Rozdział 1. Niespełnione obietnice.

2.3K 220 45
                                    

Ktoś się stęsknił za ekipą z Toronto? 🤭
Wracam z odświeżonym i o wiele lepszym tekstem, mam nadzieję, że wam również się spodoba 🙈

Mam do was również propozycję... jeżeli będziecie aktywni pod rozdziałem (komentarze, gwiazdki) to do soboty rozdziały będą wpadać codziennie
To jak? Umowa? ❤️

***
CODY

Głośna muzyka dudni w całym klubie, kiedy przeciskam się pomiędzy spoconymi ciałami ludzi. Nikt mnie tu nie rozpoznaje, w końcu każdy jest albo naćpany, albo porządnie upity. Działa to na moją korzyść, bo przynajmniej nie muszę rozdawać autografów lub robić sobie z nikim zdjęć.

Mrużę oczy, gdyż wszystkie te kolorowe światła wydają się teraz zbyt ostre i przytłaczające. Przyszedłem się tutaj zabawić i wyluzować, a nadal mi się to nie udaje. Całe moje ciało jest spięte, pomimo wypitego alkoholu.

W końcu docieram do łazienki i chwiejnym krokiem wchodzę do kabiny. Wyciągam telefon, aby zobaczyć która jest godzina, jednak mój wzrok jest tak zamglony, że muszę się porządnie skupić, aby cokolwiek dostrzec. Prycham, kiedy widzę powiadomienia o kilkunastu telefonach od mojego kuzyna oraz mnóstwo wiadomości. Ignoruję je, załatwiam swoją potrzebę, a gdy chcę opuścić kabinę, ktoś nagle wpada na mnie z impetem.

– O jejku! Pomyliłam łazienki? – chichocze jakaś blondynka. Przytrzymuje się moich ramion, a gdy jej wzrok pada na moją twarz, rozszerza oczy, będąc dość mocno zszokowaną. – Ty jesteś Cody Ward!

– Podobno – bąkam.

– Mogę autograf? – rzuca, wyjmując zza stanika marker. Śmiem wątpić, że to był przypadek. – Wiesz... obserwowałam cię od jakiegoś czasu. Wydajesz się... dość samotny.

– Mam towarzystwo – chrypię. Blondynka wciska mi do ręki marker, po czym osuwa krawędź sukienki i każe mi się podpisać na dekolcie. Przewracam oczami, jednak szybko składam autograf na jej skórze. – Mogę przejść?

Unoszę brew, kiedy dziewczyna bez krępacji przesuwa dłonią po moim barku, potem szyi, a następnie przechodzi na brzuch. Gdy jej dłoń opada jeszcze niżej, gwałtownie wciągam powietrze. Nawet nie rejestruję momentu, kiedy przesuwa się jeszcze bliżej mnie i dociska wargi do moich. Przymykam powieki, a następnie jednym szarpnięciem przyciągam ją do siebie i całuję z większą siłą.

Muszę zapomnieć.

– Jestem Claire – mamrocze mi w usta.

Nie oponuję, kiedy szarpie za moją bluzę, próbując dobrać się do moich spodni. Chwilę później, kiedy ma je ze mnie zsunąć, ktoś nagle otwiera drzwi kabiny i jednym ruchem wyrzuca z niej dziewczynę. Claire piszczy kiedy upada tyłkiem na ziemię.

– Pojebało cię?! – krzyczy Hunter, patrząc na mnie w szoku. – Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz?

Dysząc ciężko spoglądam na niego beznamiętnie. Oblizuję wargi, poprawiam spodnie oraz bluzę i próbuję go wyminąć, ale drogę zastawia mi Lydia. Założyła ręce na piersi i teraz patrzy na mnie z zmrużonymi oczami.

– Tak się nie robi! – woła Claire, prawie potykając się o kafelki. Gdyby nie Hunter, który ją przytrzymuje, znowu by upadła. – Chcieliśmy się zabawić!

– Znajdź sobie kogoś innego – cedzi przez zęby Hunt, popychając ją do wyjścia.

Zaciskam zęby i wyrywam się, kiedy kuzyn zaciska dłoń na moim ramieniu. Procenty nadal krążą po moim ciele, więc moje ruchy są dość niezdarne, więc on raz dwa łapie mnie ponownie, tym razem mocniej.

– Taka jesteś? – prycham w twarz Lydii. – Nakablowałaś na mnie?

Dziewczyna nic sobie z tego nie robi, tylko unosi dumnie głowę.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now