Rozdział dwudziesty szósty

1.7K 52 9
                                    

Klara

Kobieta przyniosła mi kubek z parującą herbatą. Podziękowałam skinieniem i upiłam łyk parząc sobie przy tym język. Nie miałam pojęcia dlaczego tak drobny ból sprawił, że po moich policzkach zaczęły płynąć łzy szczęścia. Może dlatego, że uświadomił mi, że to jednak nie był sen, że w końcu mi się udało i uciekłam od tego potwora.

Staruszka wydawała się miła, pomimo że mój widok na pewno ją przestraszył, wpuściła mnie do domu. Posadziła na kanapie, okryła zmarznięte ramiona wełnianym kocem i przyniosła ciepłą herbatę. Okazała mi choć trochę troski, której tak bardzo mi brakowało. Podniosłam głowę w kierunku drzwi starsza pani wróciła do pomieszczenia z gorącym kubkiem w swoich dłoniach usiadła na bujanym fotelu w kącie pomieszczenia.

– Dlaczego wyglądasz tak jak wyglądasz? Dlaczego uciekałaś? Przecież w niedalekiej okolicy nie ma żadnego innego domostwa. Co robiłaś sama w lesie? – Tyle pytań, a każda odpowiedź była coraz cięższa.

Zacisnęłam palce na kubku prując powstrzymać okropne obrazy pojawiające się w mojej głowie. Wzdrygnęłam się kiedy staruszka wstała z bujanego fotela i przeniosła się na kanapę obok mnie. Swoją ciepłą dłoń położyła na moich.

– Czasami łatwiej rozmawia się z osobą, której się nie zna. Nie boisz się wtedy, że będziesz oceniana. Spróbuj... – Wzięłam głęboki oddech pozwalając aby słowa zaczęły płynąć z moich ust.

– Uciekałam przed mężczyzną... – Dłoń kobiety zacisnęła się na moich, tym małym gestem udzielając mi wsparcia. – O... on mnie skrzywdził, nie raz... – Wzdrygnęłam się i odruchowo spojrzałam w kierunku drzwi kiedy ktoś zapukał w drewno.

Odgłosy uderzenia o drewno odbijały się w mojej głowie sprawiając ból i wywołując coraz większy strach. Każda kolejna sekunda utwierdzała mnie w tym, że cieszyłam się zbyt szybko.

– Siedź spokojnie ja otworzę. – Z trudem wymusiłam uśmiech. Staruszka podniosła się z fotela odstawiając uprzednio kubek na komodę i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Upiłam łyk malinowej herbaty próbując nie myśleć o tym co zaraz miało się stać.

– Dobry wieczór, przepraszam, że nachodzę. – Wstałam gwałtownie z kanapy odsuwając się w najmniej widoczny kąt pokoju. Chciałam być silna, ale jego głos sprawił, że zrobiło mi się słabo. – Czy widziała pani moją narzeczoną? Byliśmy na spacerze, ale wystraszyła się jakichś odgłosów i uciekła w panice. – Jedyne co byłam w stanie w tej chwili robić to modlitwa. Modliłam się tylko, aby ta przemiła starsza pani skłamała, powiedziała, że mnie tutaj nie ma, że w ogóle mnie nie widziała. – Czasami zbyt mocno panikuje.

– Pańską narzeczoną? A może powiedzieć mi pan jak wyglądała? – Łza spłynęła po moim policzku wpadając wprost do kubka z herbatą.

– Młoda, troszkę wyższa od pani. Miała biały sweter i ciemne jeansy. Biegła przez krzaki, więc może mieć jakieś zadrapania.

– Wie pan co... – Kobieta zamilkła przez chwilę, a ja tracąc całą nadzieję zjechałam plecami po ścianie. Ile trwała moja wolność? Dziesięć minut, piętnaście? Wolność, z której tak bardzo się cieszyłam znowu miała mi zostać brutalnie odebrana. – Pan wybaczy, ale nikogo takiego nie widziałam. Ani niedawno, ani wcześniej. Mieszkam na odludziu, musi się pan ze mną zgodzić, rzadko jacyś ludzie do mnie przychodzą.

Drzwi zamknęły się, mimo to nadal byłam gotowa na to, że mężczyzna zaraz pojawi się w salonie, powie, że wracamy a w jego oczach będę widziała czystą furie. Zamiast niego w salonie pojawiła się jednak z powrotem starsza pani. Widząc mnie skuloną w kącie, zapłakaną przeraziła się jeszcze bardziej niż gdy zobaczyła mnie przed drzwiami swojego domu.

Diabelski dotyk |Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ