Rozdział dwudziesty czwarty

1.5K 43 2
                                    

Klara

Położyłam głowę na szybie wpatrując się w mijane ulice. Kiedyś uwielbiałam obserwować co działo się za oknem, teraz było mi wszystko jedno. Mężczyzna, który mnie uwięził znowu mnie gdzieś zabiera. Bez słowa wyjaśnienia kazał wsiąść do samochodu i pognał przed siebie. Nie zwróciłam nawet zbytnio uwagi gdy ulice, które mijaliśmy stawały się znajome.

– Wysiadaj. – Samochód zatrzymał się w miejscu, a mężczyzna wyszedł na zewnątrz. Przez przednią szybę widziałam jak czekał, aż zrobię to samo. Wsunął dłonie w kieszeni spodni nie spuszczając ze mnie wzroku. Czekał tylko, aż zrobię coś źle, żeby po raz kolejny móc mnie ukarać.

Gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi, a ja przyjrzałam się bliżej okolicy pojęłam gdzie byliśmy. Cmentarz, niedaleko mojego miasta. Ten sam na którym leżała moja babcia. Ten sam, który odwiedzałam co roku we wszystkich świętych składając pomarańczowe róże na jej pomniku. Nie wierzyłam, że byłam tak blisko domu. Mężczyzna chwycił za mój nadgarstek i siłą wciągnął mnie przez bramę.

Lawirowaliśmy między alejkami z nagrobkami aby dotrzeć do tych, które pokazały mi, że wszystko przepadło. Wszystko stało się prawdą, miałam dowody. Dowody, których w żaden sposób nie można było podważyć. Opadłam na kolana dostrzegając napisy na kamiennych płytach: Oksana Dąbrowska, Arek Graham, Dawid Wójcik, Gabriel Swarovski. Wszyscy moi przyjaciele pochowani obok siebie. Sam widok ich grobów sprawiał, że czułam się słabo, ale gdy dostrzegłam nagrobek pośrodku myślałam, że zwymiotuję. Pochyliłam się do przodu próbując uspokoić swój żołądek. Klara Olszewska. Moje czarno białe zdjęcie w rogu płyty było czymś okropnym. Wszyscy myśleli, że to ja, że ja tutaj leżałam. A tak naprawdę to jakaś dziewczyna. Obca osoba, której rodzina pewnie szuka, a której już nigdy nie zobaczą. Bo leżała w obcym grobie, tam gdzie powinnam być ja. To ja powinnam zginąć, a ona żyć. Cieszyć się z uroków młodości.

– Dlaczego? Dlaczego mi to pokazujesz. – Podniosłam głowę do góry wpatrując się w niego przez łzy, które ciekły strumieniami. – Ja też... Ja też powinnam tutaj leżeć. Ja nie tamta dziewczyna. – Pokazałam na siebie palcem. – Proszę, zabij mnie. Skoro jesteśmy już na cmentarzu co ci szkodzi. Strzel do mnie, zostaw ciało. Ktoś mnie znajdzie, zobaczą, że się pomylili.

– Jeszcze nie pojełaś? – Oparł się o nagrobek za sobą i zgiął nogi w kostkach. – Możesz wmawiać sobie dalej ile tylko będziesz chciała. Ale mnie nie oszukasz. Nie jesteś wstanie ukryć, że w twoich żyłach tak jak w moich wpłynie chęć mordu, zabijania. Widziałem to w twoich oczach gdy miałaś zabić tamtego mężczyznę. Oprócz strachu było coś jeszcze... adrenalina. – Zaczęłam gwałtownie kręcić głową. Kłamał tylko to potrafił. Kłamać i manipulować, chcąc zdobyć to co sobie ubzdurał. – Dlaczego od pewnego czasu nie pokazywałaś uczuć, a teraz płaczesz? Ryczysz nad czymś co i tak już straciłaś. Twoje słony łzy nie sprawią, że przywrócisz im życia.

– Co ty możesz o tym wiedzieć! – Krzyknęłam wbijając paznokcie w ziemię. – Żyliby gdybyś ich nie zabił. Gdybyś pozwolił nam odejść, wszystko byloby tak jak dawniej. Znowu chodziłabym do szkoły. Zastanawiała się nad swoim życiem. Nie spała po nocach martwiąc się czy zdam egzaminy.

– Nic nie byłoby tak jak dawniej. Mieszkasz ze mną przeszło od miesiąca a ty jeszcze nie zdałaś sobie sprawy jak funkcjonuje mój świat. Zabiłem ich ja, ale gdybym puścił was wolno zabiłby was ktoś inny. I ty tak samo jak oni gryzłabyś kwiatki od spodu. Żyli by gdyby nie wpadli na pomysł, aby w nocy chodzić po pustostanach. Wydawałaś się mądrą dziewczynką, a nie odwiodłaś ich od tego pomysłu. Dlaczego? – Poczułam jego oddech na mojej szyi gdy przykucnął tuż za mną. – Tak dużo udało mi się osiągnąć. Zacząłem tworzyć cię od nowa, na swoje podobieństwo a tym płaczem zniszczyłaś całe moje wysiłki.

Diabelski dotyk |Where stories live. Discover now