Rozdział siedemnasty

2.1K 51 0
                                    


Klara

Park był jedynym miejscem w naszym mieście gdzie mogliśmy siedzieć. Oprócz szkoły to właśnie tutaj spotykaliśmy się najczęściej. Choć stolicę mieliśmy całkiem niedaleko bo tylko siedemnaście kilometrów, rzadko tam bywaliśmy. Duże miasto nie było miejscem, gdzie czuliśmy się najlepiej, a przynajmniej ja. Choć zdawałam sobie sprawę, że chcąc spełnić swoje marzenia będę musiała zmienić swoje nastawienie. Ale przez ten czas mogłam nacieszyć się swoim małym miasteczkiem.

Mały pomost na który właśnie weszłam był miejscem naszych spotkań, tyle ile jego deski usłyszały naszych wyzwisk, płaczów i lamentów było nie do pojęcia.

Choć napisałam do nich niespodziewanie siedzieli już na pomoście pochłonięci rozmową. Nie zauważyli nawet jak weszłam. Sam widok osób, które wkradły się do mojego życia sprawiał, że uśmiech gościł mi na twarzy. Podbiegłam do Dawida i trzymając dłonie na jego barkach i wskoczyłam na jego plecy. Wydał z siebie dziwny dźwięk mający chyba świadczyć o zaskoczeniu.

– Klara! – Oksana krzyknęła gdy Dawid przerzucił mnie na swoje kolana i niechcący potrąciłam ją butem. – Czyżbyś dostała tą tak bardzo upragnioną przez ciebie szóstkę z matematyki, że masz tak świetny humor. – Mój uśmiech delikatnie przygasł.

– Nie, po prostu zdałam sobie z czegoś sprawę. – Poprawiłam się na kolanach chłopaka. Ani mi, ani jemu nie przeszkadzało, że pomimo iż byliśmy tylko przyjaciółmi zachowywaliśmy się według niektórych jak para. – Szkoła to najlepszy czas w życiu, tym bardziej liceum a ja marnuję go na naukę. Rozumiem to też jest ważne, ale zamiast spędzać czas ze swoimi znajomymi korzystać z uroków młodości, z życia bez żadnych problemów ja siedzę dniami i nocami nad książkami. W tym roku byłam na jednej imprezie, i to tylko tej na którą Oksana zaciągnęła mnie siłą.

– Dziecko drogie. – Arek wychylił się nad Oksaną i przyłożył rękę do mojego czoła. – Ty masz chyba gorączkę. Trzeba na OIOM jechać bo zanim karetka tutaj będzie to może być już nieciekawie.

– Możesz przestać? Ja to mówię na serio, a ty musisz z wszystkiego robić sobie bekę. Nie możesz choć raz przestać? – Przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni moim zachowanie, albo pretensją w głosie, której nie dało się ukryć.

– Klaro musisz wybaczyć, ale nikt z tutaj zebranych nie uwierzy w to, że najlepsza, wzorowa uczennica postanawia przestać się uczyć i spędzać więcej czasu z nami. Nie żeby coś, ale wszystko w domu w porządku?

– Dobra Gabriel cicho być... – Oksana uciszyła go ręką, a Arek zdzielił w tył głowy. – Zdradź nam ile czasu zajęło ci myślenie o tym? Klaro, my nie będziemy na ciebie źli, lubimy cię taką jaką jesteś, nie musisz się zmieniać tylko dlatego, żeby się do nas dopasować. Każdy z nas jest inny i to w naszej paczce jest najlepsze. Nie musimy chodzić razem na imprezy, żeby się przyjaźnić.

Westchnęłam i wstałam z kolan Dawida podchodząc do drewnianej barierki. Czy chciałam się dopasować? Wiedziałam, że moi przyjaciele lubią mnie taką jaką jestem i to nie tylko dlatego, że pomagam im w lekcjach. Znaliśmy się od kilku lat; Oksana miała rację każdy z nas był inny. Różniliśmy się diametralnie, ale to powodowało, że tak bardzo do siebie pasowaliśmy. Mimo to ja potrzebowałam zmiany i nie robiłam tego ze względu na nich, wewnątrz siebie czułam, że nadszedł czas aby pokierować swoim życiem w nieco innym kierunku. Nauka była ważnym aspektem tym bardziej jeśli chciałam spełniać swoje marzenia, ale na czwórkach i piątkach też było to możliwe, nie musiałam mieć samych szóstek. Odwróciłam się do przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie uważnie.

– Dlaczego nie możecie zaakceptować tego, że chce się zmienić? Nie robię tego dla was. – Dawid uniósł brew nie wierząc do końca w moje słowa. – Może trochę... – Westchnęłam. – Czuje, że powoli to mnie dusi. Nauka, oceny, ta presja społeczna. Oczekiwania innych... Do tej pory robiłam wszystko aby rodzice albo chociażby nauczyciele byli ze mnie zadowoleni i dumni, ale gdzieś w tym wszystkim zatraciłam siebie. Nie mam już sił wmawiać sobie, że to jestem prawdziwa ja. Nie zdajecie sobie nawet sprawy jak momentami bardzo podoba mi się wasze luźne podejście do życia.

– Choć tutaj. – Oksana wyciągnęła rękę w moją stronę i przysunęła się bliżej Arka robiąc mi miejsce na ławce obok niej. – Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej. – Objęła mnie ramieniem. – Dlaczego nie porozmawiasz z rodzicami? Nie powiesz im, że to cię męczy. Znam twoja mamę na tyle, że zdołałam odkryć, że jest cięta na imprezy i jakiekolwiek wyjścia w środku tygodnia. Ale jesteś pełnoletnia jak my wszyscy i to jest twoje życie. Powinnaś zacząć decydować o sobie.

– Nie wiem... Może nie chce ich zawieść? – Wpatrywałam się w taflę wody, która zmąciła się gdy żaba wskoczyła do sadzawki. Spojrzałam na Dawida, który objął mnie i przyciągnął do siebie.

– Bez względu co będziesz chciała zrobić, czy będziesz chciała przefarbować włosy zacząć imprezować czy zostać tą Klarą, którą znamy od początku zawsze będziemy stali za tobą murem. – Przymknęłam powieki gdy złożył pocałunek na moim czole. To była tylko przyjaźń...

– Dziękuję. Ja za wami też.

Z chwilą wypowiedzenia tych słów zewsząd zaczął wiać zimny wiatr. Liście zaczęły latać przemieszczając się wraz z drobinkami piasku. Obróciłam się w koło nie pojmując co się właśnie dzieje. To nie tak wyglądało...

Już nie byliśmy w naszej rodzinnej miejscowości, byliśmy znowu w forcie Beniaminów. Odwróciłam się do tyłu i zrobiłam momentalnie dwa kroki w tył, podskakując gdy wpadłam na coś twardego. Obróciłam się do tyłu dostrzegając Nikołaja. Mężczyzna uśmiechał się do mnie, ale był to inny uśmiech niż ten którym obdarzał mnie do tej pory. Nie zrobiłam kompletnie nic gdy jego usta musnęły moje, a w mojej dłoni pojawiło się coś ciężkiego. Spojrzałam w dół i dostrzegłam broń, pistolet. Ten sam, którym...

Obróciłam się do tyłu spoglądając na klęczących przede mną przyjaciół. Dosłownie chwilę temu rozmawialiśmy, a teraz klęczeli przede mną. Ich twarze były białe jak mąka, oczy jakby nieobecne nie pokazywali żadnych uczuć oprócz Oksany, która płakała. Nie czułam jak moja dłoń sama unosi się w górę. Z przerażeniem wpatrywałam się w czarny pistolet i w moje palce, które same zbliżają się do spusty, tylko po to aby go nacisnąć, a w pomieszczeniu rozbrzmiał odgłos strzału. Ciała moich przyjaciół leżały na betonie, w odłamkach szkła i tynku. Nie ruszali się a, z ich ciała leciała krew.

– Widzisz jesteś taka sama jak ja. Dokładnie taka sama...

Wstałam gwałtownie krzycząc i wyrywając sobie włosy. Nie byłam już w magazynie tylko e pokoju, który od kilku dni stanowił moją sypialnie, ale mimo to nadal czułam na skórze chłód. Trzęsłam się próbując wyrzucić z głowy to wszystko.  To chore wspomnienie, które z pięknego stało się kolejnym koszmarem. Złapałam się dłonią za szyję gdy oddech stawał się coraz trudniejszy do nabrania. Zabiłam ich. Zabiłam człowieka. Zabiłam tylko dlatego, że on mi kazał. Zmusił mnie abym odebrała komuś życie. Abym stała się taka jak on. To ja powinnam być na ich miejscu nie oni. Widzisz jesteś taka sama jak ja. Dokładnie taka sama... To nie była prawda. Nie mogła być. Prawda?

To wspomnienie było tak realne, że byłam pewna że dzieje się naprawdę. Myślałam, że czas cofnął się i po raz kolejny będę przeżywać to samo. Zaledwie kilka dni przed tym feralnym wieczorem siedzieliśmy na pomoście i o tym rozmawialiśmy, ale tamto wspomnienie nie kończyło się tak jak koszmar. Gdybym potrafiła cofnąć czas... Wtedy nie popełniłabym tych samych błędów, nie poszłabym na ruinę i zrobiłabym wszystko aby odwieść przyjaciół od tego pomysłu. Ale to było prawdziwe życie, nie żadna książka ani film gdzie wszystko było możliwe. A to co z pozoru wydawało się niemożliwe zazwyczaj stawało się prawdziwe.

Diabelski dotyk |Where stories live. Discover now