XXII. Kiedy możemy spodziewać się zaproszeń?

5 0 0
                                    

Lauren

Obudziłam się, z początku odczuwając zdezorientowanie tym, gdzie się znajduje. Po chwili jednak rozpoznałam sypialnie Maximiliana, a w mojej głowie pojawiły się wspomnienia wczorajszego dnia. Zastanowiłam się, co ja w ogóle robię? Dlaczego ja tu jestem? Gdy nad tym rozmyślałam, zobaczyłam chłopaka wchodzącego do pokoju.

– No dzień dobry – odezwał się – Wyspała się księżniczka w końcu? – zaśmiał się.

– Myślę, że tak – odparłam. Max podszedł do łóżka, po czym usiadł obok mnie.

– Zbieraj się, jemy śniadanie i zabieram cię w jedno miejsce – powiedział tajemniczo.

– Chcesz mi zrobić niespodziankę, będąc w naszym mieście rodzinnym, tak? – upewniłam się.

– Mniej więcej. Z pewnością będziesz zadowolona – stwierdził. Wstałam z łóżka, po czym wyjęłam potrzebne mi rzeczy z torby i moim ślimaczym tempem, na które byłam w stanie się wysilić z uszkodzoną kostką, ruszyłam w stronę łazienki.

Ogarnięcie się nie zajęło mi długo. Właściwie to już czterdzieści minut później siedzieliśmy w aucie, będąc po śniadaniu i jadąc w pewne miejsce. Nie miałam pojęcia, gdzie się wybieramy, a wszystkie moje pytania Max zbywał tym, że zaraz zobaczę. Dziad jeden.

Maximilian

Zaparkowałem pod stadionem, spoglądając na dziewczynę, która chyba w końcu zorientowała się, co mamy dzisiaj w planach.

– Co my tu robimy? – zapytała. No dobra, może jednak nie do końca się zorientowała. Wysiadłem z samochodu, po czym podszedłem do jej drzwi, otwierając je i podając jej dłoń.

– Chodź, idziemy. Mamy zaplanowane spotkanie – odparłem. Dziewczyna nic nie powiedziała, jedynie złapała za moją rękę, podnosząc się z fotela. Ruszyliśmy w kierunku służbowego wejścia budynku, a ja poczułem swego rodzaju nostalgię. Miejsce, w którym kiedyś spędzałem masę czasu, najpierw jako kibic, a potem jako piłkarz, teraz odwiedzam pierwszy raz od dwóch lat. Tak jakoś wyszło, że zawsze jak wpadałem do miasta, co zdarzało się zdecydowanie za rzadko, nie miałem okazji odwiedzić stadionu. Zawsze albo nie miałem czasu, albo akurat była przerwa w treningach, albo byli gdzieś na wyjeździe. Jednak postanowiłem sobie, że czas to zmienić. Muszę wracać do kraju zdecydowanie częściej. Szczególnie teraz gdy znowu mam kontakt z Lauren. Nie mogę pozwolić na to, by znowu się urwał.

– Dzień dobry trenerze! – przywitałem się. Asher Wood jest cudownym człowiekiem. Mimo że nie trenowałem pod jego okiem zbyt długo, bo raptem dwa miesiące, dał mi się zapamiętać jako człowiek godny zaufania i zawsze chętny do pomocy. Do niego też zawsze mogłem się zwrócić, gdy było mi ciężko po wyjeździe. I to właśnie on pomógł mi w tym, aby dzisiejsze spotkanie doszło do skutku.

– Dzień dobry dzieciaki, miło was widzieć – odpowiedział, uśmiechając się do Lauren, co blondynka odwzajemniła.

– Nie spodziewają się? – zapytałem. Ważnym elementem dzisiejszego planu był fakt, że drużyna nie miała pojęcia o mojej planowanej wizycie. Taka niespodzianka. Szczerze nie mogę się doczekać ich reakcji.

– Absolutnie. Są przekonani, że przed nimi trening jak zwykle. Nawet nie mieliby czasu tego podejrzewać – zaśmiał się.

–Okres przygotowawczy daje im w kość? – zapytałem. Rozgrywki ligowe zaczynają się pod koniec lipca, dlatego praca wrze. Niedawno wrócili z obozu, teraz codzienne treningi. Na myśl o tym, że to samo czeka mnie po powrocie do Włoch, robi mi się słabo. No ale co poradzę? Zachciało mi się bycia piłkarzem to teraz mam.

Lavender TulipWhere stories live. Discover now