Mało krukońskie zachowanie

115 12 58
                                    

Siedziałam na łóżku, trzymając na kolanach otwartą książkę do eliksirów, lecz nie skupiałam na niej wzroku. Jedynie mechanicznie mięłam w palcach szorstką kartę, wędrując myślami do odbytej z Ominisem rozmowy. Wiedziałam, że wypowiedziane słowa były lekkomyślne, lecz czy czyniło je to niewłaściwymi?

- Rozmawialiśmy już kiedyś o poświęcaniu się dla innych – odpowiedział Ominis, a jego słowa odbiły się echem od kamiennych ścian lochów. - To nie ze mną powinnaś składać zobowiązujące na całe życie przysięgi.

To prawda, że już na zawsze związałabym swój los z Ominisem, jednak odpowiednio dobrane słowa nie zakłóciłyby naszej wolności. A przynajmniej w pewnych jej aspektach zachowalibyśmy wolną wolę. Przysięga powinna dotyczyć ślubu, lecz przecież to jedynie podpisanie aktu i nie zobowiązuje do życia z wyłącznie jedną osobą.

Można wziąć ślub, a równocześnie żyć z kimś innym, prawda?

Sebastian to zrozumie, prawda?

Prawda?

Nie zauważyłam momentu, kiedy ręka oderwała się od kart książki i powędrowała do moich ust. Poczułam charakterystyczny, metaliczny posmak w buzi, gry zza mocno nadgryzionego kciuka uleciała krew. Wyrwało mnie to z zamyślenia, od którego zaczynało mi dosłownie dudnić w głowie.

Następnie dudnienie rozniosło się do pokoju, gdy ktoś cicho zapukał do drzwi. Uniosłam wzrok, by napotkać równie zaskoczone spojrzenia Samanthy i Constance. Zerknęłam przelotnie na zegarek, który wskazywał kwadrans po dwudziestej trzeciej, a następnie powróciłam do współlokatorek. Wszystkie ubrane byłyśmy w koszule nocne, co oznaczało, że żadna nie spodziewała się gości w dormitorium.

Pukanie rozległo się po raz kolejny, tym razem w akompaniamencie męskich szeptów i uciszających syknięć. Niechętnie wstałam z łóżka, krzywiąc się na spotkanie bosych stóp z zimną podłogą, i uchyliłam drzwi. W szparze pojawiła się głowa Everetta Cloptona.

- Nie pomyliłeś pokoi? - zagadałam, unosząc w zdziwieniu brew.

Brunet obdarował nas szerokim uśmiechem, mechanicznie poprawiając okrągłe okulary.

- Skądże, właśnie do tego dormitorium zamierzałem trafić – odparł. - Mamy kilka butelek kremowego piwa i szalony plan, piszecie się?

Przeniosłam spojrzenie na koleżanki, odczytując ich sprzeczne sygnały. Samantha wykrzywiła twarz w niemym grymasie, marszcząc brwi i z niedowierzaniem patrząc na zegar, wskazujący zbyt późną godzinę. Constance natomiast na wzmiankę o małej imprezie niemal automatycznie uniosła się do siadu, choć jeszcze przed sekundą leżała zawinięta w kołdrę. Na jej twarzy gościł równie szeroki uśmiech, co u Everetta.

Skłaniałam się bardziej ku postawie Samanthy, ponieważ ostatnie na co miałam teraz ochotę, to nocne bieganie po innych pokojach.

- Musimy to przedyskutować – zdecydowałam, żegnając Krukona i zamykając drzwi.

Ciężko było przekonać Constance do zostania w łóżku, dlatego kilka minut później, zakładając na siebie jedynie szlafroki oraz ciepłe kapcie, skradałyśmy się do dormitorium chłopców, znajdującego się po drugiej stronie wieży Ravenclaw. Starałyśmy się stąpać jak najciszej, by nie wzbudzać niczyjej uwagi. Towarzyszyło nam jednak szuranie kapci w akompaniamencie skrzypiących, drewnianych stopni, wywołujących na plecach ciarki zażenowania.

Spotęgowany wstyd rozlał się po moim ciele, gdy zapukałyśmy do nieodpowiednich drzwi, w których stanął Andrew Larson. Przesunął po nas wzrokiem, a na oliwkowej twarzy chłopaka pojawił się nieco zdezorientowany uśmiech. Constance z Samanthą czmychnęły niemal natychmiast, pozostawiając mnie w tyle. Zakłopotana patrzyłam przez moment na kolegę, który w zaciekawieniu marszczył brwi.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now