Dziennik

44 8 49
                                    

~ 🐇 ~

Zgodnie ze wcześniejszymi domysłami chata okazała się opuszczona. Krążyliśmy wśród cieni, przyświecając światłem, płynącym z różdżek, lecz nie mogliśmy dojrzeć niczego podejrzanego. Dom był niewielki, podzielony na dwie izby i małą, prowizoryczną kuchnię. Pachniało w nim świeżo ciosanym drewnem i sosnowymi igłami. Wydawałby się całkowicie normalny, gdyby nie brak okien.

- Nie ma tu niczego niezwykłego – mruknęła Anne. Jej głos zniżył się do szeptu, zupełnie jakby obawiała się czyjejś obecności.

Przesunęłam wewnętrzną stroną dłoni po niewielkim stole, stojącym w samym centrum. Szorstka powierzchnia podrażniła moją skórę. Sebastian powtórzył mój gest, by następnie delikatnie spleść nasze palce. Uniosłam wzrok, lecz nie napotkałam jego spojrzenia. Zmarszczył w namyśle brwi.

- Meble nie zostały naolejowane – zauważył.

- Zabawiasz się w stolarskiego krytyka? - spytał Garreth, nie przerywając myszkowania w kuchennych szafkach.

- Olejowanie przedłuża żywotność drewnianych mebli i zapobiega korozjom – wytłumaczył, przykuwając uwagę reszty grupy.

- Jeżeli ten, kto tu mieszka nie zadał sobie trudu, by to zrobić, to oznacza, że nie zamierza tu długo zabawić – dokończyłam na głos myśl Sebastiana, na co delikatnie przytaknął.

Garreth westchnął i oparł się plecami o jedną ze ścian. Skrzyżował ręce na piersi.

- A nie wpadliście na to, że być może właśnie włamaliśmy się do domu niewinnego czarodzieja, który najzwyczajniej w świecie lubi samotność i dlatego zamieszkał w lesie? - spytał.

- Biorąc pod uwagę jak dużo gadasz sam zastanawiam się nad takim rozwiązaniem – mruknął pod nosem Ominis, czym wywołał szeroki uśmiech na twarzy Gryfona.

Drzwi do chaty otworzyły się nagle i tak szeroko, że trzasnęły o zewnętrzną ścianę. Stanął w nich Georgi, wypełniając swoją posturą niemal całą przestrzeń.

- Tam nic nie ma – powiedział bez zbędnych wstępów. - Coś znaleźli?

Sapnął poirytowany, gdy odpowiedziały mu jedynie przeczące pomruki.

Poczułam w piersi delikatne szarpnięcie, zupełnie jakby ktoś pociągnął za sznurek, którego koniec obwiązany był wokół mojego serca. Rozejrzałam się dookoła, a gdy mój wzrok padł na niewielki obraz, zawieszony na ścianie, zrozumiałam. Ruszyłam w jego stronę, a każdy kolejny krok stawał się coraz powolniejszy i cięższy, zupełnie jakbym wchodziła do jeziora wypełnionego gęstą smołą.

Rozmowy moich towarzyszy przycichły niczym nakryte całunem. Usłyszałam inne głosy. Nęciły mnie, szeptały moje imię i im bliżej obrazu się znajdowałam, tym bardziej nachalne się stawały. Krążyły dookoła, a następnie wdarły się pod moją skórę i do głowy, zlewając się w jeden ton.

Minęło wiele czasu odkąd ostatni raz miałam styczność z dzikością szczątków Starożytnej Magii, jednak nigdy nie zdawały się tak nachalne. Uderzyły we mnie falą mocy, przez co omal nie potknęłam się, stawiając ostatni krok, dzielący mnie od obrazu.

Dotknęłam płótna, pokrytego chropowatą farbą, a wszystkie głosy ustały, zupełnie jakby ktoś przeciął łączący nas sznur.

- Leen? - odwróciłam się w stronę Sebastiana. Wszyscy wpatrywali się we mnie z niepokojem. Jak długo ich nie słyszałam?

- Wszystko w po... - zaczęłam, jednak moje ostatnie słowo przemieniło się w zaskoczone westchnięcie, gdy podłoga pod moimi stopami rozstąpiła się i runęłam prosto w przerażającą ciemność.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now