Lauren
Trzy dni później siedziałam w salonie w domu rodziców Suzan, zastanawiając się, co robić dalej. Uświadomiłam sobie, że rzeczywiście nie mam nic w Anglii. Pracy, mieszkania, praktycznie rodziny. Nic. Jedyne co mogło mnie tu trzymać to studia, jednak złożyłam podanie o urlop dziekański na kolejny rok, więc nie musiałam się nimi martwić. Jednocześnie oznaczało to, że nic mnie tutaj nie trzyma. I to jest dobry punkt zaczepienia. Skoro nic mnie w Anglii nie trzyma, to czemu by nie spróbować znaleźć sobie nowego miejsca na ziemi? Tylko... gdzie szukać? Europa jest duża, a świat jeszcze większy. Tyle możliwości, a ja nie wiem, od czego zacząć. Normalnie poleciałabym do Suzan, ale w głowie nadal mam jej słowa sprzed trzech tygodni, żebym nie przychodziła do niej z płaczem. Maximilian też odpada, bo mam świadomość tego, że zraniłam go swoim powrotem do Manchesteru, na co wskazywać może fakt, że od tego czasu ani razu się nie odezwał. Nie to, że mnie to dziwi. Właściwie... Jebać to, co mówiła Suz. Miałam nie przyjeżdżać z płaczem, i tego nie zrobię. Z tą myślą weszłam na stronę linii lotniczych, rezerwując bilet na najbliższy lot. Mediolan — nadchodzę!
Wychodząc z lotniska, poczułam się jak ponad dwa lata temu, gdy przyleciałam tu tuż po tym, jak Max poinformował mnie o swojej przeprowadzce do Rzymu. Oczywiście, od tego czasu byłam tu nie raz, jednak nigdy nie czułam się tak jak tamtym razem. Niepewność, związana z moją przyszłością, była przerażająca. Ostatnio jednak miałam nadzieję na powrót do normy. Tymczasem teraz nie wiedziałam nic. Norma nie istniała. Miałam czystą kartę, zaczynałam od nowa. Byłam jak nowo narodzone niemowlę, jednak obciążone bagażem doświadczeń, z którymi musiałam się zmierzyć przez dwadzieścia jeden lat życia.
Wsiadłam do taksówki, podając kierowcy adres mojej kuzynki. Zastanawiałam się, jak zareaguje na moją niespodziewaną wizytę. Oby tylko była w domu. To, że od jakiegoś czasu jest na zwolnieniu lekarskim, wcale nie oznacza, że nie rusza się ze swojego miejsca zamieszkania. Wręcz przeciwnie, jeździ z jednego końca Mediolanu na drugi, zwiedzając wszystkie galerie handlowe po kolei i gromadząc rzeczy, które są jej potrzebne do odpowiedniego powitania córeczki, którą nosi pod sercem i opieki nad nią. Tym razem jednak szczęście postanowiło być po mojej stronie, a ja zastałam kobietę w domu. Zapukałam do drzwi, czekając, aż otworzy.
– Lauren? Co ty tu robisz? – zapytała, nawet nie kryjąc zdziwienia moją obecnością.
– Kazałaś mi nie przyjeżdżać z płaczem, więc nie płaczę, ale chyba zmądrzałam – powiedziałam, chcąc rozluźnić atmosferę.
– Chodź do środka – powiedziała, orientując się, że nadal stoimy na zewnątrz – Zerwałaś z nim? – zapytała.
– Właściwie to nie tylko ja – odparłam.
– W sensie? – dopytała zdezorientowana.
– Że tak powiem, było nas dwie – wyjaśniłam.
– O kurwa – skomentowała – Czyli czeka nas dłuższa rozmowa – stwierdziła, wstając z kanapy. – Chcesz coś do picia? – zapytała, kierując się do kuchni.
***
– No i jakoś tak wyszło, że zostałam singielką. Bezdomną singielką – skwitowałam, kończąc opowieść.
– Czyli podsumowując. Okazało się, że ten chuj od jakiegoś roku cię zdradzał, w międzyczasie zrobił jakiejś typiarze dwójkę dzieci, a ty gdy się dowiedziałaś to, zamiast zrobić mu awanturę, postanowiłaś zgnieść go psychicznie, w dodatku pomagając tej dziewczynie, końcowo wkopując go jeszcze u rodziców i finalnie zostałaś bezdomną singielką, tak? – zapytała, na co pokiwałam twierdząco głową. – Stara, jestem dumna! – Krzyknęła, idąc w moim kierunku w celu przytulenia. Objęłam ją, śmiejąc się, będąc rozbawiona jej reakcją.
YOU ARE READING
Lavender Tulip
Teen FictionGdy wspólna miłość do piłki nożnej daje szansę na uczucie, któremu towarzyszą Lawendowe Tulipany. "Tulipany to symbol wiosny, nadziei, zaufania, marzeń, dostatku i bogactwa, postrzegane są jako symbol nowych możliwości i zmiany." "Lawendowy kolor kw...