W cieniu Zakazanego Lasu

65 8 49
                                    

~🦊~

Podczas powrotu do dormitorium ostatnie, czego się spodziewałem, to wpadnięcie wprost na szafkę nocną. Zwłaszcza, że mebel powinien stać przy moim łóżku, a nie tuż za drzwiami. Zdusiłem w ustach przekleństwo, które przemieniło się w jęk bólu. Instynktownie złapałem za obolałą stopę.

- Ominis, ty draniu – warknąłem w pogrążoną w ciemności przestrzeń, dobrze wiedząc, że przyjaciel jeszcze nie śpi.

Pokój zalała fala światła, pochodząca z różdżki młodego Gaunta. Siedział na swoim łóżku, ubrany w ciemnozieloną piżamę z długim rękawem, a jego zmarszczone w gniewie brwi niemal stykały się ze sobą.

Gwałtownie odsunąłem małą szafkę i złapałem ją w porę, gdy ostrzegawczo zachwiała się na cienkich nóżkach.

- To swego rodzaju zemsta? - mruknąłem pod nosem, nie spodziewając się odpowiedzi. Ruszyłem w stronę bocznych drzwi, prowadzących do męskich toalet.

- Wiesz, że jest już trzecia nad ranem? - poirytowany odparował pytaniem. - Gdzie się szwendasz o tej porze?

- Tak, słyszałem bicie zegara.

Odwróciłem się do niego plecami i chwyciłem za srebrną klamkę.

- Sebastian – powiedział twardym, niemal ostrzegającym tonem, zmuszając mnie, bym na niego spojrzał. - Gdzie byłeś? - powtórzył pytanie.

- Nie teraz, Ominis – poprosiłem, wypuszczając ze świstem powietrze. - Opowiem wszystko rano. Obiecuję.

Otworzyłem drzwi, przekonany, że udało mi się odwlec moment przesłuchania. W pewnym sensie byłem mu winny wyjaśnienia. Wiedziałem to, jednak najpierw sam musiałem poukładać sobie w głowie wszystko, co wydarzyło się podczas tego wieczora i uspokoić własne emocje.

- Opowiesz też wszystko Leen? - spytał lekkim, niemal badawczym tonem.

Zawahałem się, po raz kolejny odwracając w stronę przyjaciela. Jego wzrok, choć niewidzący, skierowany był wprost na mnie, zupełnie jakby dokładnie studiował moją reakcję. Zbyt długo zastanawiałem się nad odpowiedzią, jednak częściowo dlatego, że to pytanie zakuło mnie niczym szpila, wbita w sam środek klatki piersiowej.

- Oczywiście – odparłem, po czym wziąłem głęboki, nieco zbyt nerwowy, oddech. Mocniej zacisnąłem palce na klamce. Miałem wrażenie, że posrebrzany metal wręcz pali mnie w skórę.

Ominis delikatnie skinął głową.

- Świetnie, więc spotkamy się jutro w Krypcie – zarządził. - Wszyscy – dodał, po czym przerwał zaklęcie Lumos.

Pokój zalała fala ciemności tak gwałtowna, że wyrwała z moich płuc oddech. Zamrugałem kilkukrotnie, próbując równocześnie przyzwyczaić do niej wzrok i uspokoić nerwy, które Ominis dodatkowo postrzępił. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na bijący chłodem, pogrążony w delikatnym półmroku korytarz, prowadzący do łazienek.

Mimo później godziny słyszałem przytłumione szepty oraz śmiechy, dochodzące z innych dormitoriów, jednak na korytarzu nie było ani jednej, żywej duszy. Tak samo w najbliższej męskiej łazience, za co byłem wdzięczny. Potrzebowałem chwili samotności, odpoczynku i, co najważniejsze, kąpieli.

Spojrzałem w lustro i podziękowałem w duchu za to, że Ominis nie jest w stanie dostrzec jak wyglądam. Włosy sterczały w każdą stronę, potargane częściowo przez wiatr, a częściowo przez gałęzie. Twarz, zmęczoną i podrapaną, zdobiły ślady ziemi pomieszanej z krwią. Ubranie było równie brudne, a tył płaszcza cały w strzępach. Zdjąłem go, zduszając w sobie syk bólu, a następnie zacząłem rozpinać koszulę, nie przejmując się czarnymi śladami, pozostawianymi na kremowej bawełnie. Jej tył również został podarty. Gdy zsunąłem materiał i odwróciłem się plecami do lustra, moim oczom ukazały się zadrapania oraz świeże sińce, zgotowane przez siłę wybuchu.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONENơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ