Zimowy bal cz.1

132 15 67
                                    

Grudzień minął niespodziewanie szybko, głównie ze względu na koniec semestru, który okazał się naprawdę wyczerpujący. Na początku miesiąca odbył się również mecz quidditcha między Gryffindorem a Hufflepuffem, gdzie Garreth Weasley stał się swoistą gwiazdą wieczoru. Obronił najwięcej bramek w historii szkolnych rozgrywek, dzięki czemu jego dom wygrał nawet po złapaniu przez Stephanie Diggory złotego znicza. Sprawiło to również, iż zwrócił na siebie uwagę sporej części dziewcząt, lecz oczy Garretha pozostawały skierowane jedynie w stronę Poppy Sweeting. Oficjalnie byli jedynie partnerami na zimowy bal, lecz w ich towarzystwie zdawało się wyczuwać gęstniejące powietrze, sprzyjające czemuś większemu.

Przez cały miesiąc obserwowałam uważnie Ominisa Gaunta, który wciąż nie chciał rozmawiać o swoich zaaranżowanych zaręczynach. Nie umknęło mojej uwadze, iż z wraz z upływającym czasem starał się coraz bardziej nie swój. Potrafił w jednej chwili siedzieć w ciszy, podrążony we własnych myślach, by zaraz w kolejnej wybuchnąć głośnym śmiechem bez cienia radości. Zawsze w takich momentach wymienialiśmy z Sebastianem znaczące spojrzenia, gdyż choć nie wiedział o zaręczynach, to wyczuwał niecodziennie zachowanie przyjaciela.

Na zbliżające się Boże Narodzenie dziergałam na drutach szaliki dla każdego z najbliższych, dobierając włóczkę do koloru ich oczu. Zajęło mi to większość grudniowych wieczorów, które przesiedziałam przy kominku w pokoju wspólnym. Nigdy nie byłam najlepsza w dzierganiu na drutach, jednak była to jedna z niewielu rzeczy, które potrafiłam zrobić własnymi rękami. Mogłam podziękować siostrom w przytułku za ich cenne lekcje oraz pokłute drutami palce. Do świąt miałam jednak już trzynaście przygotowanych szalików, wliczając w to profesor Hecat, Weasley, Smyka oraz woźnego Moona.

- Dziergasz dla całego Hogwartu? - spytał pewnego dnia Lorcan Cunningham, siadając w fotelu naprzeciwko. Wskazał dłonią na pudełko wypełnione wełnianymi owocami mojej pracy.

- Skądże, to tylko dla wybrańców – odparłam, nie przerywając dziergania.

- Jest może jeden dla mnie? - dopytał, na co uniosłam wzrok, napotykając jego popisowy uśmiech.

- Nie.

Zaśmiał się, zupełnie jakby wiedział co odpowiem, po czym otworzył książkę, którą ze sobą przyniósł. Przez resztę miesiąca siadał zawsze w tym samym miejscu, nie wypytując już o szaliki. Jedynie witał się ze mną, a potem zajmował czytaniem. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, iż jego milczące towarzystwo stało się czymś naturalnym. Po tym jak razem z Sebastianem uścisnęli sobie ręce w geście zgody wrócił również na swoje pierwotne miejsce w sali do eliksirów, zajmując kociołek obok mnie.

Podczas jednego z wieczorów Constance Dagworth wróciła do dormitorium z zarumienionymi od wstydu policzkami.

- Amit zaprosił mnie na bal! - jęknęła, zakrywając twarz dłońmi.

- Zgodziłaś się? - spytała Samantha, siadając sztywno na łóżku. Constance pokręciła głową. - Odmówiłaś?

- Powiedziałam, że muszę przemyśleć sprawę, ponieważ zaprosił mnie ktoś jeszcze – wyznała.

- Przecież to kłamstwo – zauważyła Dale.

- Wiem.

- Dlaczego go okłamałaś? - wtrąciłam, odrywając się od przepakowywania podręczników.

- Nie wiem czy chcę pójść z Amitem – westchnęła, zajmując miejsce obok Samanthy. - Jedyne o czym potrafi rozmawiać, to gwiazdy.

Spojrzałam uważnie na koleżankę, na próżno doszukując się w jej postawie żartu. Mówiła poważnie, co wywołało we mnie zaskoczenie. Podeszłam do współlokatorek, po czym usiadłam na podłodze przed nimi.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now