Następnego dnia, czyli w niedzielny ranek tuż po śniadaniu, spędzałam czas z Anne, wertując podręczniki z poprzedniego roku. Głównie skupiałyśmy uwagę na astronomii, szkicując wymagane konstelacje. Siostra Sebastiana szybko opanowała niemal połowę z nich, jednak były takie, z którymi miała większe problemy. Nie wiedzieć czemu, wciąż myliła gwiazdozbiory widziane wiosną z tymi z jesieni.
- Canis Major, inaczej Wielki Pies, najjaśniejsza gwiazda Syriusz - wyrecytowała, krzywiąc na ostatnim słowie. - Tę zapamiętam ze względu na młodego Blacka - dodała, bardziej do siebie, niż do mnie.
- Wydaje się nieco zadufany w sobie - wtrąciłam, podziwiając rycinę gwiazdozbioru Monoceros. Ktoś przedstawił go w artystyczny sposób, jako jednorożca skaczącego przez stos książek, a ja jego grzbiecie siedział pies myśliwski.
- Dyrektor pozwolił mu na posiadanie miotły, a przecież żaden z pierwszorocznych nie może ich mieć - Anne przewróciła oczami, lecz zaraz potem parsknęła śmiechem. - Już drugiego dnia tak dawał w kość Ślizgonom, że ktoś zrobił mu dowcip i podrzucił wzmocnione cukierki na zamianę głosu. Cały wieczór zawodził niczym oślę, aż Aoife Mairead zlitowała się nad biedakiem i zabrała do Skrzydła Szpitalnego.
- Nikt inny nie chciał mu pomóc? - zdziwiłam się. Przecież młody Black był jeszcze dzieckiem.
- Cóż, było mi go szkoda, jednak tylko przez chwilę - wyjaśniła. - Wszyscy mają już dosyć jego zarozumialstwa i donoszenia ojcu. Dodatkowo cały czas biega za Imeldą, by przyjęła go do drużyny.
Wróciłyśmy do podręczników, zamykając temat Syriusza. Ze zdziwieniem uświadomiłam sobie, iż był to pierwszy raz kiedy rozmawiałyśmy z Anne na osobności. Nie licząc naszego pierwszego spotkania w Feldcroft, rzez jasna. Tamtego dnia jednak okoliczności były zupełnie inne, a atmosfera napięta po kłótni Sebastiana i Salomona.
- Wiem, co zrobiłaś, żeby zdjąć ze mnie klątwę - wypaliła niespodziewanie, na co zamarłam w bezruchu.
Zaskoczył mnie zarówno jej zimny ton głosu, jak i okoliczności, w jakich to wypowiedziała. Osobiście nie wybrałabym na taką rozmowę biblioteki szkolnej. Spojrzałam na Anne, lecz jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Sebastian mi tego nie powiedział, sama się domyśliłam - wyjaśniła. - Swoją drogą bardzo mnie to zdziwiło, gdyż kiedyś dzielił się ze mną wszystkim.
Odłożyłam pióro, próbując zebrać myśli. Miałam wrażenie, iż zawisła nad nami chmura burzowa, z której za moment posypią się błyskawice i deszcz. Na twarzy Anne w końcu pojawiło się coś na znak wyczerpania, zdradzającego że ten temat męczył ją już od jakiegoś czasu.
- Nie zamierzam dziękować ci za to, co zrobiłaś - dodała, a ja zmarszczyłam brwi.
- Uważasz, iż czekam na podziękowania? - było to pytanie retoryczne, toteż nie czekałam na odpowiedź Ślizgonki. - Nie uczyniłam tego ze względu na ciebie - powiedziałam, zdając sobie sprawę z brutalnej szczerości moich słów.
Spodziewałam się, że Anne wstanie i opuści bibliotekę, ona jednak uśmiechnęła się blado, niemalże niezauważalnie.
- Doceniam, kiedy ktoś mówi prawdę - wytłumaczyła. - Wiem, że zrobiłaś to dla Sebastiana, jednak wciąż męczą mnie wyrzuty, że żeby zdjąć ze mnie klątwę musiałaś go... - urwała, gdy weszłam jej w słowo.
- Był złym człowiekiem, który zniszczył wam życie - powiedziałam twardym tonem, nieco zniżając głos.
Madam Scribner, bibliotekarka, uniosła głowę zza swojego biurka, posyłając nam gniewne spojrzenie. Zachowywałyśmy się stanowczo za głośno, biorąc pod uwagę miejsce i temat rozmowy.
YOU ARE READING
Szmaragd i błękit - 2 - Szósty rok | ZAKOŃCZONE
FanfictionByliśmy w końcu młodymi ludźmi, chcącymi nacieszyć się ostatnimi, beztroskimi minutami. Głowy pękały nam od marzeń oraz planów na nadchodzące dni. W końcu piąty rok wydawał się tak odległy i szalony, więc teraz już nic nie powinno nas zaskoczyć, pra...