XV. Grazie, Roma

9 0 0
                                    

Lauren

Dojechaliśmy do naszej pierwszej destynacji, jaką była Passeggiata del Pincio. Gdy tylko zobaczyłam to miejsce, zakochałam się w tym mieście jeszcze bardziej niż wcześniej. Roztaczający się z tarasu widokowego mieszczącego się na wzgórzu Pincio widok na Piazza del popolo, był bajeczny. Do tego park Villa Borghese, czy też jeziorko znajdujące się nieopodal. Magia. W dodatku w tym miejscu nie było słychać zgiełku miasta, co pozwalało na zrelaksowanie się w ciszy. Na koniec naszej wycieczki zahaczyliśmy o Plac Hiszpański, gdzie zrobiliśmy piękne zdjęcia na Schodach Hiszpańskich. Obok znajdowała się Via dei Condotti, czyli najdroższa ulica w Rzymie, gdzie można było znaleźć sklepy najdroższych projektantów takich jak Armani czy Gucci. Ku początkowemu niezadowoleniu mojego chłopaka, nie mogłam sobie odpuścić wizyty tam, wychodząc z butiku Louis Vuitton z nową torebką z serii Twist. Nie moja wina, że je uwielbiam. Miałam wrażenie, że Max żegnał się z Bogiem, widząc, jak z łatwością przykładam kartę do terminala, finalizując transakcję. Mimo tego, że jako piłkarz zarabia dobre pieniądze, to jednak nie jest przyzwyczajony do wydawania takich kwot. Chociaż nie sądzę, że ten wyjazd kosztował dużo mniej.

Uradowana wyszłam ze sklepu, trzymając torbę z moim nowym nabytkiem. Kierowaliśmy się właśnie w kolejne miejsce, które zaplanował na dzisiaj Max. Byłam ciekawa, co nas teraz czeka. Po około dwudziestu minutach podróży okazało się, że przyszedł czas na zwiedzanie Koloseum. Kolejna z pozycji na liście moich podróżniczych marzeń została zrealizowana. Z każdą kolejną chwilą w tym mieście, w mojej głowie pojawiały się pytania, dlaczego ja tu wcześniej nie przyjechałam. Z drugiej strony nie żałuje, bo nie ma nic lepszego niż zwiedzanie Rzymu w towarzystwie ukochanej osoby. Spędziliśmy na zwiedzaniu dwie godziny, uważnie wsłuchując się w słowa przewodnika, opowiadającego o tym miejscu. Serce mi się łamało w momencie, w którym wspominał o mordowaniu chrześcijan, co zostało upamiętnione krzyżem wewnątrz budowli. Po opuszczeniu obiektu Max stwierdził, że najwyższa pora na obiad. Ponownie wsiedliśmy w taksówkę, która zawiozła nas do restauracji o iście romantycznej nazwie That's Amore. Jeżeli Max będzie narzekał, że mój wydatek na torebkę był bez sensu, to zapytam go ile wydał dzisiaj na przejazdy uberami. Jestem przekonana, że uzbierała się z tego ładna sumka. W restauracji przez chwilę zastanawialiśmy się nad wyborem potraw, jednak doszliśmy do wniosku, że patrząc na iście romantyczną nazwę lokalu, jedyną słuszną opcją będzie makaron. Postawiłam na fettuccine z genueńskim pesto, podczas gdy Max wybrał tradycyjną carbonarę. Do tego znowu wino, tym razem białe. Gdy otrzymaliśmy nasze dania, patrzyłam na nie z zachwytem.

– Dawno nie widziałam tak pięknie podanego jedzenia – przyznałam, spoglądając na chłopaka w oczekiwaniu na jego opinię.

– Tak, jest cudowne – zgodził się. Zaczęliśmy jeść, w międzyczasie rozmawiając o różnych rzeczach. Usiłowałam wyciągnąć od niego, jakie zaplanował kolejne atrakcje, jednak bezskutecznie. Niepocieszona wróciłam do jedzenia, zachwycając się jego smakiem. Postanowiliśmy zamówić również desery. Gdy zobaczyłam tiramisu w menu, nie potrafiłam mu się oprzeć. Mój chłopak natomiast zamówił jakieś ciasto czekoladowe posypane wiórkami kokosowymi. Wyglądało apetycznie. Do tego kolejna lampka wina. Jak tak dalej pójdzie, to po tym wyjeździe w naszych żyłach będzie płynąć alkohol wraz z makaronem. Nie, że ja narzekam, w żadnym wypadku.

Jak się okazało, teraz Max zaplanował przerwę na powrót do domu. Ucieszyło mnie to, ponieważ mogłam zostawić torbę z zakupami z butiku, która mi trochę wadziła. Nie mówiąc o tym, że chodzenie ot, tak po mieście z torebką wartą ponad trzy tysiące funtów, nie jest zbyt odpowiedzialne. Szliśmy hotelowym korytarzem, trzymając się za dłonie, aż zatrzymaliśmy się przed drzwiami.

– Otwieraj – powiedział Max, podając mi kartę. Zdziwiłam się, ponieważ zazwyczaj on to robił. Jednak bez zbędnej dyskusji zrobiłam to, co kazał. Popchnęłam drewnianą powłokę i weszłam do środka. Wtedy zrozumiałam, dlaczego to ja miałam to zrobić. Cały, ale to cały pokój był wypełniony kwiatami. Oczywiście były to tulipany, kto by się spodziewał. Połowa z nich była czerwona, a połowa lawendowa. Na łóżku rozsypane były płatki tych kwiatów, formujące kształt serca. Na środku leżała torebka prezentowa, na której widniał logotyp Tiffany. Chłop oszalał. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę, po czym złączyłam nasze usta w pocałunku.

Lavender TulipWhere stories live. Discover now