XXVII. Naszymi co?

6 0 0
                                    

Suzan

Weszłam do domu Lauren i Maxa, trzymając za dłoń Aidana. Moja kuzynka zobowiązała się nim zająć, podczas gdy ja z Danem mamy zaplanowaną wizytę kontrolną u ginekologa. Szczerze nie mogłam doczekać się momentu, w którym znowu będzie mi dane zobaczenie mojego maleństwa. To niesamowite, że jeszcze kilka tygodni i ona będzie z nami.

– Cześć, jesteśmy! – zasygnalizowałam naszą obecność. Moje słowa nie spotkały się z żadną odpowiedzią, co mnie zdziwiło. Nie ma ich? Zapomnieli? Chociaż gdyby ich nie było, to by raczej zamknęli drzwi od domu.

Przeszukiwałam kolejne pomieszczenia posiadłości, aż w końcu zostało mi ostatnie — sypialnia Maxa. Uchyliłam drzwi, a zastany widok nie był czymś, czego się spodziewałam. Znalazły się dwie zguby, w dodatku śpiące w swoich objęciach.

– Jak to leciało? Nie, nie jesteśmy razem, jesteśmy przyjaciółmi, on jest moim ex, nie możemy być razem, coś takiego? – zapytałam głośno, wchodząc do pomieszczenia, tym samym ujawniając swoją obecność. Na dźwięk mojego głosu blondynka zerwała się z łóżka, a ja starałam się nie zaśmiać na jej minę.

– Suz? Co ty tu robisz? – zapytała zdezorientowana.

– Miałaś się zająć Aidanem podczas gdy ja będę u lekarza, pamiętasz? – przypomniałam jej.

– A, faktycznie – odpowiedziała.

– Ale dobra, wracając do tematu. Nie jesteście razem, tak? – zapytałam, głową wskazując na wciąż śpiącego piłkarza.

– Nie jesteśmy. Po prostu wczoraj oglądaliśmy film i... – Tłumaczyła się.

– Ta, pierdol pierdol ja posłucham – odparłam, kompletnie nie wierząc w jej słowa.

– No co, prawdę mówię – upierała się przy swojej wersji. W tym momencie zauważyłam, że chłopak zaczyna się przebudzać.

– Dzień dobry kochanie – powiedział, przeciągając się, mając wciąż zamknięte oczy. Dziewczyna spojrzała z mordem w oczach na niczego nieświadomego piłkarza, który jednym zdaniem pogrzebał całe jej działania.

– Tak Lau? – zapytałam, nie mogąc powstrzymać śmiechu, widząc jej zrezygnowaną minę.

– Co? Suzan? – zapytał zdezorientowany Maximilian, w końcu otwierając oczy. W tym momencie zauważył minę Lauren i chyba zrozumiał, że nieświadomie sprawił, że ma przejebane.

–Nie, Duch Święty – rzuciłam – Czy wy serio byliście tak zajęci sobą, że zapomnieliście o tym, że sami wyszliście z propozycją opieki nad Aidanem dzisiaj? – Zapytałam zrezygnowana.

– My? Nie, no co ty – broniła się Lauren. Chłopak wstał z łóżka, po czym wyciągnął dłoń do mojego syna.

– Chodź Aidan, pójdziemy zobaczyć, co dobrego jest w kuchni, a mama z ciocią porozmawiają – zaproponował. Chłopiec bez zastanowienia ruszył za nim. Żeby on w normalnych sytuacjach był tak skory do współpracy jak wtedy, gdy w grę wchodzą słodycze. Widać, że syn Dana, identycznie jak ojciec mógłby na nich żyć. Gdy męska część towarzystwa opuściła sypialnie, spojrzałam na wciąż siedzącą na łóżku blondynkę.

– A więc? – zapytałam wyczekująco. Lauren patrzyła na mnie zdezorientowana. – No kiedy do siebie wróciliście? – doprecyzowałam.

– No dwa tygodnie temu – przyznała w końcu – W sensie, nie wiem, czy to jest do końca oficjalny związek, ale myślę, że tak – stwierdziła.

– W jakim sensie „nie jest oficjalny"? – dopytałam.

– No bo... Nie chciałam tego od razu nazywać związkiem. Szczerze bałam się powtórki sprzed dwóch lat. Jednak w momencie, w którym Max wyłożył mi fakty, które odróżniały naszą relację dwa lata temu od tej obecnej, nie umiałam powiedzieć nie – wyjaśniła – Obiecał mi, że jego kariera już nas nie rozdzieli. Mediolan to nie Coventry, z którego wyjazd planował już, zanim weszliśmy w związek. A teraz jesteśmy tu we dwójkę i planujemy tego nie zmieniać przez najbliższe lata – dodała.

Lavender TulipWhere stories live. Discover now