Rozdział 25. Lodowa bójka.

1.7K 236 11
                                    

CODY

Nie mam pojęcia, czy można na nowo zakochać się w kimś, do kogo żywiło się przedtem cholernie mocne uczucia. Ale ja właśnie tak się czuję, gdy jestem blisko Maisie. Jakbym na nowo, i o wiele mocniej, zakochiwał. Jeżeli to kiedykolwiek się zepsuje... nic ze mnie nie zostanie.

Na samym początku naprawdę nie byłem pewny, czy ona mówi prawdę, że chce już tu zostać do końca. Bałem się, że mówi to tylko po to, aby wywołać we mnie wyrzuty sumienia, i żebym szybko jej wybaczył. A ona naprawdę chce to naprawić. Już na zawsze.

Ona nadal mnie kocha, a ja nadal kocham ją. A cała ta akcja pokazała nam, że jeżeli uczucie jest prawdziwe, to wytrwa wszystko. A nasze takie właśnie jest.

Biorę głęboki wdech, chcąc się wyciszyć przed meczem. Jednak, gdy słyszę dźwięk powiadomienia na moim telefonie, szybko po niego sięgam. Uśmiecham się szeroko, gdy widzę SMS-a od Maisie.

Od: Maise
Powodzenia! Rozgromisz ich dzisiaj!

Już chcę jej odpisać, kiedy czuję mocne klepnięcie w ramię. Unoszę gwałtownie głowę i widzę przed sobą Mitcha, który szczerzy się do mnie jak idiota.

– Dzień dobry, kochaniutki – świergocze, zarzucając mi ramię na barki. – Nie chcę być niemiły, ale powinieneś już dawno być w stroju, a nie romansować przez telefon.

Unoszę brew, po czym taksuję go wzrokiem od stóp do głowy. On również nadal ma na sobie garnitur.

– Ja nie jestem zastępcą kapitana – śmieje się. – A ty zarobisz od ojca ochrzan za kolejne spóźnienie.

– Nie spóźniłem się – burczę, ruszając w stronę szatni. – To wy wszyscy przyszliście za wcześnie.

Przyjaciel wybucha śmiechem i do mnie dołącza. Po chwili docieramy do szatni, a już z korytarza słychać ich głośne krzyki. Po drodze minęliśmy kilku naszych przeciwników, którym podaliśmy rękę na powitanie. Z ich szatni również dobiegają wrzaski.

Zrzucam z siebie ubrania i zaczynam przebierać się w swój strój. Hunter posyła mi znaczące spojrzenia, które usilnie ignoruję. Gdy są one już nie do wytrzymania, piorunuję go wzrokiem, chcąc go zmusić, aby wreszcie się odczepił.

Hunt już otwiera usta, aby powiedzieć mi cos kąśliwego, ale wtedy drzwi do szatni się otwierają i do środka wchodzi tata z wujek oraz Charliem.

– Patrzcie kogo przyprowadziłem – rzuca wesoło, wskazując kciukiem na swojego szwagra. – Abi wygoniła go z domu, a że nie ma nic innego do roboty, wspomoże was.

Parskam śmiechem i spoglądam na Charliego. Ten mruga do mnie i podchodzi do swojej szafki.

Może i próbuje tego nie okazywać, widać po nim, że cholernie cieszy się, że może zagrać w meczu otwierającego sezon. Świadczy o tym szeroki uśmiech i błyszczące oczy.

Gdy w końcu wszyscy jesteśmy przebrani, tata chrząka i czeka, aż wszystkie spojrzenia zostaną skierowane.

– Otwarcie sezonu to coś, czego od dawna pragnęliście – zaczyna, przeciągając dłonią po zaroście na twarzy. Wujek, stojący obok niego, poprawia czapkę z daszkiem, zakładając ją tył na przód. Ich nerwowe triki, które jako jedyne wskazują na to, że oni też się denerwują. – Mamy ogromne szczęście, że nie dość, że gracie w pierwszym meczu w sezonie, to dodatkowo odbywa się to na naszym lodowisku. Spróbujcie dać ciała, to pożałujecie tego na następnym treningu.

Po szatni roznosi się donośny śmiech hokeistów.

– A tak na poważnie, dajcie z siebie wszystko chłopaki – dodaje wujek Nick, również szeroko się uśmiechając. – Nie możemy pozwolić, aby ktoś odebrał nam Puchar.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now