Tykająca bomba

125 17 49
                                    

Razem z Anne i Ominisem czekaliśmy w krypcie, aż Sebastian skończy pierwsze zebranie uczestników Turnieju Trójmagicznego. Udał się tam zaraz po kolacji, prowadzony przez dyrektora Blacka i profesor Weasley, by omówić szczegóły, na które my również czekaliśmy ze zniecierpliwieniem. Usiadłam na starej kanapie, przyniesioną przez chłopców z niewiadomego nam miejsca, i podciągnęłam nogi do siebie, opierając podbródek na kolanach. Ominis przysiadł obok, a Anne natomiast chodziła dookoła nas, klnąc pod nosem.

- Przecież wspólnie uzgodniliśmy, że nie weźmiemy udziału w Turnieju – burknęła, kopiąc po drodze zbłąkanego gargulka, zapewne należącego do Zenobii. - Jak on mógł nie powiedzieć nam o tym ani słowa?

Nie odpowiedzieliśmy Ślizgonce, gdyż bardziej mówiła do siebie, niż do nas.

Szczerze powiedziawszy, to nie skupiałam się na tym, co burczała pod nosem. Jej słowa wpadały jednym uchem, a wypadały drugim, będąc kompletnie zignorowanymi. Mój umysł zaprzątały teraz myśli o Sebastianie, siedzącym przy kominku w małym pokoju niedaleko Wielkiej Sali, do którego kiedyś się włamaliśmy. Zapewne słucha teraz podekscytowanych opowieści dyrektora Blacka, popijając herbatę z mlekiem. Czy jest zmartwiony? Zaskoczony? A może podekscytowany?

Czy zgłosił się własnoręcznie?

Co, jeżeli ktoś inny znalazł sposób, by wrzucić kartkę z jego imieniem do Czary Ognia tylko po to żeby go podręczyć? Może to ta sama osoba, która podrzucała listy?

Skubałam rąbek spódnicy niczym w transie, pogrążona własnymi myślami, z których wyrwało mnie szczęknięcie zamka. Sebastian wszedł do krypty, a jego twarz była blada niczym u zjawy.

- Jak mogłeś się zgłosić i nam o tym nie powiedzieć? - Anne uniosła głos nie czekając nawet, aż wejście do krypty zdąży się dobrze zamknąć za jego plecami.

Obiekt naszych zmartwień zignorował to pytanie.

- Czy mogę was przeprosić? Chciałbym porozmawiać z Aileen na osobności – oświadczył, patrząc wprost na mnie. Poczułam, jak moje serce robi fikołka.

- Chyba sobie żartujesz... - zaczęła Anne, lecz urwała, gdy Ominis wstał i pochwycił jej ramię.

- Chodźmy, nic tu po nas – powiedział, po czym pociągnął ją ku wyjściu z krypty, kierowany przez czerwony blask różdżki.

Kiedy wyszli, zapadła nieznośna cisza, której żadne z nas nie wiedziało jak przerwać. Nie wytrzymałam tego napięcia i podniosłam się z sofy, by rzucić w objęcia Sebastiana. Odwzajemnił gest, zamykając mnie w żelaznym uścisku.

- Leen – szepnął wprost w moje włosy. Czułam, jak jego ciało delikatnie drży.

- Zgłosiłeś się – odgadłam, na co przytaknął cicho. Przymknęłam oczy, gdy zaczęły napływać do nich łzy. - Czemu? - spytałam, uwalniając się powoli z uścisku, by spojrzeć w twarz Sebastiana. Nadal wyglądał blado.

- Sam nie wiem, po prostu... - zawahał się, jakby szukając odpowiednich słów. - Poczułem taką potrzebę. Zrobiłem to tamtej nocy, gdy wyszedłem od ciebie ze skrzydła szpitalnego.

Spuścił oczy, uciekając od mojego wzroku, zupełnie jakby wstydził się tego, co uczynił.

- Sebastian, ludzie giną w tym turnieju – powiedziałam, ujmując jego policzki w swoje dłonie. Zawsze ciepła skóra Ślizgona była teraz chłodna niczym po wyjściu na rześki poranek. Wydawał się nie być sobą, a przynajmniej nie kompletnie.

- Nie myślałem, że spośród wszystkich zgłoszonych wybierze mnie – westchnął. - Zrobiłem to pod wpływem impulsu, a teraz nie można tego nijak odkręcić... pytałem dyrektora.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now