Największy lęk

122 15 34
                                    

W bibliotece panowała pustka, oczywiście nie licząc naszego kwartetu, który zebrał się tam przed śniadaniem. Trójka moich ulubionych Ślizgonów wyglądała na zaspanych. Anne ułożyła głowę na blacie i nałożyła kaptur, by móc zdrzemnąć się choć minutkę dłużej. Sebastian patrzył w przestrzeń wzrokiem pełnym nieobecności i podpierał ręką brodę, by nie uderzyć twarzą o dębowy stół. Ominis natomiast nie zdążył ułożyć włosów, które opadały mu teraz na czoło, a szatę włożył na lewą stronę. Zdecydowanie nie byli rannymi ptaszkami.

Rzuciłam grubym tomiszczem o blat, wyrywając całą grupę z letargu.

- Leen, miej litość – jęknęła Anne, przecierając zaspane oczy. - Jest szósta rano.

Wertowałam karty księgi, ignorując poirytowane spojrzenia towarzyszy. Słowa profesor Weasley na temat strachu podsunęły mi pewien pomysł. Być może mylny, lecz nie zaszkodziło spróbować.

- Riddikulus! - rzuciłam energicznie, wskazując palcem zaklęcie wypisane na stronie.

- Nie, Leen, to nie jest ani trochę zabawne – burknął wciąż zaspany Sebastian. Przewróciłam oczami słysząc jego komentarz.

- Nie pamiętasz, co profesor Weasley mówiła o strachu? - dopytałam, na co Sallow zmarszczył czoło. Oczami wyobraźni widziałam, jak trybiki, ukryte w jego głowie, ruszają procesy myślowe. - Mam jedynie nadzieję, iż potrafisz trzymać strach w ryzach – zacytowałam, naśladując głos wicedyrektorki.

Trzasnęłam książką, ponownie wybudzając ich z transu. Anne skrzywiła się na ten dźwięk, Ominis zaś pozostał niewzruszony, jedynie ziewnął przeciągle, zasłaniając dłonią usta. Może i było wcześnie, lecz to nie moja wina, iż Ślizgoni nie wiedzą co to znaczy wypić dwie kawy przed śniadaniem.

- Jeżeli naprawdę miała na myśli boginy, to musimy zacząć ćwiczyć już teraz – powiedziałam twardo, nieco unosząc głos. Madame Scribner wychyliła się zza swojego biurka, posyłając w naszą stronę ostre jak brzytwa spojrzenie. Nie wydawała się zbyt zadowolona z faktu, iż zjawiliśmy się w bibliotece skoro świt.

- Leen, nie mamy bogina – zauważył Sebastian, nieco już przebudzony.

- Tak, ale znam kogoś, kto ma – pochyliłam się nad stołem, posyłając mu znaczące spojrzenie. - Wstawaj, profesor Hecat już na nas czeka.

- Jej też kazałaś wstać o tak wczesnej porze? - spytał, marszcząc w zdziwieniu brwi. Zaśmiałam się cicho, ponaglająco łapiąc chłopaka za ramię i dźwigając w górę. Taki ospały i rozleniwiony zdawał się ciężki niczym ołów.

- Och nie, wy tutaj zostajecie – powiedziałam do Anne, widząc jak podnosi się z miejsca.

Dziewczyna opadła z powrotem na krzesło z lekkim westchnięciem, posyłając spojrzenie pełne bólu.

- Więc czemu kazałaś nam tu przyjść? - spytała rozżalona.

- Nie skończyłaś jeszcze eseju na historię magii – zauważyłam oczywistym tonem. - A Ominis ci w tym pomoże.

- Ale Leen... – Gaunt podniósł głowę, zupełnie jakby wypowiedzenie jego imienia wyrwało go z letargu.

- Bawcie się dobrze – przerwałam przyjacielowi, ciągnąc Sebastiana w stronę wyjścia z biblioteki.

Chwilę później echo naszych szybkich kroków odbijało się po pustych korytarzach Hgwartu. Od murów czuć było nieprzyjemny, listopadowy chłód, który całkowicie rozbudził Sebastiana. Ślizgon niemalże truchtał, próbując mnie dogonić, lecz wciąż pozostawał w tyle dobre pół metra. Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami klasy do Obrony przed Czarną Magią, gdzie czekała już na nas profesor Hecat.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora