IV. Zakochanie? A co to?

30 3 5
                                    

Lauren

Obudziłam się rano, a jedyne co czułam to ból głowy, który był tak intensywny, że miałam wrażenie, jakby miał rozsadzić mi czaszkę. Nigdy. Więcej. Alkoholu. Tak tak, zawsze tak mówię, a potem wychodzi jak zwykle. Norma. Dobra, czas wstać. Podniosłam się, ale zrobiłam to zbyt gwałtownie, przez co ból, który myślałam, że nie może być mocniejszy, spotęgował się, a ja zastanawiałam się, czy jeszcze żyje, czy już umarłam. Druga próba wstania z łóżka całe szczęście zakończyła się sukcesem. Udałam się do łazienki, aby w miarę doprowadzić się do porządku. Zdjęłam piżamę i przeczesałam palcami włosy. I w tym momencie zauważyłam siniaka na mojej szyi. Malinka. Ale skąd ona się wzięła? Nie przypominam sobie, żebym miała wczoraj z kimś jakieś zbliżenia. Ale właściwie moja pamięć kończy się około dwudziestej drugiej, więc wszystko możliwe.

Wykąpałam się, pomalowałam i wysuszyłam włosy. Przeszłam do pokoju, aby ubrać się w wybrany strój. Padło na czarne body z długim rękawem, a do tego skinny jeans, w tym samym kolorze co góra. Mój makijaż wykończony został pomadką w odcieniu nude. Długie blond włosy spięłam w kucyk, aby nie przeszkadzały mi w funkcjonowaniu. Strój uzupełniłam dużymi okrągłymi kolczykami. Spojrzałam na siebie w lustrze, dochodząc do wniosku, że nie jest źle i względnie udało mi się ukryć ślady wczorajszej nocy. I w tym momencie przypomniałam sobie o tej cholernej malince. Że akurat zachciało mi się spinać włosy. Chwyciłam najbardziej kryjący korektor, jaki znajduje się w mojej kolekcji, po czym przystąpiłam do zakrywania siniaka. Całe szczęście moje działania zakończyły się sukcesem. Wyszłam z pokoju, po czym udałam się do kuchni, aby zjeść śniadanie. Otworzyłam lodówkę, zastanawiając się, na co mam ochotę. Padło na jogurt z granolą i owocami. Bałam się jeść coś cięższego, ponieważ, odpukać, mój żołądek całkiem nieźle zniósł wypity wczoraj alkohol i jeszcze nie wymiotowałam. Oczywiście. Tylko o tym pomyślałam, to alkohol pozostały w moim organizmie stwierdził, że wybitnie nie odpowiada mu towarzystwo soku pomarańczowego, który wybrałam do śniadania. W efekcie wylądowałam ponownie w łazience, siedząc na podłodze, z głową pochyloną nad toaletą. I to był moment, w którym doceniłam spięte włosy, jednocześnie zadając sobie pytanie, na cholerę ja malowałam te usta, skoro wszystko poszło się walić. Oczywiście oprócz zastanawiania się nad tym, na cholerę wczoraj piłam. Gdy już się ogarnęłam, usłyszałam powiadomienie z telefonu.

Luisa: Cześć Lau, żyjesz jakoś?

Lauren: A daj spokój, żyję, ale mam ochotę umrzeć. Ale mam do ciebie kilka pytań. Masz

dzisiaj czas?

Luisa: Pewnie, Scott jest u mnie, ale wpadaj śmiało.

Lauren: Dobra, to za jakąś godzinę będę.

Za pomocą aplikacji zamówiłam taksówkę ze względu na to, że zdecydowanie nie byłam dzisiaj na siłach, aby prowadzić auto. Po około piętnastu minutach pojazd był na miejscu. Szybko zabrałam torebkę i wyszłam z domu. Droga do mieszkania przyjaciółki zajęła mi około pół godziny. Uwielbiam mieszkanie na dwóch końcach miasta. Zadzwoniłam dzwonkiem, a drzwi otworzyła mi Luisa. Nie wiem, jak ona to robi, ale na jej twarzy nie widać śladu po wczorajszej imprezie, nie używając makijażu. Zazdroszczę. Przywitałam się z nią uściskiem, po czym weszłam do środka. Po wejściu w głąb mieszkania zdziwił mnie brak Scotta, o którego obecności wspominała.

– Ej Luiska, a gdzie masz swojego ukochanego? Mówiłaś, że jest z tobą. – zapytałam.

– Pojechał ratować drugiego zakochańca, który umiera na kaca. – odpowiedziała, wprawiając mnie w osłupienie.

– Zakochańca? Drugiego? O kim ty mówisz Lu? – Dociekałam, zastanawiając się, o kogo mogło chodzić.

– No jak to o kim? O tobie i o Maximilianie! – odpowiedziała rozbawiona. Tylko ja nie wiem, co ją bawiło.

Lavender TulipΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα