Rozdział 24. Wygrana w konkursie.

1.7K 218 10
                                    

MAISIE

Opuszczam salę, w której przed chwilą zakończyły się moje zajęcia i korzystając z wolnego czasu, postanawiam przejść się do Cherries po kawę. Za godzinę przed salą sto trzy zawiśnie lista wygranych osób w uczelnianym etapie konkursu.

Już nie mogę się tego doczekać. Gdy oddawałam Heaven mój obraz, kobieta była nim zachwycona. W głębi siebie mam nadzieję, że to oczko, które mi wtedy puściła znaczy, że się dostanę. Choć nie powiem, była dość zszokowana, że oddaję go w ostatni dzień.

Gdyby nie Cody, miałabym go skończonego już tego samego dnia. Chciałam zarwać nockę, aby dopracować każdy jego najmniejszy szczegół, ale wtedy do mojego pokoju wpadł Cody i wstąpił w niego jakiś napalony demon.

Nie powiem, że mi się to nie podobało. Byłam równie podniecona tą naszą gierką, co on. Jednak usilnie trzymałam się postanowienia, że dopóki wszystko między nami nie jest w idealnym porządku, nie pójdziemy do łóżka. Odpuszczę już sobie brak pocałunków czy dotyków, bo ani ja, ani Cody nie potrafimy się przed tym wzbraniać. Ale dalej niż to na razie nie pójdziemy.

Szczelniej otulam się kurtką, gdyż październik w tym roku okazuje się okropnie zimny. Ale nie narzekam na to, o wiele bardziej wolę zimno niż mordercze upały we Francji.

Wchodzę do kawiarni i stękam cicho, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Wysuwam dłonie z kieszeni i ruszam w stronę lady, gdzie krząta się Jake.

– Proszę, proszę, pani Ward przyszła – żartuje, na co przewracam oczami. – Co podać?

– Karmelową latte – mamroczę, opierając się o blat.

Jake kiwa głową i zabiera się za przygotowywanie mojego zamówienia.

– Jak na studiach? Ciężko było tak szybko tu wrócić? – pyta, będąc obróconym do mnie plecami. Po chwili zerka na mnie znad ramienia i rzuca: – Wyglądasz na zdenerwowaną.

Wzdycham cicho i układam dłonie płasko na ladzie.

– Za godzinę będą ogłoszone wyniki wstępnego etapu konkursu – mamroczę, po czym wyjaśniam, na czym on tak w ogóle polega. Jake kiwa głową z uznaniem, gdy mówię, co zgarnia główny wygrany. – Bardzo by mi zależało na wygranej, nie tej głównej, tylko... Ta świadomość, że mój obraz może zawisnąć na ścianie Galerii Sztuki...

– To byłoby dla ciebie ogromne osiągnięcie – kończy za mnie, podając mi kawę w papierowym kubku. – Ale wierzę, że ci się uda.

Uśmiecham się do niego lekko, a następnie płacę za kawę, wbrew zapewnień Jake'a, że nie muszę tego robić. 

Dopiero teraz na naszej grupie odpisuje mi Sadie, że wszyscy są już w drodze do kawiarni. Opadam na miękką kanapę w rogu i czekam na przybycie przyjaciół. Zwalają się do środka kilka minut później, a gdy Jake ich widzi, jęczy głośno z udawaną udręką i żartuje, że musi teraz przygotować tak dużo kaw.

Unoszę głowę, gdy do mojego nosa dociera charakterystyczny zapach. Cody opada na miejsce obok mnie, zarzuca na oparcie za mną ramię i spogląda na mnie znacząco. Odwracam wzrok, modląc się w duchu, aby rumieniec znikł, gdy dosiądą się do nas przyjaciele.

– Będzie dobrze, Maise – chrypi.

Przymykam powieki, kiedy czuję delikatne jak piórko muśnięcia jego palców na moim ramieniu. On mnie kiedyś wpędzi do grobu.

Przedtem nigdy czegoś takiego nie robiliśmy, albo to ja przestałam zwracać na nie już uwagę. Kiedyś pocałunki i uściski nie były dla mnie niczym wyjątkowym, a teraz zwykły dotyk jego dłoni czy znaczące spojrzenie, powoduje motyki w moim brzuchu. Cholernie podobają mi się te niewinne gesty, które później przeradzają się w coś mocniejszego.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now