XXVI. Genua

5 0 0
                                    

Lauren

Od dnia, w którym podjęłam szaloną decyzję, jaką było zamieszkanie z Maxem, minął miesiąc, podczas którego zdążyłam na dobre zadomowić się w Mediolanie, zgłębiając jego tajniki. Czas ten upłynął mi głównie na spotkaniach z Suzan i ogarnianiu domu. Rzeczywiście, tak jak mówił Max, większość czasu spędzał poza naszym miejscem zamieszkania, dzięki czemu miałam pełną swobodę w tym, co robię. W dodatku okazało się, że chłopak korzysta z diety pudełkowej, zamiast samemu gotować, co postanowiłam natychmiast zmienić. W taki oto sposób skończyłam przygotowując pięć posiłków dziennie, zgodnych z dietą piłkarza. Szczerze nie narzekam, przyjemność sprawia mi patrzenie, jak ktoś ze smakiem spożywa dania mojego autorstwa, a ponadto fakt że chłopak je domowe i zdrowe posiłki napawał mnie spokojem.

Siedziałam w domu, czekając aż piłkarz wróci z treningu. Właściwie to była nasza codzienna rutyna. Gdy wstawałam około dziewiątej, jego już nie było. Przyjeżdżał około jedenastej i właśnie wtedy jedliśmy wspólny lunch. O trzynastej znikał na kolejny trening, z którego wracał około szesnastej. Aktualnie była piętnasta trzydzieści, co oznaczało, że za jakieś pół godziny powinien być w domu. Czas dokończyć obiad. – Z tą myślą udałam się do kuchni.

Tak jak przewidywałam, tak też się stało. Kilka minut po szesnastej usłyszałam dźwięk silnika auta należącego do piłkarza, który właśnie wjechał na podjazd. Już po chwili dotarł do mnie trzask drzwi, któremu towarzyszyło wołanie chłopaka sygnalizujące, że wrócił i jest mega głodny. Tak, to też była część rutyny, zdecydowanie. Po chwili zauważyłam postać piłkarza, który zjawił się w kuchni i podążał w moją stronę, zapewne chcąc objąć mnie na powitanie, tak jak to miał w zwyczaju.

– Prysznic. Teraz – zarządziłam. Kolejny etap rutyny zaliczony. Codziennie szedł mnie przytulić, a ja go odsyłałam do łazienki. – Dalej nie rozumiem, dlaczego nie kąpiesz się jak cywilizowany człowiek w ośrodku treningowym, tylko śmierdzący przyjeżdżasz do domu – dodałam.

– Bo prysznic w domu jest fajniejszy – odparł niemalże od razu.

– Ale gdybyś brał go bezpośrednio po treningu, to byś mógł mnie bez przeszkód przytulić. Na twoim miejscu bym to szczerze przemyślała – powiedziałam. – Tempo tempo, masz pięć minut i obiad na stole – pospieszyłam chłopaka, całe szczęście skutecznie i już po kilku sekundach nie było go w kuchni. Mój spokój nie potrwał długo, ponieważ równe pięć minut później, normalnie jak w zegarku, poczułam duże dłonie obejmujące mnie w pasie.

– Dzień dobry, co moja prywatna kucharka dzisiaj przygotowała? – To pytanie również było swego rodzaju rutyną.

– Dzisiaj szef kuchni serwuje Gnocchi z indykiem w pomidorach, proszę Pana – odparłam, siląc się na formalny ton, jednocześnie powstrzymując śmiech.

– Mmm, musi być wyborne – powiedział, wchodząc w moją grę.

– W takim razie zapraszam do stołu – oświadczyłam, stawiając na stole talerze z przygotowanym posiłkiem. Obok nich pojawiła się orzeźwiająca lemoniada, idealna na ciepłe popołudnie. Życzyliśmy sobie smacznego, po czym zasiedliśmy do jedzenia.

Gdy skończyliśmy jeść, chłopak tradycyjnie wstał od stołu z zamiarem spakowania naczyń do zmywarki. Taka była między nami niepisana umowa – ja gotuje, on sprząta. Osobiście bardzo mi to pasowało ze względu na to, że jak bardzo kocham gotować, tak bardzo nienawidzę sprzątać po tym. Gdy miałam już wychodzić z kuchni, usłyszałam jego głos.

– Bądź gotowa na osiemnastą, zabieram cię gdzieś – oświadczył. Gdy miałam się już odezwać, dodał. – Nawet nie próbuj o nic pytać, bo nie powiem. To niespodzianka.

Lavender TulipDove le storie prendono vita. Scoprilo ora