i odszukał dłoń Anne, by delikatnie zacisnąć na nie palce.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz