VII. Zapowiedź przyszłości

19 1 0
                                    

Lauren

Wraz z Luisą zajmowałyśmy miejsca na trybunach stadionu Coventry Cottons. Nie wiem dlaczego, ale nasi mężczyźni... to znaczy mężczyzna Luisy i mój przyjaciel, inaczej Scott i Max uparli się, że mamy siedzieć na sektorze VIP, razem z partnerkami innych piłkarzy. No dobra, wiem. Mecz miał się rozpocząć za piętnaście minut, a aktualnie było nam dane oglądać naszych piłkarzy w trakcie rozgrzewki. Dzisiejsze spotkanie jest wyjątkowe, z różnych względów. Jednym z nich jest to, że trener dał szansę Scottowi i to właśnie on pojawi się w roli bramkarza w wyjściowej jedenastce. Faktem jest to, że szkoda najbardziej poszkodowanego w tej sytuacji Zlatana, który podobno zmaga się z koszmarnym przeziębieniem, biedaczek. Ale wracając. To, jaką dumę odczuwa dzisiaj Luisa, jest niesamowite. Jej zaledwie dziewiętnastoletni chłopak debiutuje jako bramkarz w wyjściowej jedenastce, godnie zastępując doświadczonego piłkarza z dużo dłuższym stażem. Nie powiem, jest to wyzwanie, presja również, w końcu Wolverhampton Roots to nie byle jaki klub. Aczkolwiek jestem przekonana, że praca, którą Stewart wkłada w każdy trening, się opłaci, i Scott pokaże to, co w nim najlepsze, zapewniając drużynie gości jak najgorszy wynik. Niestety, dzisiejszy mecz Max zaczyna z ławki. Gdy się o tym dowiedziałam, poczułam lekki zawód, nawet nie wiem dlaczego. Tłumaczyłam to tym, że polubiłam go jako przyjaciela, i tak samo jak dla Scotta, chce dla niego jak najlepiej i aby miał jak najwięcej możliwości do rozwoju.

Gdy na stadionie wybrzmiał hymn, poczułam, że żyję. Mimo że na mecze chodzę od kilku lat, to za każdym razem towarzyszą mi emocje, jakby to był mój pierwszy. Nie ma dwóch takich samych. Każdy jest inny, jedyny w swoim rodzaju. Nigdy nie ma dwóch takich samych zestawów kibiców, a to oni tworzą atmosferę. Pojawiają się nowi, odchodzą starzy. Zmiany. Zmiany towarzyszą nam od pierwszego, aż do ostatniego dnia życia. Nieustannie. Zmienia się wszystko, pora dnia, pogoda. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, to dzisiaj zmieni się coś jeszcze. Coś, co zaważy na życiu jednej z najważniejszych osób w moim życiu.

Mecz... był trudny. Był cholernie trudny. Nasi piłkarze dawali z siebie tysiąc procent, co zdecydowanie przyniosło oczekiwane przez nich efekty. Mimo mocnego nacisku drużyny przeciwnej, a także wielu sytuacji bramkowych z ich strony, udało nam się wygrać to spotkanie, ustanawiając wynik na skromne jeden do zera. Tak, Scottowi udało się zachować czyste konto w jego debiucie. Luisa prawie płakała, siedząc na trybunie. Oczywiście były to łzy szczęścia i dumy. Na szczęście, udało jej się pohamować emocje, zachowując je na inny, według niej bardziej prywatny moment. Ja jednak miałam w głowie fakt, że nie uda jej się ich powstrzymać tak długo, jakby chciała.

W pewnym momencie zobaczyłam Maxa i Scotta zbliżających się do sektora, w którym siedziałyśmy. Mimo tego, że był to zaplanowany ruch, o którym doskonale wiedziałam, przez moje myśli przemknęło wspomnienie mojego pierwszego „spotkania" z Maxem, od którego to wszystko się zaczęło. Jednak szybko mi ono umknęło, zostając zastąpionym tym, co się dzieje tu i teraz, a ja po kilku sekundach znalazłam się po drugiej stronie barierki, na murawie, wraz z piłkarzami, sztabem trenerskim i co najważniejsze, Luisą i Scottem. Dziewczyna nadal była kompletnie nieświadoma tego co się kroi, nawet w momencie, w którym utworzyliśmy półokrąg, wewnątrz którego znalazła się wcześniej wspomniana para. Stojący obok mnie Miller w międzyczasie przekazał Scottowi bukiet, który zabrał odpowiednio wcześniej z szafki, po czym położył na ławce. Spojrzałam na Luisę, która wciąż była zdezorientowana, ale zaczynała orientować się w tym, co może zaraz się wydarzyć. Rozglądała się nerwowo po trybunach, na których znajdowało się kilkuset kibiców zainteresowanych utworzonym przez nas zbiegowiskiem. Jednocześnie starała się uniknąć patrzenia na Scotta, który po chwili ją do tego zmusił. Wręczył jej kwiaty, po czym złapał za dłoń, w której nie trzymała bukietu.

Lavender TulipWhere stories live. Discover now