Twenty - eight

1K 175 9
                                    


Carla

Gdybym nazwała ją harpią, byłoby to najłagodniejsze określenie, jakiego mogłabym użyć. Pani Beckett była osobą, która na pewno na pierwszy rzut oka nie wzbudzała sympatii, choć musiałam przyznać, że, jak na swój wiek, prezentowała się nienagannie i niejedna kobieta mogłaby pozazdrościć jej urody, gdyby tylko nie miała tak wykrzywionej w złości twarzy. Miałam wrażenie, że nie potrafiła już inaczej.

– Milo, zapomniałeś języka w buzi? – odezwała się do mężczyzny, z którym przed chwilą uprawiałam seks i na samą myśl, że wystarczyło kilka sekund później, a zostalibyśmy przyłapani, zrobiło mi się goraco.

– Skąd znałaś kod do windy? – zapytał Milo, ignorując jej wcześniejszy przytyk.

Z jej oczu biła czysta pogarda.

– Widzę, że ta kobieta kompletnie zmieniła twoje priorytety i zapomniałeś, że ja również jestem przypisana do systemu i tak jak ty, jak i reszta rodziny, co rano dostaję aktualny kod dostępu do wszystkich naszych hoteli. Czy to takie dziwne?

Czy mi się wydawało, czy ona nazwała mnie, tą kobietą? Wiem, że może nie była to obraza wysokich lotów, ale jej mina i ton, podczas gdy to mówiła, nie pozostawiały wątpliwości. Gardziła mną i byłam dla niej tylko, tą kobietą, która odciągałą jej syna od ważnych spraw. Kimś, kto jest nawet nie wart, aby zawracać nią sobie głowę.

Milo wyczuł moje zdenerwowanie i położył swoją dłoń na moje plecy, delikatnie je masując. Doceniałam to, że tym gestem, próbował mnie wesprzeć, dając mi przy okazji poczucie bezpieczeństwa.

– Mamo, to jest właśnie Carla – powiedział.

Miałam nieodparte wrażenie, że ona doskonale wiedziała, kim byłam. Plotki w rodzinach rozchodzą się zwykle z prędkością światła, tym bardziej w takiej jak rodzina Beckett.

– Dziś wieczorem zarezerwowałam stolik w restauracji Le Ple. Chciałabym spędzić trochę czasu z własnym synem, który chyba zapomniał, kto sprowadził go na ten świat. Zaprosiłam też Viviane. Bardzo się ucieszyła, kiedy do niej zadzwoniłam. – Nie można było chyba bardziej pokazać ignorancji, a ta kobieta miała opanowane to do perfekcji.

Milo stał koło mnie, dlatego czułam, jak spiął całe ciało, gdy usłyszał imię Vivi.

– Mamo, przykro mi, ale mam inne plany. Wiesz dobrze, że jestem zawalony pracą i powinnaś informować mnie o takich pomysłach. I jakim prawem kontaktujesz się z Viviane? Wiesz dobrze, że nie jesteśmy razem już od bardzo dawna. – Słyszałam w jego głosie, że próbował się kontrolować i jak na razie dobrze mu to wychodziło.

Pani Beckett miała na sobie jasno kremowy płaszcz, którego kołnierz obszyty był futrem i śmiałam mieć pewność, że nie było ono sztuczne. Wyglądała dostojnie, kiedy przejechała palcem po zagłębieniu szyi. Na jej twarzy nie mogłam znaleźć ani jednej zmarszczki i choć wiedziałam, że była to pewnie zasługa licznych operacji, które przeszła, to i tak jej zazdrościłam. Chciałam być tak zakonserwowana w jej wieku.

Jej spojrzenie zatrzymało się na mnie, jakby dopiero przypomniała sobie o mojej obecności.

– Z nią? – zapytała i gdybym nie widziała wyrazu jej twarzy, mogłabym nawet stwierdzić, że nie było w tym nic dziwnego. – A co do Viviane. – Nie umknęło mi, że, z jakiegoś powodu, nie zdrabniała jej imienia. – Tęsknię za nią i nigdy nie pogodziłam się z tym, że się rozstaliście, dlatego nie zabronisz mi się z nią spotykać.

FakeLove (II Tom Four Seasons) Where stories live. Discover now