Obrona przed Czarną Magią

126 15 41
                                    

~ Aileen ~

Obrona przed Czarną magią była ostatnią lekcją tego dnia. Za oknami panowała mgła, która blokowała dostęp promieni słonecznych, toteż klasę spowijał swoisty półmrok. Nadawało to otoczki niezwykłej tajemniczości, którą profesor Hecat jedynie podsycała. Każde zajęcia z nią chłonęłam niczym oczarowana, zdumiona jej wielką wiedzą oraz sposobem, w jaki potrafi nam ją przekazać.

Nie ukrywałam również wdzięczności za to, iż na początku piątego roku właśnie dzięki niej poznałam Sebastiana Sallowa.

- Konfrontacja z bezimiennymi, strona dziewięćdziesiąt sześć, moi drodzy – oznajmiła, na co zawtórowaliśmy jej szelestem przewracanych kartek.

Inferiusy.

Wpatrzyłam się w rycinę, przedstawiającą ożywione ludzkie ciało. Siła, z jaką wspomnienia zalały moje myśli była tak duża, iż musiałam mocniej zacisnąć dłoń na piórze, by nie stracić kontroli nad emocjami. Zerknęłam na Sebastiana, lecz jego twarz nie wyrażała niczego, co mogłyby go zdradzić.

- Jaka jest różnica między inferiusem, a zombie? - głos nauczycielki brzmiał niczym zza ściany. - Panno Jones?

Poderwałam głowę, wywołana do odpowiedzi. Jasne oczy profesor Dinah Hecat wpatrywały się we mnie wyczekująco.

- Zombie kierują się jedynie zaspokojeniem swojej żądzy krwi – zawahałam się, próbując opanować drżenie głosu. - Inferiusy natomiast wykonują polecenia osoby, która przywróciła je do życia.

Powróciłam spojrzeniem na karty podręcznika. Niemal czułam odór zgnilizny oraz śmierci, wyciągnięty wprost z moich wspomnień.

- Bardzo dobrze, dziesięć punktów dla Ravenclaw – odpowiedziała nauczycielka, lecz jej słowa zdawały się jedynie przemknąć obok mnie, nie trafiając do moich uszu.

Spędziłam resztę zajęć w ciszy, notując oraz słuchając o czułych punktach, etymologii oraz charakterystyce inferiusów, które sama spotkałam na swojej drodze pod koniec piątego roku. Wtedy czarnoksiężnikiem, powołującym ich do życia i służby był Sebastian Sallow, opętany magią przeklętego reliktu.

- Panno Jones, mogę ukraść pani trochę czasu? - spytała profesor, gdy jej lekcja dobiegła końca. Rzuciłam tęskne spojrzenie w stronę drzwi, gdzie czekał na mnie Sebastian, lecz następnie skierowałam się ku siwiejącej nauczycielce.

- Oczywiście – przytaknęłam, choć jedyne na co miałam ochotę, to gorące kakao przy kominku w pokoju wspólnym. Hecat poczekała, aż ostatni uczeń zamknie za sobą drzwi do sali, po czym zwróciła się do mnie.

- Wiele rozmyślałam na temat starożytnej magii i sposobu, w jaki mogłybyśmy rozładować napięcie, które w tobie wytwarza – wyjaśniła, przechodząc do konkretów. - Nauka tego zaklęcia nastąpi dopiero pod koniec roku, lecz sądzę, iż jego pozytywny wydźwięk może odciążyć cię od negatywnych myśli.

Zaciekawiłam się słowami profesor. Niekiedy miałam wrażenie, iż moc starożytnej magii miesza się z moją krwią, buzując w żyłach niczym rwące potoki. W takich momentach panowanie nad sobą i swoimi emocjami przychodziło mi z wielkim trudem. Nie zdarzało się to często, lecz by zapobiegać ciężkim sytuacjom postanowiłam ograniczyć okoliczności, wywołujące we mnie skrajne uczucia bądź stres. Między innymi dlatego zrezygnowałam z uczestnictwa w Skrzyżowanych Różdżkach, by przez przypadek nie skrzywdzić nikogo dodatkową mocą, która okalała moje zaklęcia.

- Jest to niezwykle ciężki zaklęcie, jednak wydaje mi się, że dzięki wzmocnieniu starożytną magią możesz opanować je dużo szybciej – kontynuowała. - Potrzebujesz jedynie skupienia oraz silnej, pozytywnej myśli przewodniej.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now