Krypta jest idealnym miejscem na składanie Przysięgi

118 11 33
                                    


- Expecto Patronum!

Uporczywie wpatrywałem się w koniec różdżki, jednak jedyne, co z niej uleciało, to srebrzysta para, która rozpierzchła się po krypcie. Powracałem myślami do rodziców oraz wspólnych sobotnich wypadów nad jezioro, gdzie łowiłem ryby z ojcem, a potem razem z Anne chlapaliśmy się nagrzaną od letniego słońca wodą. Wydawało mi się, iż jest to moje najszczęśliwsze wspomnienie, wszak nasza rodzina była wtedy pełna i szczęśliwa, jednak wciąż nie wystarczało na utworzenie cielesnego patronusa.

Czytałem kiedyś, iż czarodzieje parający się czarną magią nie są w stanie wyczarować patronusa, gdyż mają nieczyste serca. I być może właśnie w tym tkwił problem.

Zamek w drzwiach szczęknął w charakterystyczny sposób, obwieszczając czyjeś przybycie. Szybko schowałem różdżkę, zawstydzony własnym niepowodzeniem. Aileen wmaszerowała do pomieszczenia, ściskając w dłoniach kubek z kawą. Napotkała moje spojrzenie, a jej twarz rozświetlił uśmiech.

- Przemyciłaś go z kuchni? - spytałem, wskazując na naczynie, z którego upiła łyk.

- Tak, miałam nadzieję, że pomoże mi na ból głowy.

Leen przysiadła na jednej ze starych skrzyń, a ja powoli ruszyłem w jej stronę. Nie odrywała wzroku od moich oczu, gdy nachyliłem się ku niej.

- Wiem, co może pomóc – zniżyłem głos.

- Czyżby? - odparła, obdarzając mnie niemalże zalotnym uśmiechem.

Wsunąłem jedną z dłoni we włosy Leen, mierzwiąc ciasno związanego kucyka, a następnie odchyliłem jej głowę, by nasze usta mogły się spotkać. Jej wargi były miękkie, ciepłe i smakowały gorzką kawą z dodatkiem cynamonu. Rozchyliła je nieco, by westchnąć z cichym pomrukiem, od którego zamrowiło mnie całe ciało.

Z trudem oderwałem się od dziewczyny, pamiętając, że w każdej chwili mogą wejść Anne oraz Ominis.

- To całkiem niezły początek, możesz kontynuować – mruknęła, po czym oblała się rumieńcem, uświadamiając sobie brzmienie własnych słów. Pełen rozbawienia ucałowałem jej skronie, ciesząc oczy widokiem wymalowanego na jej twarzy zawstydzenia.

Pragnąłem uspokoić myśli przed pojawieniem się przyjaciela i siostry, zatem sięgnąłem po jej kubek, biorąc łyk kawy. Przyglądała mi się uważnie, gdy mój uśmiech stopniowo znikał, przemieniony w grymas.

- Nie słodziłam – powiedziała krótko i choć jej twarz pozostawała poważna, to w oczach zatańczyły rozbawione ogniki.

- Na Merlina, dam głowę, że tak właśnie smakuje ulubiony napój samego wysłannika piekieł.

Leen zaśmiała się pod nosem, jednak spoważniała w następnej chwili, gdy zamek w drzwiach ponownie szczęknął. Również spiąłem ramiona, wiedząc, że to Anne i Ominis. Nadszedł czas na złożenie Przysięgi Wieczystej i miałem szczerą nadzieję, iż moja siostra nie stchórzyła. Odetchnąłem z ulgą, widząc jak wyłoniła się z mroku, a jedna z jej dłoni oplatała ramię Gaunta.

Anne obrzuciła nas spojrzeniem, w którym nawet z drugiego końca krypty widziałem lęk. Nie była w pełni zdecydowana, lecz nie winiłem jej za to, wszak za kilka minut mieliśmy już na zawsze przypieczętować jej los. Ominis również wyglądał niepewnie, uciekając twarzą w bok. Przystanął w półkroku, tym samym przykuwając uwagę Anne. Również stanęła, zwracając się ku niemu.

Przez kilka uderzeń serca stali w ciszy. W końcu Anne uniosła się na palcach, by szepnąć coś do ucha Ominisa. Niczego nie słyszałem z ich rozmowy, lecz dostrzegłem w półmroku, jak jedna z jego dłoni odnajduje drogę do nadgarstka mojej siostry, delikatnie się na nim zaciskając. Anne uniosła wolną rękę do twarzy przyjaciela, niemal czule przesuwając palcami po gładkim policzku i zmuszając go, by zwrócił niewidome oczy ku niej.

Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONEحيث تعيش القصص. اكتشف الآن