XVI. Pewnego razu w Mediolanie

9 0 0
                                    

Lauren

Wyszłam z lotniska, wdychając mediolańskie powietrze. Spojrzałam na telefon, widząc nową wiadomość od mojej kuzynki.

Suzan: Czekam. Parking A, na lewo od terminalu C. Białe Audi A4, powinnaś łatwo znaleźć.

Stoję niemal na samym początku, szczerze nie wiem jakim cudem.

Od razu jej odpisałam.

Lauren: Okej, będę szukać.

– Białe Audi A4, na parkingu A, na lewo od terminalu C, dobra – powiedziałam do siebie. Szłam przed siebie, gdy nagle poczułam zimną ciecz, która została wylana na moją koszulkę. Pech w tym, że była biała.

– Oh madre, mi dispiace tanto. È goffa da parte mia – powiedział nieznajomy, który wpadł na mnie, a razem z nim, jego kawa którą miał w ręce – Scusa ancora. Una signora cosi bella – kontynuował. Patrzyłam na niego, kompletnie nie rozumiejąc, co do mnie mówi.

– Przepraszam – zaczęłam po angielsku – Nie mówię po włosku i kompletnie nic nie rozumiem. Mógłby Pan powtórzyć po angielsku? – poprosiłam. Mężczyzna pokiwał głową, przechodząc płynnie na język całe szczęście znany naszej dwójce.

– Mówiłem, że przepraszam, bo się zagapiłem. Głupio mi, że oblałem kawą tak piękną Panią. I żaden Pan, tylko jestem Antonio – powiedział.

– A ja nie jestem żadna Pani, tylko Lauren – odpowiedziałam.

– Lauren? – zapytał, z wyraźnym włoskim akcentem – Imię równie piękne, co właścicielka – Przyznał, a mi zrobiło się ciepło na sercu. To znaczy, co? Nie nie nie, stop Lauren. Ty masz chłopaka. Co z tego, że właśnie od niego uciekłaś obrażona, po tym jak się pokłóciliście? Nadal nie daje ci to prawa do wzdychania do innych facetów.

– Dasz się zaprosić na drinka dziś wieczorem? – zapytał nagle.

– Wiesz co? Mam chłopaka, nie wiem czy będzie zadowolony – Próbowałam ostrożnie się wykręcić.

– Jasne, nie ma problemu, rozumiem – powiedział, a mi spadł kamień z serca. Chwała, że można spotkać jeszcze normalnych facetów.

– Przepraszam, miło się rozmawia, ale kuzynka na mnie czeka, i zapewne się niecierpliwi – przeprosiłam.

– Oh, tak, oczywiście. Ja też powinienem zbierać się do domu. Jeszcze raz przepraszam za tą kawę, a jeżeli miałabyś jednak ochotę na drinka, to odezwij się na insta. Antonio Ross, z kropką pomiędzy – odpowiedział – Jeśli chcesz, to możesz też zabrać kuzynkę – dodał – Ciao, bella – pożegnał się i zniknął między tłumem podróżnych, prawdopodobnie chcąc znaleźć wolną taksówkę. Dobra, czas na powrót do poszukiwań Suzan. Całe szczęście, gdy tylko weszłam na parking, udało mi się dojrzeć odpowiedni samochód. Podążyłam do niego szybkim krokiem, widząc, jak moja kuzynka właśnie z niego wysiada.

– Cześć, przytuliłabym cię, ale widzisz jak wyglądam – zaśmiałam się, gdy znalazłam się już obok niej.

– Właśnie widzę. Zabłądziłaś po drodze do mnie i wykąpałaś się w kubku kawy? – zapytała rozbawiona.

– Niee, jakiś facet na mnie wpadł – wyjaśniłam.

– Uuu, przystojny jakiś? Włoch?

– Mówił po włosku, więc raczej Włoch.

– O, czyli przystojny – stwierdziła – Wszyscy Włosi są przystojni.

– Ty przypadkiem nie masz narzeczonego? – zaśmiałam się. Pod wpływem jej słów zaczęłam analizować wygląd Antonio, na co wcześniej nie miałam czasu. W oczy rzuciły mi się czarne włosy i opalona skóra. W sumie patrząc na to, że spotkaliśmy się na lotnisku, to nic dziwnego, pewnie wracał z wakacji. Zresztą, mieszka we Włoszech, tu nie trzeba wakacji, żeby być opalonym.

Lavender TulipWhere stories live. Discover now