Tęskniłem za pokojem wspólnym Slytherinu. Panował w nim półmrok, oświetlany jedynie przez światło świec oraz promienie księżyca, przenikające taflę jeziora. Czuć było wilgoć i chłód, bijący od kamiennych ścian lochów, lecz według mnie dodawało to jedynie klimatu.
Siedzieliśmy z Anne przy rozpalonym kominku, gdy dołączył do nas Ominis. Na jego twarzy malowało się wyraźne zadowolenie.
- Robiłeś sobie żarty z pierwszorocznych? - zgadłem, na co Gaunt pokiwał głową.
- Oczywiście – potwierdził.
- Będzie ci głupio, jeżeli kiedyś faktycznie ujrzą syrenę – powiedziała Anne, wertując strony od podręcznika astronomii. Po chwili jednak zamknęła go z hukiem, wyraźnie poirytowana. - Mój najmniej lubiany przedmiot, nie zdołam zapamiętać wszystkich konstelacji.
Anne miała czas do końca października, by zaliczyć wymagane egzaminy z piątej klasy. Oprócz tego uczęszczała na zajęcia z szóstej, gdyż nie chciała tracić całego roku nauki. Na początku wydawała się pewna siebie, lecz teraz zjadał ją stres.
- Mogę poprosić Aileen o małe korepetycje, jeśli chcesz – zaproponowałem. Siostra rzuciła mi szybkie spojrzenie, w którym dostrzegłem nieco dziwną, nigdy wcześniej nie zauważoną nutę. Zaraz jednak przystanęła na mój pomysł.
- Czy to podręcznik do alchemii? - zmieniła temat, wskazując na tom, który trzymałem w dłoniach. - Nie uczęszczasz na ten przedmiot.
- Pomyślałem, że może mnie zainteresuje... - uciąłem, gdy Ominis wszedł mi w słowo.
- Leen zapisała się na alchemię, prawda? - spytał, choć dobrze znał odpowiedź na to pytanie.
Anne pokręciła głową, nieco zażenowana.
- Sebastian, trochę ją osaczasz – położyła mi rękę na ramieniu, by dodać powagi swoim słowom.
- Nie osaczam... - kolejna osoba weszła mi w słowo, tym razem jednak była to Imelda Reyes, która przystanęła w półkroku, słysząc naszą wymianę zdań.
- Sallow, na Merlina, dzisiaj rano obcałowałeś jej rękę przy całej szkole – przewróciła oczami. - Dziewczę prawie uciekło z krzykiem.
- Co zrobiłeś? - skrzywił się Ominis.
- Nie chciałam ci mówić, to było naprawdę niezręczne – odpowiedziała Gauntowi Anne, by ponownie zwrócić się ku mnie. - Wyglądała na naprawdę zawstydzoną.
- Naprawdę wam kibicuję, Sallow – ponownie wtrąciła Reyes. - Ale daj jej trochę powietrza, też musi czymś oddychać – zauważyła, po czym pomaszerowała do swojego dormitorium.
- Imelda ma trochę racji – rzekła Anne, lecz dużo łagodniejszym tonem niż jej poprzedniczka. - Nie musisz się obawiać. Aileen nie zniknie w chwili, gdy trochę złagodzisz uścisk.
Skąd wiesz? Chciałem spytać, lecz w porę przygryzłem język. Siostra za każdym razem potrafiła odgadnąć myśli, kłębiące się w mojej głowie. Bez trudu odgadła lęk, którego sam nie potrafiłem, bądź nie chciałem, nazwać. Za każdym razem, gdy tylko wypuszczałem dłoń Leen z uścisku, traciłem z oczu wśród tłumu Krukonów, bądź żegnałem pod schodami Wieży Ravenclaw, to czułem jakbym tracił część siebie. Może to zabrzmieć nachalnie i romantycznie jednocześnie, lecz ogarniał mnie strach, iż jeśli chociażby mrugnę w jej obecności, to w następnej sekundzie może rozpłynąć się w nicość, okazując jedynie wytworem mojej wyobraźni.
Nie chciałem osaczać Aileen, jednak równocześnie nie mogłem przestać ściskać jej dłoni.
- Nie o to chodzi – burknąłem w końcu, przenosząc wzrok na książkę. Wpatrywałem się w zadrukowane kartki, lecz nie byłem zdolny przeczytać ani jednego słowa.
CZYTASZ
Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONE
FanfictionByliśmy w końcu młodymi ludźmi, chcącymi nacieszyć się ostatnimi, beztroskimi minutami. Głowy pękały nam od marzeń oraz planów na nadchodzące dni. W końcu piąty rok wydawał się tak odległy i szalony, więc teraz już nic nie powinno nas zaskoczyć, pra...