Fotografia

56 9 87
                                    


Krótkie przypomnienie.:


- Pamiętacie jak Lorcan użył Obliviate na Leen? Nie? No to tak było jak coś.

 - Podrzucał również krótkie liściki z groźbami Sebastianowi

- Osoba, która rzuciła czar na Petrova miała niebieskie oczy

~ ~

Po otwarciu oczu uświadomiłam sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, spędziłam całą noc w krypcie, a po drugie Sebastian zniknął. Ta połowa kanapy, na której spał, okazała się nieznośnie zimna i pusta, a jedynym śladem jego wcześniejszej obecności był pozostawiony płaszcz, okrywający moje ciało. Pachniał zmieszanymi ze sobą nutami mięty i kolendry.

Podniosłam się do siadu, krzywiąc się, gdy nieznośny ból przeszył moje plecy. Zdecydowanie powinnyśmy wyczarować coś wygodniejszego.

Czarna szata, w której zasnęłam, była całkowicie pomięta, ale nie obeszło mnie to. Przeczesałam palcami sterczące w każdą stronę, poplątane włosy i wyszłam z krypty.

Dziennik, który po drodze włożyłam do kieszeni, obijał się o moje udo, przypominając o swojej obecności. Ciążył mi niczym kamień, przytroczony do nóg topielca.

Było na tyle wcześnie, że najpierw postanowiłam doprowadzić się do porządku i wykraść z Wielkiej Sali kubek kawy, a dopiero potem poszukać Sebastiana.

Przez większość czasu towarzyszyły mi złe przeczucia, które nie odpuściły nawet, kiedy schowałam dziennik pod materac łóżka, by ukryć go przed światem. Pogłębiały się z każdym krokiem, dzielącym Wielką Salę i lochy, gdzie znalazłam jedynie Ominisa. Nie spotkał Sebastiana od wczorajszego wieczora. Nie było go również ani w bibliotece, ani w skrzydle szpitalnym, ani na błoniach.

Pełna frustracji usiadłam na wilgotnej od rosy trawie i oparłam się o stojak z miotłami, wystawiając zmęczoną twarz do słońca. Wzeszło już wysoko i świeciło na tyle mocno, że zmusiło mnie to przymknięcia oczu.

- Nie mów, że w końcu zawitałaś na trening – powiedział Everett, stając tak, że jego cień padł prosto na mnie. Powoli otworzyłam oczy i zamrugałam.

- Przepraszam – bąknęłam, zawstydzona swoim ostatnim urywaniem się z porannych ćwiczeń. - Szukałam tylko Sebastiana.

Nie spodziewałam się pomocy od Cloptona, jednak ten zaskoczył mnie swoimi kolejnymi słowami.

- Widziałem go jak szedł w stronę Zakazanego Lasu – powiedział, po czym uśmiechnął się lekko, niemal konspiracyjnie. - Znowu.

Wstałam tak gwałtownie, że Everett postąpił jeden krok do tyłu.

- Była z nim Anne, więc nie wydało mi się to podejrzane. - Uniósł rękę w obronnym geście. - A przynajmniej nie tak, jak zazwyczaj.

- Zazwyczaj? Ile razy widziałeś jak się wymykał?

Zastanowił się na moment, po czym wzruszył ramionami i wskazał palcem w niebo.

- Kilkukrotnie. Z góry wszystko widać.

Niewiele myśląc ruszyłam truchtem przez błonie, by wydostać się za teren Hogwartu.

- Pożyczyć ci miotłę? - krzyknął za mną Everett, lecz zbyłam go jedynie machnięciem ręki.

Przemknięcie wczesnym rankiem było o wiele łatwiejsze niż w środku nocy, ponieważ wtedy woźny Moon zajęty był popijaniem swojej ulubionej kawy o dyniowym smaku i nie pilnował wyjść.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant