Rozdział trzydziesty pierwszy

863 28 7
                                    


Nikołaj

Pogubiłem się już, który to był sprawdzian dla małolaty – dawno jej tak nie nazywałem, nawet w myślach – ale ten był najważniejszy ze wszystkich. Bo od tego czy podoła zależało tak naprawdę wszystko. Każdy twierdził, że to nie możliwe, że Klara nie nadawała się na jedną z nas. Była zbyt słaba i zbyt delikatna aby móc kogoś zabić. Nikt nie wierzył, że kiedy będzie trzeba naciśnie spust odbierając komuś życie. Nikt oprócz mnie, bo widziałem na własne oczy, że raz już to zrobiła.

Przyśpieszyłem kroku gdy mężczyzna przede mną prawie znikał w drzwiach gabinetu. W ostatniej chwili wsunąłem w szparę stopę. Wpełzłem do pomieszczenia i zamknąłem z trzaskiem drzwi oznajmiając o swojej obecności. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i otworzył usta niedowierzając. Przekręciłem klucz w drzwiach i ruszyłem powoli do przodu. Z każdym moim krokiem cofał się do tyłu, a na jego czole pojawiało się coraz więcej kropelek potu.

– Coś się zmieniło Natanielu? Przy naszym ostatnim spotkaniu byłeś pewny siebie. Stało się coś? – Przechyliłem głowę obserwując jak przeskakuje rozbieganym wzrokiem ze mnie to na drzwi.

– Nie oczywiście, że nie. – Poluzował kołnierzyk swojej koszuli, jakby oddychało mu się coraz trudniej. – Co cię tutaj sprowadza? Mogłeś siedzieć na bankiecie, a interesy załatwić kiedy indziej. Widziałem, że po raz pierwszy przyprowadziłeś ze sobą kobietę. Czuję się zaszczycony. – W jego spojrzeniu coś jakby się zmieniło gdy wspomniał o dziewczynie.

– Chodzi ci o Klarę? Widziałem jak na nią zerkałeś, nie radzę... – Przetarł rękawem mokre czoło.

Była moja, tylko moja pod wieloma względami i o ile wcześniej nie przeszkadzało mi, jak moi znajomi jej dotykali. Teraz wystarczyło tylko jedno spojrzenie tego starucha, abym z trudem przy niej stał. Za każdym razem gdy przyłapywałem go na wpatrywaniu się w nią pomimo, że przy jego boku stała jego nowa młoda żona, przyciągałem Klarę bliżej siebie pokazując mu, że nie ma na co liczyć. A on za każdym razem posyłał mi pewne siebie spojrzenie. Nie znał słowa odmowy, zawsze dąży po trupach do celu. Nie sprawdza innej drogi tylko odbiera tą najszybszą. Jakby zapragnął Klary aż tak bardzo wziąłby ją, nawet jeśli musiałby mnie zabić.

– Jak tam twoja nowa żona? – Zrobiłem kolejny krok w jego stronę. – Taka jak poprzednia? Czy tym razem role się odwróciły? To nie ona puszcza cię kantem tylko ty ją?

– Nawet jeśli to nie twój interes. Tylko po to tutaj przyszedłeś? – Oparł dłoń na biurku, zapewne próbując sięgnąć broń, która leżała w jednej z jego szuflad. – Jeśli nie masz nic ważnego, wynoś się z gabinetu. Nie po to opuściłem bankiet, aby teraz z tobą rozmawiać. Mam sprawy, które do cholery nie cierpią zwłoki. – Pokiwałem chociaż udając, że go słuchałem. Spojrzałem na zegarek dostrzegając, że już czas.

– Miło się rozmawiało wiesz? – Wyciągnąłem pistolet i strzeliłem wprost w jego brzuch. W tym samym momencie w sali rozległ się strzał i huk. 

Odwróciłem głowę w kierunku drzwi czując w środku jakby dumę. Jak na razie sobie poradziła, to było najważniejsze. Mężczyzna zatoczył się do tyłu i objął ramieniem ranę, z której sączyła się już szkarłatna ciecz. 

– No więc tak... Doszły mnie słuchy, że próbujesz mnie podkopać. Roznosisz ploty, że przez kobietę stałem się słaby, że mam zamiar odejść z biznesu. Wiesz jak to wpływa na moją reputację?

Wyminąłem mężczyznę i podszedłem do obrazu wiszącego na ścianie obok jego biurka. Zdjąłem go i odrzuciłem na podłogę. Mężczyzna za mną wciągnął powietrze, gdy usłyszał jak płótno się podarło. Koneser jebanej sztuki się znalazł. Podszedłem do sejfu ukrytego w ścianie i zacząłem próbować go otwierać. Nie było trudnością, żeby złamać kod.

Diabelski dotyk |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz