Thirteen

1.2K 205 16
                                    




Carla

– Carla! Chodź tutaj! – Krzyk mojej matki, rozniósł się po całym domu. Słyszałam, że była pijana, ale myślałam, że dziś da mi spokój. Odłożyłam kredki, poszłam do pokoju i zobaczyłam ją siedzącą na kolanach mężczyzny, którego widziałam pierwszy raz w życiu i pomimo, że przewijało się ich przez nasz dom mnóstwo mężczyzn, potrafiłam rozpoznać twarz każdego z nich. Matka miała na sobie krótką spódniczkę, która delikatnie się podwinęła, przez co było jej widać majtki. Jej bluzka była tak skąpa, że nie zrobiłoby różnicy, gdyby w ogóle jej nie założyła. Dziś nosiła blond perukę, bo widocznie ten pan sobie tego zażyczył. W jej sypialni była szafa, a w niej mnóstwo peruk. Miała tam chyba każdy możliwy kolor. Kiedyś, gdy weszłam tam bez jej pozwolenia i zaczęłam je przymierzać, pozując przed lustrem, zbiła mnie tak mocno, że nie chodziłam do szkoły przez tydzień. Od tamtej pory nigdy więcej nie byłam w jej sypialni.

            – Idź do sklepu i kup dwie butelki ginu, tylko się pośpiesz – wybełkotała.

            – Mamo.... – Od dawna to słowo z trudem przechodziło mi przez gardło, ale gdy próbowałam nazwać ją inaczej, wpadała we wściekłość. – Wiesz, przecież, że nie sprzedadzą mi alkoholu.

            – Nie pyskuj, bo znowu będziesz miała karę! Idź do tego sklepu za rogiem, tam nie będą robić problemu, tylko weź plecak i schowaj tam butelki.

            Mężczyzna nie odrywał ode mnie wzroku. Wyglądał staro i jak się uśmiechał widziałam jego żółte zęby. Miał ogromny brzuch i koszulę rozpiętą od góry.

            – Fajna ta twoja córeczka – zarechotał. – Może zabawimy się razem, jak wróci ze sklepu?

            – Głupi jesteś, ona ma jedenaście lat, chcesz iść siedzieć? – Przez krótką chwilę, wstąpiła we mnie nadzieja, że może gdzieś tam głęboko, były w niej jakieś uczucia i kochała mnie choć odrobinę. – Jak dorośnie przyuczę ją do zawodu, będzie zarabiać lepiej ode mnie.

Wybiegłam z pokoju, połykając łzy, które paliły mnie pod powiekami. Poszłam do kuchni i zabrałam pieniądze, które mama trzymała zawsze na czarną godzinę. Wiedziałam, że prawdopodobnie były to nasze ostatnie oszczędności, ale gdybym się jej sprzeciwiła, znowu dostałabym lanie.

Założyłam kurtkę, która była pozszywana wielu miejscach, ale widziałam, że zaczęły robić się nowe dziury, na głowę czapkę i opatuliłam się szalikiem, po czym wybiegłam. Gdy znalazłam się na zewnątrz mróz zaczął szczypać mnie w policzki. Odetchnęłam głęboko, uśmiechając się szeroko, widząc, ile przez noc spadło śniegu. Zastanawiałam się nawet, czy nie spędzić tu dzisiejszej nocy. Było mi tak dobrze, bo w końcu nie czułam odoru alkoholu, który wdarł się w mury naszego mieszkania. Ruszyłam przed siebie, przyglądając się twarzom mijanych ludzi. Były to rodziny z dziećmi, wyglądali na tak szczęśliwych. Wyobrażałam sobie, że wracają do domu, rozpakowują zakupy, a dzieci biegną do swoich pokoi, żeby napisać list do Mikołaja. Potem idą lepić bałwana, przy którym robią sobie pamiątkowe zdjęcie do rodzinnego albumu. Miałam ochotę wykrzyczeć im prosto w twarz, że Święty Mikołaj nie istnieje, bo gdyby istniał dostałby moje listy, które wysyłałam co roku.

Witryny sklepowe przystrojone były światełkami, stały w nich choinki i właśnie przechodziłam koło cukierni, która za każdym razem kusiła mnie swoim zapachem. To była jedyna rzecz, którą lubiłam w chodzeniu po alkohol dla mamy. Tez zapach, kiedy mijałam te miejsce. Przystanęłam, wyciągnęłam wszystkie pieniądze, które zabrałam z szafki w kuchni i obliczyłam, że starczy mi na jedno małe ciasteczko. Dziś była wigilia, a w domu nie było nawet żadnej odświętnej kolacji. W tym momencie postanowiłam, że to będzie mój prezent, przecież mama się nie dowie. Kiedy weszłam do środka, rozległ się dźwięk dzwonka, dokładnie taki, jaki sobie wyobrażałam. Starsza pani, która stała za ladą, uniosła wzrok, a kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko.

FakeLove (II Tom Four Seasons) Onde as histórias ganham vida. Descobre agora